07/2019
Otwarte Ramiona Mojego Camino
« Starsze wpisy | Nowsze wpisy » |
Tamara Frączkowska :: 09.07.2019 20:35
Norte: Tadeusz - wyjątkowe spotkanie!
11 czerwca rano ruszyłam wolniutko z albergue As Pedreiras w Vilalba, z planem przejścia ok. 18 km do Baamonde. Usztywniająca opaska na kolano, Voltaren, środek przeciwzapalny i przeciwbólowy, moje świetne kijki trekkingowe i Correos (firma przewożąca plecaki) – to byli moi sprzymierzeńcy. I wtedy św. Jakub zesłał mi jeszcze jednego wspaniałego sprzymierzeńca! Szłam wolniutko, uważnie stawiając nogi. Na szczęście droga nie była zbyt stroma, a pogoda sprzyjała wędrówce. Wszyscy, naprawdę wszyscy, pielgrzymi szli szybciej ode mnie Mijając mnie pozdrawiali: Buen Camino! i… mogłam obejrzeć kolejny oddalający się plecak. I nagle, na plecaku mijającego mnie pielgrzyma, zobaczyłam napis: Polska! Jaka radość! Zatrzymaliśmy się i gdy powiedziałam, że mam na imię Tamara i jestem z Elbląga on powiedział, że… mnie zna! Zdziwiłam się bardzo! Ja widziałam go pierwszy raz. Jak to możliwe? Okazało się, że mieszkający w Gdańsku Tadeusz zna mnie, bo czytał mojego bloga Okazało się też, że mamy wspólną znajomą Caminowiczkę z Gdańska – Basię, którą poznałam, gdy przygotowywałam się do swojego pierwszego Camino. Naprawdę, świat jest bardzo mały, szczególnie świat caminowy! Tadeusz szedł, tak jak ja, do Baamonde. Był tak miły, że postanowił towarzyszyć mi. Zwolnił tak, żeby iść w moim tempie – a wierzcie mi, baaardzo musiał zwolnić. Jak miło było iść z kimś tak serdecznym, rozmawiać po polsku i nie myśleć o bolącym kolanie. Tak się zagadaliśmy, że… zgubiliśmy szlak! Ale Tadeusz, spokojnie wyprowadził nas do miejsca, gdzie znowu pojawiła się nasza ukochana żółta strzałka.
Tadeusz towarzyszył mi w drodze jeszcze na drugi dzień, gdy szliśmy ok. 15 km z Baamonde do Miraz. Nasze drogi rozeszły się na trzeci dzień: ja poszłam (a właściwie pojechałam) do lekarza, bo kolano coraz bardziej mi dokuczało, a Tadeusz ruszył do Sobrado dos Monxes. Potem dzwonił do mnie wielokrotnie i dopytywał się jak mi się idzie, a także przekazywał informacje o albergue, w których się zatrzymywał. To było naprawdę wyjątkowe spotkanie: dodało mi otuchy, a świadomość, że ktoś idzie przede mną i myśli czy u mnie wszystko w porządku i dzieli się za mną informacjami, które mają ułatwić mi wędrówkę bardzo mi pomagała. TADEUSZ – DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA!
Wspólna wędrówka z Tadeuszem dodawała mi otuchy i podwoiła radość, gdy stanęliśmy przy słupku 100 km do Santiago!
Gdy dzisiaj wspominam swoje Camino del Norte, przeglądam zdjęcia i notatki, z zaskoczeniem widzę, że właśnie na tym, najtrudniejszym moim Camino, pojawiali się współpielgrzymi, którzy świadomie bądź nieświadomie pomagali mi w trudnych sytuacjach. Opowiem o tym wkrótce. Wszystkim Buen Camino!
Tamara Frączkowska :: 04.07.2019 12:48
Norte: "Tylko" 100 km do Santiago?!
20 czerwca 2019 weszłam do Santiago de Compostela kończąc moje, nieco zmodyfikowane, CAMINO DEL NORTE - wg informacji na Compostelce to 824 km. Moja modyfikacja polegała na tym, że idąc, jesienią 2018r. z Irun (czyli od początku Norte), przed Gijon zboczyłam na południe i po przejściu ponad 40 km, przez Valdedios i Pola de Siero doszłam do Oviedo, gdzie po raz kolejny zachwyciłam się Katedrą San Salvador i jej wielkim skarbem Sudarium. Potem, wiosną 2019r., wróciłam do Gijon i powędrowałam dalszym odcinkiem Camino del Norte do Santiago de Compostela. Gdy do Santiago de Compostela pozostało mi już „tylko” ok. 100 kilometrów, św. Jakub „zatrzymał mnie” zsyłając na mnie poważną kontuzję kolana, która po prostu nie pozwalała mi iść dalej! 100 km przed Santiago – po przejściu prawie 800 km! Byłam naprawdę bardzo bliska rezygnacji z Camino. Rozważałam, wraz z zaniepokojoną rodziną, przejazd do Santiago, przebukowanie biletu powrotnego i wcześniejszy powrót do domu. Rozmawiałam też o tym z pielgrzymami w albergue As Pedreiras w Vilalba, gdzie się zatrzymałam. Rozważyłam wszystkie za i przeciw i postanowiłam… jednak spróbować iść dalej Voltaren, usztywniająca opaska na kolano, środek przeciwzapalny i przeciwbólowy, moje świetne kijki trekkingowe i Correos (firma przewożąca plecaki) – to byli moi sprzymierzeńcy. Gdy po tej decyzji, na drugi dzień rano ruszyłam wolniutko z albergue w Vilalba, z planem przejścia ok. 18 km do Baamonde, św. Jakub zesłał mi jeszcze jednego wspaniałego sprzymierzeńca! Kogo? O tym opowiem następnym razem.
Z Vilalba do Baamonde wyruszyłam wraz ze wschodzącym słońcem.
Szłam wolniutko, z nadzieją, że dojdę.
To było bardzo ważne spotkanie w Drodze!
Żółte muszelki i strzałki nigdy pielgrzyma nie zawiodą!
Doszłam do Baamonde Albergue municypalne w Baamonde! Nawet kaloryfery były ciepłe!