Camino de Santiago

"Wyzwania nas rozwijają" - moje Camino

03/2016
"Wyzwania nas rozwijają" - moje Camino

Witold Kaczmarzyk :: 13.03.2016 05:57
1 dzień [5.07.2012] St. Jean Pied de Port -Roncesvalles (22km)

Na początek muszę przeprosić, że piszę tę relację po prawie 4 latach "ciszy". Ostatni komentarz jednego z użytkowników mnie zmotywował do dokończenia tego co się zaczęło.
Tak czy siak będę spisywał to co pamiętam - może w takim razie będzie to co najważniejsze z Camino utkwiło w mojej głowie skoro po 4 latach nadal pamiętam niektóre szczegóły.

Pamiętam, że ten poranek nie należał do najprzyjemniejszych. Wczesna pobudka, pakowanie i śniadanie w wersji francuskiej, które było w cenie noclegu. "Miła" pani gospodyni coś mówiła po francusku (angielskiego nic a nic) nalewając mi kawy z mlekiem do kubka - chyba coś o pogodzie, ale kto ją tam wie.
Po śniadaniu wymarsz w Camino - no wreszcie...chociaż chyba nie. Wszyscy mi opowiadali, że lipiec jest świetny, a tu...deszcz od samego początku.Jak się poźniej okazało, deszcz będzie padał cały dzień i noc.Mieliśmy do wyboru dwie trasy - ze względu na pogodę poszliśmy tą łatwiejszą - to są Pireneje, a mgła w górach nie ułatwiałaby wędrówki. Mogłem przetestować moją pelerynkę przciwdeszczową, którą nie bardzo chciałem brać z Polski.Piękne widoki, mimo deszczu, są warte moknięcia. Przekroczenie granicy francusko-hiszpańskiej jest tylko symboliczne - w końcu UE.Pierwszy z postojów przy jakimś supermarkecie - kabanosy itp. Poznajemy Czecha, który wyglądał jak "prawdziwy" pielgrzym - obdarte buty, spodnie, włosy posplatane (że niby dredy???). Jak sam mówi po czesku, że nie idzie do Santiago (gdzie to już nie pamiętam). Miał dwa psy do towarzystwa, które ogrzewają go w nocy, śpiąc koło niego.
Drugi etap trasy w tym dniu był bardziej stromy - duże przewyższenia, ale z chwilową przerwą od deszczu. Idę sam z przodu od czasu do czasu oglądając się za moimi towarzyszami pielgrzymiej doli.Wieczorem dochodzimy do Roncesvalles - prawdziwe schronisko dla pielgrzymów z prawdziwego zdarzenia.W nagrodę po gorącym prysznicu i praniu idziemy do restauracji na pstrąga z frytkami i winem - a co :) obiecałem sobie, że raz na tydzień będę jadł menu peregrino (około 10 E). Po kolacji wizyta w okolicznym kościele, kilka fotek i wracamy do siebie.
Na jednym z korytarzów dostrzegam stolik dla pielgrzymów - "weź, jeśli coś ci się przyda, zostaw jak nie potrzebujesz". Dostrzegam kieszonkową Biblię po hiszpańsku - akurat jakby na mnie czekała - biorę i jak się poźniej okazało doszła ze mną do samego Santiago (i do Polski wróciła). 22 km w nogach nie dało mi jakoś się odczuć - trenuję bieganie - ale w głowie myśli, że to dopiero początek...zasypiam szybko po hiszpańskiej stronie Camino...


Komentarze (3): Pokaż/ukryj komentarze »

  • B. i M. :: 18.03.2016 20:49 Ale się cieszę, że wróciłeś do pisania! Dawno już nie było niczyich wspomnień, a po Camino mam ciągle niedosyt przeżywania go jeszcze i jeszcze. Będzie super lekturka na wieczory. Dziękuję i pozdrawiam, Basia.
  • Pablito :: 27.05.2016 00:20 Hej, chłopie, czekam na kolejne wpisy! Fajnie się Ciebie czyta.
  • Karol :: 24.10.2018 11:29 I co dalej? zamilkłeś.


Dodaj komentarz »

"Wyzwania nas rozwijają" - moje Camino

Autor: Witold Kaczmarzyk
Ostatni wpis: 13.03.2016 05:57
Odwiedziny: 35272 (od 02.07.2012)