Camino de Santiago

Grzesiek i Jacek: Szczecin -- Santiago

10/2022
Grzesiek i Jacek: Szczecin -- Santiago

Grzegorz Szkibiel :: 29.10.2022 21:28
11 lipca 2022: Bandovillers-Gerauvillers -- Forge de Santa Marie

Wystartowaliśmy w sumie wcześnie, około 7:30, ale w prównaniu do dalszych wyjść to jeszcze nie tak wcześnie. Upały będą nam towarzyszyć do końca i wymuszać wczesne wymarsze. Temperatura poniżej 25 stopni to już chłodno i przyjemnie, a poniżej 20 -- to zimno. Idziemy!

Francuskie niebo -- ciemny granat -- przy ostrym słońcu ciemnieje jeszcze bardziej. Widziałem cos takiego w Kalifornii. W Europie zwróciłem na to uwagę po raz pierwszy. Jest to 48 etap od Szczecina i trzeci w tym roku -- 1400 km wędrówki! 

Wiele osób twierdzi, że trzeci etap jest kryzysowy. Potem może sie już iść tylko lepiej. W sumie to podczas marszu nie myślałem o kryzysach, ale teraz -- z perspektywy czasu -- faktycznie, kiepsko mi się szło, zwłaszcza w dół. 

A zaczęliśmy od skrótu przez ściernisko...

Sam etap okazał się nudny. Na początku mieliśmy ładne miasteczko, potem generalnie cały czas szliśmy po polach, zwykle asfaltem, ale czasem po trawie lub po piasku. Nieliczne płaty cienia wykorzystywaliśmy na odpoczynki.

Słoneczniki często patrzyły na nas. Były to prawdziwie bezkresne pola. Zboża były już praktycznie skoszone, pomimo początku lipca. Winnice podziwialiśmy trzy lata wcześniej. Teraz nie było tego zbyt dużo pomimo faktu, że szliśmy przez Burgundię i Szampanię.

Szlak Joanny D'Arc -- biało czerwone znaki tegoż szlaku były bardziej popularne niż muszelki. Południe: słońce przygrzewa coraz mocniej, zaczynam czuć dziwny, kłujący ból w okolicach lewego małego palca na nodze. Anioł Pański...

Ból palca zmniejszył się po odpoczynku. Drogi asfaltowe mają tu dużą wypukłość, przez co cały ciężar ciała idzie na lewą stopę. Staram się iść bliżej środka lub po poboczu, o ile to możliwe.

Słońce dokucza coraz bardziej: skóra na szyi piecze, oczy bolą, nogi... zapomniałem, że je mam...

Koniec! Widać drogowskaz na kamping i flagi. Miejsce? Wszystko jedno, byle w cieniu...


Dodaj komentarz »

Grzegorz Szkibiel :: 19.10.2022 10:52
10 lipca 2022: Choloy-Meninnlot -- Bandovillers-Gerauvillers

Po raz pierwszy spotykamy się z tak długim nazewnictwem. Rozumiem, że Francuzi "połykają" części wyrazów, nieraz nawet znaczne, ale podwójne nazwy, z których połowy się nie wymawia to już jakaś przesada. Wkraczamy w strefę mocno prowincjonalną mówiąc delikatnie. Wysyłam do domu nazwy miejscowości, ale tylko nieliczne z nich są w wielkim atlasie Europy. 

Jeszcze tylko zdjęcie, pogłaskanie psa -- był grzeczny, nie obudził nas w nocy -- albo tak mocno spaliśmy...  I idziemy dalej. Tym razem bez adrenaliny, a przydałaby się, bo jest pod górkę. Z drugiej strony, jest chłodno, i chłodek będzie nam towarzyszył dość długo. Mijamy ławkę w cieniu -- za szybko -- dopiero ruszyliśmy. Chwilę później doganiają nas gospodarze samochodem. Zaginął pilot od telewizora. W sumie to jestem mocno zdziwiony, bo nie używaliśmy telewizji. Jacek wsiada do samochodu, ja pilnuję plecaków. Po chwili wracają -- pilot się znalazł.

W dalszym ciągu mamy pod górkę, w sumie lekko, ale za to długo. Cały czas idziemy w cieniu. Gdzieś na szczycie, mamy słup kamienny, chyba graniczny. Wchodzimy do Meusse -- jakkolwiek się to wymawia. Kiedy schodzimy, jesteśmy trochę w lesie i trochę w polu. Tu już mamy pełne słońce. Dochodzimy do kościoła w kształcie rotundy z cmentarzem i pomnikiem.

Ponownie pokonujemy górkę i schodzimy do miejscowości. Jesteśmy już ponad 4 godziny w drodze. Należy się dłuższy postój. Wykorzystujemy przystanek autobusowy. Teoretycznie w każdym mijanym kościele coś się powinno dziać. W końcu jest niedziela. Spotykamy jedną wesołą grupę koło kościoła. Być może skończyła się jedyna msza w okolicy. Mijamy grupę, a właściwie przechodzimy pomiędzy ludźmi odpowiadając na uśmiechy. Idziemy ostro pod górę. Najpierw po schodach, potem po prostu po ulicy. Na szczycie odpoczywamy. Mamy do dyspozycji ławkę ze stolikiem w cieniu przy lesie.

Droga tym razem idzie w dół, prz lesie. Mijamy pola, pastwiska, puste kościoły. W końcu mamy las. Idzie się całkiem przyjemnie. Słońce trochę dokucza, ale nie jest to duży problem. Tym razem do odpoczynku mamy ławkę w pełnym słońcu. Pot trochę wysycha...

I znowu pod górkę. Dochodzimy do wioski z kampingiem prywatnym. Godzina 15:33. Tu nocujemy.


Dodaj komentarz »