07/2017
Otwarte Ramiona Mojego Camino
« Starsze wpisy | Nowsze wpisy » |
Tamara Frączkowska :: 12.07.2017 20:45
Droga do Grandas de Salime
30 września 2016, po nocy spędzonej w alberdze Camino Antiqo w Berducedo, gdzie byłam jedynym pielgrzymem, wyruszam do Grandas de Salime. Jak zwykle Camino wita mnie cudownym porankiem.
Przede mną jeden z najpiękniejszych odcinków Camino Primitivo – tak opowiadają pielgrzymi, którzy szli tą Drogą. I ja przekonałam się, że mieli rację! Po ok. 5 km mijam La Mesę i wędruję dość stromo pod górkę, a potem przepiękną drogą, ostro w dół. Wokół piękne góry, mgły i bardzo niewielu pielgrzymów.
Dochodzę do maleńkiej Capilla de Santa Marina de Buspol. Kapliczka zamknięta, ale przez kratę można zobaczyć jej piękne wnętrze.
O, jest pielgrzym – robimy więc sobie nawzajem zdjęcia z piękną panoramą w tle
Zmierzam ku Embalse del Drandas de Salime (zapora wodna). Wokół cisza, słychać tylko ptaki, czuję się wspaniale, jakby te przepiękne krajobrazy i mleczne mgły należały tylko do mnie.
I oto ukazuje się, bardzo nisko, zbiornik przed zaporą z cudowną szmaragdową wodą.
Ale do zapory jeszcze spory kawałek i gdy tak wędruję, cały czas po lewej stronie mam tę cudowną szmaragdową wodę z coraz to piękniejszej perspektywy. Cisza. Nikogo. Jestem szczęśliwa, ale głodna Więc krótka przerwa na prosty, pielgrzymi posiłek.
I dalej w tę zachwycającą wędrówkę.
O, znowu pielgrzym, energiczny Hiszpan, który wędruje dziarskim krokiem. Mówi, że wędruje z bratem, ale brat idzie bardzo wolno i został gdzieś z tyłu. „Buen Camino” i znowu zostaję sama. Po jakiejś godzince dogania mnie brat. Idzie spokojnie, chwila rozmowy, robimy sobie nawzajem zdjęcia i znowu „Buen Camino”.
Po kliku kilometrach wyłania się ogromna budowla Embalse del Drandas de Salime. Wchodzę na zaporę (tak prowadzi szlak) i z jej szczytu robię zdjęcia.
Po drugiej stronie zapory widać opuszczone domy. Wybudowany w latach pięćdziesiątych XX wieku zbiornik pochłonął miejscowość Salime. To jej przygnębiające ślady.
Przechodzę na drugą stronę zapory i idę jeszcze kawałeczek, z takim pięknym widokiem.
Za mną ponad 15 kilometrów cudownej, niełatwej drogi i czas na jajecznicę, grzanki, zimniutką Coca-colę i maleńką, mocną kawę – w takim pięknym miejscu.
Jest tu kilkoro zmęczonych pielgrzymów. Część z nich, zmęczona drogą przez góry, zamawia taksówkę i jadą do Grandas de Salime – to jeszcze ponad 5 kilometrów. Droga prowadzi drugą stroną zbiornika i biegnie tak, jakbyśmy cofali się. Jestem zmęczona, ale do celu już blisko!
Przez pewien czas idę poboczem krętej, niezbyt szerokiej szosy, a samochody od czasu do czasu pędzą – trochę tu niebezpiecznie. Z ulgą więc spostrzegam żółtą strzałkę kierującą mnie stromo do lasu.
I jest – Grandas de Salime – czas na odpoczynek.
Zatrzymuje się w małej alberdze ”Grandas Casa Sanchez” (12 euro)
Wieczorne rozmowy pielgrzymów to przede wszystkim rozważania o kolejnych dniach, bo teraz zaczyna się najtrudniejsza część Camino Primitivo: przez Fonasagrade do O Cadavo. Na tym odcinku albergi są w odległości ok. 30 km. Jestem bardzo zmęczona i z niepokojem myślę, że będzie jeszcze bardziej stromo i będę miała tak długie odcinki do przejścia. Pytam o radę sympatyczną hospitaliero Celię. Potwierdza, że to trudne odcinki i radzi, żebym (wzorem kilkorga pielgrzymów) podjechała kilka kilometrów busem (które tutaj kursują). Jaka decyzje podjąć? Robię zakupy na skromny obiad i na jutro. Przed godziną 18 ja i trójka starszych wiekiem mieszkańców Grandas de Salime czekamy na nabożeństwo, ale ksiądz nie pojawia się. Jeden z mieszkańców szuka go w… barze. Nie ma. Trudno
W alberdze jeszcze raz wczytuję się w przewodnik Macieja Ratajczaka. Jak Scarlet z „Przeminęło wiatrem” myślę: Jutro będzie nowy dzień i wtedy podejmę decyzję. Potem wtulam sie w śpiwór i, w towarzystwie trzech sympatycznych (nie chrapiących) Niemców, zasypiam.