03/2014
Szlakiem muszli

GRZEGORZ KACZOR :: 28.03.2014 22:30
34 kilometry życia


Jest taki odcinek na Camino Frances który ni mniej ni więcej odzwierciedla naszą codzienność a raczej nasze zmaganie się z nią. Także i mnie było dane doświadczyć tej niesamowitej części Drogi.
Mowa tutaj o odcinku między Mabanal del Camino a Ponferradą. Dokładnie 34 km. Większość z pielgrzymów dzieli tą trasę na dwie części zatrzymując się (idąc z Astorgi) bądź w Foncebadon bądź w Acebo lub Molinaseca. Nie chodzi tutaj jednak o miejscowości mijane po drodze a ... ukształtowanie terenu które wymusza na ans masę wyrzeczeń, wewnętrznej walki z samym sobą. Poniżej graficzne przedstawienie przekroju trasy:
Jest to jednocześnie trasa na najwyższe wzniesienie na całym Camino czyli pod Cruz de Ferro.
Ale do rzeczy.

Start w Rabanal del Camino był dla mnie wyjątkowy. To trzeci dzień mojej wędrówki i pierwsze odciski dały się już we znaki. Wyobraź sobie że wychodzisz z miasteczka i tuż ja ostatnimi zabudowaniami widzisz... NIC! Tak, jeśli miałbym kiedykolwiek określić "nicość" idealnie odwzorowałby ją widok który zastałęm. Czarne nic było przede mną a ja musiałem w to wejść. Najmniejsza na świecie latarka jaką dzierżyłem w dłoni dawała nikłą nadzieję na powodzenie. W sumie to nie miałem wyjścia. Albo się w to pchać albo następną noc spędzić przed wypełnionym po brzegi albergue.
Plecak wypełniony zobowiązaniami, decyzjami podjętymi przez całe Twoje życie daje Ci się we znaki. Każdy krok to napór wszystkich problemów, trudów i lęków. Idziesz bo musisz. Idziesz bo gdy staniesz, świat Cię przegoni i zostawi daleko w tyle. Droga staje się coraz bardziej stroma. Jednak wschodzące słońce daje promyk nadziei na lepsze jutro. Niestety coraz bardziej ulotne i odległe. Z biegiem lat plecak staje się coraz cięższy nie dlatego że lata uciekają tylko dlatego że cały czas wsadzasz do niego nowe rzeczy. Kolejne porażki, trudne decyzje, zawody. 
W pewnym momencie masz już dość... to Twój szczyt... szczyt możliwości... szczyt akceptacji stanu w jakim się znajdujesz. Zrzucasz go, padasz na ziemię. Patrzysz na ludzi obok. Tak, to Ty dla nich jesteś dziwakiem. To Ty odważyłeś się powiedzieć dość uznając swoją słabość. W milczeniu zbierasz myśli. "Wstaję" to jedyne słowo które teraz przychodzi Ci na myśl. Wstajesz z kolan mocniejszy o postanowienia, jasne określenie celu. Widzisz, czujesz, niemal możesz go dotknąć.
Nagle dostrzegasz że droga tak jakby opadała a po chwili wydaje Ci się że niemal biegniesz w dół nie czując plecaka. Tak, on tam dalej jest ale już nie zwracasz uwagi na jego zawartość lecz na postanowienia, ideały którymi kierujesz się w dalszym etapie.
Molinaseca to niemal raj. Czujesz że złapałeś byka za rogi. Wszystko jest jakby bardziej kolorowe, radosne. Niestety natchnięty tym co przed Tobą nie bierzesz lekcji z już przebytych kilometrów. Idziesz szybciej zamiast oszczędzać nogi na kolejne dni. Mimo pozostałych kilku kilometrów zapominasz co pokonało Cię na górze. To przeszłość skryta w plecaku. Zaraz zaraz, jaka przeszłość? Jaki plecak? Jestem panem życia, przeszedłęm już tyle trudnych odcinków, z każdym dałem sobie radę. Któż teraz stawi mi czoło... Odpowiedź jest prosta... te ostatnie 5 kilometrów. Patrzysz na mapę. Widzisz że w sumie jest już z górki ale to majaki które płata Ci pycha i pewność siebie. Pokora niestety została w górach. 
I co? Spotykasz tę pokorę u bram Ponferrady. Widzisz  ja z dala ale oczy zalane łzami nie pozwalają odszukać strzałki. Spuchnięte nogi już nie stawiają kroków. Włóczysz nimi po asfalcie którego temperaturę czujesz przez podeszwy. W ręce Twój jedyny przyjaciel, tak zimny i niemy kij. Czujesz że jesteś zam. Czujesz że nie dasz rady. Byłeś tak blisko. Tracisz świadomość... budzisz się przed bramą albergue w drgawkach i z gorączką.

Jak się czujesz? Niczym syn marnotrawny wchodzisz do kaplicy i rzewnie płaczesz. Tak bezsilny a jednak pełen nadziei. Kurtyna  ślepoty na świat wokół opada a Ty niczym feniks wzbijasz się w powietrze wiedząc że lekcja udzielona Ci tego dnia w Kastylii do końca życia wywrze na nim piętno.
 

 

WIęcej na www.szlakiemmuszli.blogspot.com


Dodaj komentarz »

GRZEGORZ KACZOR :: 24.03.2014 08:17
„Żyj własnym życiem a cudze zostaw innym”, cz. 1

Mimo kilku, klikunastu lat ciężkiej pracy która zapewniała Ci tylko egzystencję. Mimo wielu tak wspaniałych jak i ciężkich chwil które kształtowały Twoją codzienność. Mimo tego że chciałeś ale to zawsze było za mało. Mimo tego stajesz dzisiaj przed światem i chcesz odpowiedzi na jedno jedyne pytanie : Czy to ja jestem ten „inny” czy ci „inni” takim mnie stworzyli?.

Na czym polega ta „inność”? Na co dzień mamy do czynienia z wieloma osobami które pośrednio bądź w bardziej bezpośredni sposób wpływają na nasze życie. W pracy, w domu, wszędzie. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego że nawet wypadek komunikacyjny który wydarzył się na drugim końcu miasta może skutecznie zreorganizować nasz dzień. Jesteśmy też skazani na wieczne porównywanie. Zwłaszcza Polacy, którzy dopiero co wyszli spod komunistycznego buta zacofania i cwaniactwa, wchodzą pod kapitalistyczny kamasz pędu za mamoną. Przestajemy widzieć jak świat się zmienia, jak natura zmienia swe barwy pod wpływem pór roku ale nie umknie naszej uwadze nowa galeria handlowa czy sukienka sąsiadki.

 

Czasami jednak dopadają i nas chwile refleksji i zadumy. Wbrew pozorom to właśnie te chwile są najtrudniejsze. Właśnie wtedy dociera do nas że coś tutaj nie pasuje a najczęściej jesteśmy tym my sami. Że to nasze życie jest inne niż całej reszty, że to nasze problemy są bardziej zagmatwane... Jednym ze stosowanych w ten czas rozwiązań jest wchodzenie w cudzą skórę. Chęć przeistoczenia się w osobę której się powiodło bądź która jest bardziej zaradna w życiu. Potrafimy poświęcić wiele byle by tylko pogodzić się z tym że jesteśmy na trochę innym etapie. Utożsamianie najczęściej ogranicza się tylko do fizycznego akcentu. Cała reszta, biorąc pod uwagę uwarunkowania osobowościowe, nie może być już taka sama. Wmawiamy sobie że skoro u jednych to działa to wystarczy to tylko sukcesywnie stosować a na pewno się uda. Diety cud, ścieżki kariery czy instrukcje obsługi mają zapewnić nam już nawet nie rozwój i zadowolenie lecz spokój i to najczęściej ducha.

 

Trzeba by wtedy sporządzić rachunek zysków i strat czyli zastanowić się czy oby na pewno dobrze czuję się w cudzej skórze. Popatrzeć na świat własnymi oczami, marzeniami, pragnieniami. Te czynniki połączone z zasobami jakie już posiadamy (charakter, przyzwyczajenia...) dają odpowiedzi na najbardziej ostatnio modne pytanie „jak żyć?”

CDN

 

Więcej na www.szlakiemmuszli.blogspot.com


Dodaj komentarz »

Szlakiem muszli

Autor: GRZEGORZ KACZOR
Ostatni wpis: 14.10.2014 21:45
Odwiedziny: 32230 (od 25.11.2013)