10/2012
Camino moje Życie
« Starsze wpisy | Nowsze wpisy » |
Mariusz z Ostrołęki :: 29.10.2012 13:39
Extra Ecclesian nulla salus!
Drogi Jacku!
Zaskoczył mnie Twój komentarz. Nie myślałem, iż jeszcze ktoś czyta tego bloga. Sam zresztą przestałem zaglądać na fora o CAMINO (przez najbliższy rok nie planuję pielgrzymki). Zbierałem się z chęcią usunięcia całości. Czekałem tylko dogodnej chwili.
Twój komentarz jest bardzo wyważony, za co bardzo dziękuję, bo jestem już zmęczony odpowiadać na chamskie ataki różnych oponentów.
Tematy, które poruszałem w całym blogu, dotyczyły bardzo wielu zagadnień i były niekiedy komentarzami do poszczególnych wpisów na forach o CAMINO. Stąd są tam odpowiednie odnośniki.
Zatem zbyt daleko idącym nadużyciem są niektóre treści, które starałeś włożyć w moje usta.
Musiałem posiłkować się wielokrotnie pewnymi skrótami myślowymi, aby być zrozumiały. Wypowiadałem się na forum publicznym, a nie z wysokości katedry. Stąd dostosowałem swoje wypowiedzi do języka potocznego.
Pragnąłbym po kolei ustosunkować się do wszystkich Twoich wypowiedzi, lecz nie wiem, czy uda mi się to osiągnąć. Napisałeś tak długi komentarz, iż to może być dla mnie kłopotliwe.
Mogę chyba przyjąć, iż Twój wpis dotyczy jedynie tego tematu, pod którym został umieszczony.
Pozwolę sobie wybrać kilka cytatów z Twego komentarza.
„Więc szanujmy innych ludzi tak, jak sami chcielibyśmy być szanowani. Jako Ci, którzy należą do Kościoła Chrystusowego poprzez urodzenie w jego tradycji,”
Skąd pewność, że od urodzenia jestem katolikiem. A może jestem Żydem, który odnalazł prawdziwą wiarę w Jezusa Chrystusa?
Ponadto kłania się tu przykazanie miłości:
Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca swego,
z całej duszy swojej i ze wszystkich myśli swoich .
A bliźniego swego jak siebie samego .
nic więcej dodać nie mogę.
„Nie możemy budować naszej wizji Bożych planów, bo ich nie pojmujemy. Będą to zawsze tylko nasze wizje.”
To nie do końca tak, że nie pojmujemy planów Bożych. Przecież wielu świętych pisało o odkrywaniu planów Bożych. Przecież Duch Święty pozwala nam je niekiedy odkrywać. Odkrywanie własnego powołania jest przecież odkrywaniem tych planów. Natomiast zaprzestanie interesowania się tym zagadaniem, może prowadzić nas do duchowego marazmu, do życia, w którym nie ma Boga. A jeżeli jest, to nie ma sensu się Nim zajmować, bo go nigdy nie pojmiemy.
„Czy próba logicznych wywodów mających wykazać rzeczywiste i niepodważalne istnienie naszego Boga niesie ze sobą jakąś wartość ewangelizacyjną.”
Odpowiedź moja jest TAK. Choć:
Któż bowiem z ludzi rozezna zamysł Boży
albo któż pojmie wolę Pana?
Nieśmiałe są myśli śmiertelników
i przewidywania nasze zawodne,
bo śmiertelne ciało przygniata duszę
i ziemski przybytek obciąża lotny umysł.
Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi,
z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką -
a któż wyśledzi to, co jest na niebie?
Któż poznał Twój zamysł, gdyś nie dał Mądrości,
nie zesłał z wysoka Świętego Ducha swego?
I tak ścieżki mieszkańców ziemi stały się proste,
a ludzie poznali, co Tobie przyjemne,
i wybawiła ich Mądrość. (Mdr 9,13-18)
„Owocami wysiłku naszych ułomnych umysłów raczej nie przymnożymy Bogu chwały. Bo nasze umysły nie są w stanie Go nawet w najmniejszym stopniu pojąć, a cóż dopiero ogarnąć i czegoś Mu dodać”
My nie jesteśmy Bogu do niczego potrzebni. A na pewno w niczym nie dodamy Bogu chwały, bo jesteśmy Jego stworzeniem. To jest właśnie pokora.
Pokora to prawda, która wyzwala. To nie jest coś, co nas upokarza. Zatem nie można siebie samego oszukiwać. Każdy, kto jest katolikiem, powinien się z tego cieszyć. I nie ma w tym nic zdrożnego.
„To, że jesteśmy z urodzenia katolikami czy chrześcijanami, nie czyni nas w oczach Boga lepszymi.”
Skąd pewność, co czyni nas w oczach Bożych lepszymi. Na pewno nie nasze pochodzenie. Tylko postępowanie. Ja uważam, że bycie katolikiem (staram się żyć jak katolik) jest najlepszą rzeczą jaką mnie spotkała. I tym się po prostu dzielę. Nie będę udawał, iż mam ogromny szacunek dla innych religii. Gdybym posiadał takowy szacunek, byłoby to przekroczenie Dekalogu. Mam szacunek jedynie do ludzi, którzy są wyznawcami różnych religii. Niekiedy z miłości do nich i bojaźni, nie mówię, iż błądzą.
„Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały” (Mt 7,6)
Fałszywą pokorą będzie się upokarzanie na każdym kroku. Tak współcześni katolicy byli uczeni. Doszło nawet do tego, iż wielu katolików bierze w obronę innych, depcząc własną tożsamość.
I będę się cieszył z nawrócenia Żydów, a nawet za nich się modlił słowami Św. Piusa V
Módlmy się za żydów wiarołomnych, aby Bóg i Pan nasz zdarł zasłonę
z ich serc, iżby i oni poznali Jezusa Chrystusa Pana naszego.
Módlmy się:
Wszechmocny wiekuisty Boże, który od miłosierdzia Twego nawet
żydów wiarołomnych nie odrzucisz:
wysłuchaj modły nasze za ten lud zaślepiony, aby wreszcie, poznawszy światło prawdy,
którym jest Chrystus, z ciemności swoich został wybawiony.
Przez Tegoż Chrystusa Pana naszego. Amen.
„Więc w dniu ostatecznym sądzeni będziemy raczej nie z Boskości Boga, lecz z naszego człowieczeństwa.”
Nigdzie nie pisałem o sądzeniu z Boskości Boga.
Otóż na sądzie ostatecznym poznamy, ilu ludzi nawróciło się do Boga dzięki naszym modlitwom, ofiarom, głoszeniu Ewangelii, cierpieniom lub komu przynieśliśmy duchową szkodę naszym złym przykładem, słowem, grzesznym życiem itp.
Tak więc sąd ostateczny będzie końcowym ujawnieniem się zwycięstwa Boga, dobra, świętości i miłości nad nienawiścią, złem, grzechem.
Będzie on — jak twierdzą teologowie — ujawnieniem historycznych owoców naszego postępowania, czyli tego, co każdy pozostawił po sobie na tym świecie.
„Mam wrażenie, iż przede wszystkim starasz się dowieść wyższość katolików i niższość, tudzież jakąś nieokreśloną bliżej winę, Żydów”
Tak, staram się ukazać, że trzeba być dumnym z tego, iż jest się katolikiem, co niesie za sobą zobowiązanie, o którym wspomniałeś. Co do niższości innych, się nie wypowiadałem. A wina jest dookreślona, wczytaj się w Biblię.
A teraz odpowiedź na pytania Jacka
Na każde zagadnienie tu skomentowane można pisać oddzielne prace naukowe. Ja skupię się jedynie na odpowiedziach mojemu oponentowi.
Ad 1. Momentem granicznym (można nazwać umownym) jest Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. To wtedy zasłona w przybytku przedarła się na pół. Jest to bardzo prosta odpowiedź na bardzo trudne pytanie.
Ad 2. Lepszym określeniem jest Izraelita, gdyż daje to rozróżnienie między tymi , co uwierzyli, a tymi co nie uwierzyli. Ponadto podkreśla to ciągłość Bożego objawienia. Bo MY katolicy jesteśmy starszymi braćmi dla żydów.
Ad 3. Pisałem jedynie, iż „ nazywanie Jezusa Żydem jest niewłaściwe”.
Nic nie wspominałem o pochodzeniu. Zresztą było by to bardzo dziwne, gdybym twierdził, że Jezus nie był Żydem. Chodziło mi tu o obecną konotację słowa „Żyd”. Kojarzy się ono ze współczesnymi Żydami talmudycznymi. Jezus nie był nigdy żydem talmudycznym.
Ad 4. Poszukaj w internecie.
Ad 5. Językiem ewangelii na pewno nie był hebrajski:) greka i aramejski to dwa języki ewangelistów.
Ad 6. „INRI” - może być też tłumaczone jako „Jezus z Nazaretu Król Judejczyków”. A dlaczego te litery są na krzyżu? Już nie będę tłumaczył.
Ad 7. „Za co zatem katolicy nienawidzą Żydów?” Twoje pytanie, jakie postawiłeś napawa mnie niepokojem. Nigdy nie pisałem o nienawiści do Żydów. To już trąci prześladowaniami. Cytowałem różnych autorów, lecz żaden z nich nie mówił o nienawiści katolików do żydów. Zaprzestań takich sformułowań.
Ad 8. „Stwierdzasz, że z Twojego wywodu logicznego jasno wynika, iż „Katolicy mogą sami siebie określać jako potomków Starożytnych Izraelitów””
Nigdzie tu nie podpierałem się słowami: „wywód logiczny”. To zbyt zobowiązujące dla całego rozumowania oraz zakłada stosowanie odpowiednich reguł (które wcześniej należy przedstawić).
Jedynie Katolicy mogą to powyższe określenie przyjąć. Są potomkami w tym znaczeniu, iż są spadkobiercami obietnicy Boga.
Ad 9. Przez słowa;: „My jesteśmy miłosierni” miałem na myśli katolików oraz nawiązałem do komentarza osoby, z którą polemizowałem. Cytowałem wrogie wypowiedzi żydów wobec chrześcijan, gdyż mało osób o nich wie. W odwrotną stronę, to wie „cały” świat. Byle ktokolwiek krzyknie coś złego o Żydach, to już tłumaczy się nasz MSZ, jakby to była wypowiedź jakiegoś polityka czy profesora. Mam dosyć takiej obłudy.
Trudno jest natomiast cytować wszystkich i brać pod uwagę wszystkie wypowiedzi. To nie było celem tamtego wpisu. Wybrałem ciekawsze wypowiedzi.
Ad 10. O antysemityzmie już pisałem.
Zdaję sobie sprawę, iż ten krótki komentarz do komentarza, nie wyczerpuje całości problemów poruszonych przez Jacaka. Jednakże w tej chwili na tyle mogłem się zdobyć.
Z uszanowaniem Mariusz
Komentarze (3): Pokaż/ukryj komentarze »
- Teb :: 06.11.2012 00:22 Ad. 3 Już Żydzi współcześni Chrystusowi nie uważali go za Żyda, a za kogoś gorszego (Galilejczyka). \"Rzekł do niego Natanael: Czyż może być co dobrego z Nazaretu?\" (J 1.46)
- Teb :: 06.11.2012 00:24 Mariusz Dziękuję za Twój blog. Dotarłem do końca i trzeba się przespać. Jutro (a raczej dziś) trzeba być przytomnym w pracy. Z Panem Bogiem Tomasz
- Jacek :: 06.11.2012 11:33 Drogi Mariuszu, Cieszę się, iż swoim wpisem mogłem wpłynąć na kontynuację Twego bloga, choćby na kolejny miesiąc. Myślę, że powinieneś jeszcze raz przemyśleć, czy rzeczywiście chcesz go usuwać, wszak masz prawo do dawania świadectwa znaczenia Boga w Twoim życiu, Jego działania i Jego miłości. Bez względu na to, jak wiele jest ataków, zawsze istnieje cień szansy, że oto ktoś trafi na to świadectwo i spojrzy w głąb swej wiary, przestając ślizgać się jedynie po kruchym lodzie utartych formuł, wiekowych obrzędów, sobie niezrozumiałych a i często obojętnych. I że w całym szumie, harmidrze rutynowej codzienności, płynie samotnym strumieniem cichy, przez wielu niesłyszalny głos Boga . Camino de Santiago jest jednym z tych strumieni, drogą, którą Bóg do nas trafia i przemienia. To znaczy: ja to tak odbieram. A mój odbiór jest intuicyjny, prosty, ułomny przez moje słabości i ze wszech miar subiektywny. Czytam Pismo, rozważam Słowo, siedzę na ławce ulicznej i obserwuję ludzi, przemierzam świat i wpatruję się w niego, zaglądam w internet i czytam i staram się nie oceniać... Nie jestem teologiem, nie jestem filozofem, nie jestem mędrcą, staram się nie być zarozumialcem, choć czasem wyrywa mi się myśl: „ależ wy jesteście głupi!”, której potem się wstydzę, a czasem i nie. Cóż, jestem po prostu szarym człowiekiem. Napisałem swój komentarz do Twojego postu marcowego, by z rozdymanego balonu zacietrzewienia upuścić nieco powietrza. Przeglądałem wpisy na forum. Powiem szczerze - bolały mnie i nadal bolą. Choć wpisane przed miesiącami, ciągle są i będą trwały w sieci, może do bliżej nieokreślonej skończoności. Chyba najbardziej boli mnie świadomość wizerunku nas samych, polskich pielgrzymów katolików, jaki został zbudowany. Wiem, są katolicy i katolicy (nie chcę tu rozbudowywać myśli, by nie rozmyć wątku), ale ostre, często obraźliwe słowa, sypały się tak z lewa, jak i z prawa. A świat, na podstawie tego co widzi, buduje sobie nasz obraz. Bo pewne jest jak w banku (to tylko stare porównanie, nie mające nic wspólnego z obecną rzeczywistością), że ludzie ze świata, wpisując „Camino de Santiago” w Google trafiają na tę stronę i na to forum. Włączają translator i... właśnie. Właśnie przyglądają się naszemu świadectwu Drogi oraz katolickiej wiary. Bo Polacy postrzegani są na świecie jako katolicy. Wszyscy Polacy. A tutaj, na stronie poświęconej Camino de Santiago, klops! Nie dość, że kiepscy katolicy, to jeszcze wulgarni barbarzyńcy. Dlaczegóż ten wentyl na Twoim blogu a nie na forum? Może dlatego, że akcja na forum toczy się wartko, ja wszedłem w wątki długo po całych zajściach. Do tego czasu nastroje nieco złagodniały, wpisy wróciły merytorycznie do tematu i zamieszczanie mojej uwagi byłoby włożeniem kija w mrowisko i obudzeniem całego cyrku na nowo. Trafiłem na Twego bloga. A ponieważ tu dyskusja toczyła się kulturalniej, doszedłem do wniosku, iż mogę liczyć na rozwianie pewnych swych wątpliwości. Przy okazji wskazać Tobie, iż pewne wypowiedzi mogą być różnie interpretowane, i to nie tylko przez złą wolę odbiorcy czy zacietrzewienie oponenta. I uznałem, że zgłębienie podstaw pewnych stwierdzeń było dla mnie konieczne. I nie zrozum mnie, proszę, źle. Nie chciałem niczego udowodnić, ani się wymądrzać, ani nic z tych rzeczy. Chciałem, by Twój przekaz był pełniejszy a czytający mógł rozważać zamiast irytować się niemożnością podążania tropem Twoich myśli. Napisałeś: „Zatem zbyt daleko idącym nadużyciem są niektóre treści, które starałeś włożyć w moje usta.”, a mi właśnie o to chodziło, byś mógł spojrzeć, jak niektóre treści mogą być zinterpretowane. Nie przez pieniącego się oponenta, lecz przez osobę życzliwie nastawioną, która próbuje coś dla siebie z Twojego świadectwa wynieść. Stąd moje pytania, stąd wątpliwości. Oczywiście, mogę sprawdzić wszystko w Google, w końcu to skarbnica wiedzy wszelkiej (ironizuję, bo powiedzmy sobie szczerze, to góry bezwartościowych błyskotek, które trzeba by dogłębnie przekopać, by znaleźć choć jednego złotego dukata, a i na to życia może nie starczyć). Ale to przecież nie pozwoli mi zrozumieć Twojego spojrzenia, co najwyżej „mądry” wiedzą z internetu powiem sobie w duch: „Ja wiem lepiej”, jak czyni zresztą większość forumowych „mędrców”. A tu przecież nie chodzi o to, by wiedzieć lepiej niż ktoś inny. Chodzi o to, by dawać świadectwo miłości bliźniego, a zatem (między innymi) starać się go zrozumieć i pozwalać się zrozumieć. I znowu, to tylko moje spojrzenie na życie, czysto subiektywne, intuicyjne, przyjęte z tego, czego się uczę patrząc i słuchając, nie będąc mędrcem ani filozofem. Piszę jako katolik od urodzenia, więc ten punt widzenia przyjmuję jako podstawę swego myślenia. Jednak, z drugiej strony, szukam i chcę być świadomy swej wiary. Czy jak Tomasz chcę na własne oczy zobaczyć rany Syna Bożego? Nie. Chcę go raczej dostrzec w każdym człowieku. Być może kluczę, być może nie idę drogą prostą, lecz błądzę i gubię się. Zdarza się, że myślę: „Cholera, to nie możliwe. Tu spodziewałem się spotkać Boga, a Go nie widzę.” . A potem kruszę się ze swej pychy. Bóg jeden wie ile razy z ciemności doliny słyszał me słowa „Ojcze, przebacz”. I ile razy na te słowa czekał, lecz ich nie usłyszał. Czy mówię to z dumą? Nie. Mówię to z pokorą, bojaźnią i pełną świadomością tego, jak bardzo niedoskonały jestem. Czy mogę zatem osądzać innych? Czy mam do tego prawo? Mówisz, Mariuszu, że nie wypowiadałeś się co do niższości innych. Ale przecież dobrze wiesz, że nawet grzecznymi słowy można kogoś skarcić, że niewinnych słów jedynie używając, komuś ująć i pomniejszyć wartości. Mówisz, że wina Żydów jest dookreślona. Dobrze, ale czy my, katolicy, jesteśmy czyści i niewinni? Nie jestem biegły w cytowaniu, ale dziś, w rozważaniach, trafiłem na takie słowa w dziele Tomasza a Kempis: „(...) Wielu ma dzisiaj Jezus tych, co kochają Jego Królestwo niebieskie, ale mało takich, którzy dźwigaliby Jego krzyż. Wielu ma spragnionych Jego pocieszenia, lecz mało pragnących dzielić z Nim ból. Wielu znajdzie przyjaciół do stołu, ale mało do postu. Wszyscy chcą się z Nim cieszyć, mało pragnie dla Niego i z Nim cierpieć. (...)” Nie chodzi mi o to, by się płożyć, by przed innymi batożyć i samych siebie poniżać i wypierać. Nie chodzi mi nawet o to, by być tolerancyjnym (nawiasem mówiąc, uważam słowo „tolerancja” za kłamstwo nacechowane jednostronną pretensją, wybijającą wszelki dialog). Chodzi mi raczej o to, czy dyskusja wokół innych przybliża nas samych ku Bogu. I nie chodzi mi tu znowu o chowanie głowy w piasek, o milczenie, gdy ktoś pluje nam w twarz. Tylko chyba warto czasem podjąć dialog, choćby po to, by wyrazić co nas obraża i zadać pytanie dlaczego ktoś to czyni, by móc godnie zareagować. Wiem, że to, co piszę, też może być opacznie zinterpretowane. Nie umiem jednak lepiej wyrażać siebie. Do niektórych swych pytań i Twych odpowiedzi chciałbym powrócić, ale nie chcę nadużywać Twego czasu ani cierpliwości, by zaspokoić moją ciekawość zgłębienia podstaw pewnych sformułowań. Pomogłoby mi to, być może, zrozumieć pewne postawy, których istnienie wśród katolików napawa mnie smutkiem, ale nie śmiem o to prosić. Jeśli byłbyś skłonny, to bardzo chętnie poszerzyłbym swój obraz świata. Dziękuję Ci za sprecyzowanie Twego toku myślenia w odpowiedzi do 3-go pytania. Przepraszam, że mój komentarz jest znów tak długi. W szkole nikt nie wymagał ode mnie, bym zmieścił się w 140 słowach. Chyba jestem z tym szczęśliwy. Pozdrawiam Cię, Jacek