10/2015
Camino - Droga, która wciąż mnie woła...
« Starsze wpisy | Nowsze wpisy » |
Wiola :: 17.10.2015 17:22
15. Santiago - Muxia
Dziś pora wybrać się nad ocean… No cóż… w ubiegłym roku szłam pieszo nad Atlantyk i była to bardzo przyjemna wędrówka, takie przedłużenie radości pielgrzymowania.
Teraz jednak pozostało mi zbyt mało czasu, by udać się tam wędrując na własnych nogach. Bardzo chciałabym iść pieszo i jeszcze doświadczać radości Drogi, jednak nie tym razem. Pozostaje mi więc wsiąść w autobus. Rano udaję się na dworzec i jadę do Muxii.
Tam odnajduję albergę Bela Muxia. Alberga jest bardzo przyjemna, duża, czysta i nowoczesna. Szybko załatwiam formalności, zostawiam rzeczy i biegnę nad ocean.
Pogoda jest idealna. Jestem oczarowana pięknem tego miejsca…
Według legendy to właśnie tutaj przybyła do św. Jakuba Matka Boża… a kamień tkwiący na wybrzeżu w tak dziwnej pozycji, jest żaglem z kamiennej łodzi, którą przypłynęła Maryja…
Jest bajecznie… Skaliste wybrzeże… Sanktuarium Matki Bożej – Virgen de la Barca usytuowane nad brzegiem oceanu… krzyk mew… spienione fale rozbijające się o głazy i radośnie tańczące krople wody… Po prostu jest mega przepięknie…
Tu już nic nie potrzeba mówić, niech przemawiają zdjęcia
"za horyzontem
krzyża
jest dal
nieogarnięta myślą
w słowie niezamknięta
święta"
ks. Marek Chrzanowski
Potem wracam do miasteczka i zażywam odpoczynku na plaży przed wejściem do miasta, tej którą mijają wędrujący pielgrzymi.
A późnym popołudniem znów powracam na skaliste wybrzeże… szukam „wygodnego” głazu, dogodnego punktu obserwacyjnego na najbliższe kilka godzin… Spędzę tu dużo czasu. Pogoda jest piękna, to idealne miejsce na dzisiejszy wieczór. To wspaniałe usiąść na kamieniu i zapatrzeć się w bezkres oceanu…
Mijają minuty, kwadranse, godziny… a przed oczyma rozpoczyna się bajeczny spektakl zachodzącego słońca… Ognista słoneczna kula przegląda się w wodach oceanu, coraz niżej i niżej, aż wreszcie zasypia i skrywa się za horyzontem, otulona szmerem wód…
Serce rozpływa się w zachwycie
„ (…) ze słońcem wstaję
i ze słońcem zachodzę
za horyzont czerwcowego nieba
wierząc
ciągle wierząc
że miłość to jedyna droga
by Boga poznać
i człowieka pokochać
a na końcu sobą pozostać”
ks. Marek Chrzanowski
Znikające za horyzontem słońce przybiera „dziwne” kształty.
A kiedy słońce na dobre znika nam z oczu, na niebie czuwa już jego brat księżyc :)
Wiola :: 06.10.2015 17:31
13 i 14. Santiago de Compostela
Monte de Gozo - Santiago de Compostela 5 km
Trzynastego dnia Camino o świcie wyruszam do Santiago. Właśnie wstaje słońce… Przy Centrum Rekolekcyjnym JP II w murze jest krzyż, ciepłe promienie wschodzącego słońca prześwitują przez wąskie szczeliny belek krzyża… Wygląda to przepięknie. Próbuję zrobić zdjęcie, zbliżenie, pstryk i… nie sprawdziłam jak wyszło. A potem okazało się, że widocznie drgnęła mi ręka i zdjęcie jest „poruszone” – krzyż ze złotą, słoneczną poświatą. Ale może tak też jest dobrze?
Przy Pomniku Pielgrzyma nie ma nikogo… Jest tak cicho, że słyszę bicie swego serca. Patrzę na wieże Katedry… Tak, to właśnie tam zmierzam, to już tak blisko. Taka dostojna chwila…
Ruszam w Drogę. Nie spieszę się, idę powoli, z ogromnym pokojem i radością w sercu, kontemplując te ostatnie chwile Drogi.
Mijam bramę z wizerunkami znanych pielgrzymów i niebawem wyrasta przede mną wieża Katedry skąpana w porannym słońcu. Już niedługo, jeszcze chwila…
Nareszcie Witaj św. Jakubie!
Można spokojnie usiąść na prawie pustym jeszcze Praza do Obradoiro i kontemplować tą chwilę.
Moje drugie Camino… tak cudowne… tak wspaniałe…
Pielgrzymie serce zanurza się w radosnym dziękczynieniu…
„Dziękować Ci, Panie nigdy nie przestanę
Za deszcz, za chmury, za wiersze śpiewane
Za trzciny, za źdźbło trawy, za wszystko listowie
Za to co w mym sercu i co w mojej głowie”
Dom o zielonych progach „Idę”
Rano w Katedrze jest niewiele osób… cisza… spokój... nie ma kolejki by uściskać św. Jakuba, ani do krypty z jego szczątkami… nie muszę się spieszyć, nikt mnie nie pogania, mogę sobie długo i spokojnie rozmawiać ze św. Jakubem :)
Panuje jeszcze dostojny spokój Świątyni.
Do biura pielgrzyma też nie ma jeszcze zbyt długiej kolejki. Widok tak krótkiej kolejki raduje oczy...
Po dwudziestu minutach uzyskuję Compostelę i certyfikat przejścia Camino Primitivo. Przepiękne pamiątki pielgrzymiego wędrowania… Ze zdziwieniem zauważam wpisany na dokumencie dystans Camino Primitivo – 343 km. Według wyliczeń z przewodników wychodziło o ponad 25 km mniej. To jednak spora różnica…. To tylko potwierdza moje wcześniejsze przypuszczenia, że w przewodnikach i opisach etapów są trochę zaniżone odległości i przynajmniej na tym szlaku trzeba je traktować raczej orientacyjnie niż dosłownie. Niejednokrotnie przecież miałam wrażenie, że idę dłużej niż podaje przewodnik. To tak gwoli ścisłości, gdyby ktoś chciał sobie planować trasę co do kilometra.
Ale tak naprawdę, teraz po dotarciu do Santiago, wcale nie jest ważna dokładna ilość przebytych kilometrów. Najważniejsze to być na Camino, wędrować, zanurzyć się w duchu pielgrzymowania i doświadczyć tej wspaniałej Drogi…
A Camino Primitivo naprawdę jest cudowne
W południe uczestniczę we Mszy Świętej dla pielgrzymów. Po raz kolejny tutaj, właśnie tu w tej przepięknej Katedrze, w miejscu do którego zmierzają pątnicy od setek lat… Tak sobie myślę, pielgrzymie serca, zanurzając się w Eucharystii, biją tu rytmem radości, wdzięczności, próśb…
Na koniec Mszy Świętej czuć oczekiwanie… będzie kadzidło czy nie? Będzie Ogromne Botafumeiro szybuje pod dach Katedry
Po południu spaceruję uliczkami Santiago…
… a potem wracam na Monte de Gozo i znów udaję się na wzgórze… Uwielbiam to miejsce. Siadam u stóp ogromnych Pielgrzymów i rozmyślam… kontempluję… po prostu cieszę się
Cały następny dzień również spędzam w Santiago. Jest niedziela, świętuję i odpoczywam u św. Jakuba
Na Placu Obradoiro i w Katedrze obserwuję ludzi wokół... Piękne twarze pielgrzymów... nie te wypacykowane i wypachnione twarze pseudo-turysto-pielgrzymów, ale piękne są właśnie te utrudzone, wysmagane wiatrem i spalone słońcem... bo piękno tkwi znacznie głębiej... twarze ludzi, którzy często po iluś tygodniach (albo i miesiącach) docierają do celu swojej wędrówki. I ta piękna radość i pokój, które mimo zmęczenia malują się w ich oczach... :)
Przesympatyczne są również spotkania z ludźmi poznanymi na szlaku... Ktoś kto jakiś czas temu zniknął z oczu, bo szedł wolniej lub szybciej, teraz nagle odnajduje się w tym tłumie przed Katedrą. Po Mszy Świętej spotykam znajomego Brazylijczyka, którego nie widziałam od co najmniej kilku dni, cieszę się że doszedł mimo problemów z kolanami. Są też dziewczyny z Litwy. Ogrom szczerej radości z ponownych spotkań i poczucie pielgrzymiej wspólnoty. Bezcenne
Wieczorem na ulicach Santiago trwają koncerty orkiestr… Może to jakieś święto muzyki? Najpierw dzieci, potem starsze dzieci, młodzież… a na koniec wszyscy razem…
Siadamy na schodach Katedry i z lubością wsłuchujemy się w dźwięki wydobywające się spod dłoni muzyków :)
Drugiego dnia pobytu w Santiago nocuję w alberdze La Estrella, w której zatrzymałam się również w ubiegłym roku.
Komentarze (1): Pokaż/ukryj komentarze »
- Tamara :: 09.10.2015 13:51 Wiolu, jak zwykle piekny opis. A "poruszone" zdjęcie Krzyża - przepiękne!