Camino de Santiago

Połowa Drogi - Camino Frances 2017

06/2017
Połowa Drogi - Camino Frances 2017

Monikki ... :: 30.06.2017 20:59
30 czerwca - Przestaje padać :)

 

 

Witam,

 

Przestało padać koło 14.00- hurra! Zimno dalej, 14 stopni wichur. :). Jednak super się szło tak po suchości :). 

 

Dzisiaj był dzień wielu konsumpcji i spożywczego szaleństwa. O szóstej rano pierwsze śniadanie, odgrzewane pierożki w zupie warzywnej. Było tylko 9 stopni i padało, ciepła miska pomogła ruszyć. Po 8 kilometrach, 2 śniadanie, jajecznica z bułką i kawa z mlekiem. W Melide w Pulperii (restauracja, która podaje głównie ośmiornice) zjadłam ogromny talerz ośmiornicy, spróbowałam Pimientos de Padron (zielone papryczki, smażone i posypane solą morską), a na koniec zjadłam ciasto pielgrzyma. Popiłam to 2 kieliszkami wina i kawą z likierem :). W szampańskim humorze pokonałam resztę dystansu, chociaż nogi bolały. Dzisiaj  było 27,5 km, nie przeszkodziło to mi zjeść na kolację steka wołowego z frytkami. Spalone kalorie 2300, nie wiem czy bilans wyszedł na zero :). 

Nie będę już narzekać, co tam ból stóp, dzisiaj mijałam Pielgrzyma bez nogi, protezę miał od biodra i był znacznie starszy ode mnie. To jest dopiero wyzwanie, a nie jakieś bolące kopytka. Jutro w planach tylko 22 kilometry- powoli zbliżamy się do celu. 

 

Leżę już w łóżku i trochę mnie trzęsie, będę więc kończyć. Zdjęcia będą jutro.

 

Bardzo serdecznie pozdrawiam Wspaniałą Czwórkę, która śpi w Albergue jakiś kilometr ode mnie :).


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 29.06.2017 20:55
Zdjęcia 29 czerwca

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 29.06.2017 20:26
29 czerwca Palas de Rei

Witajcie,

To już trzeci dzień pada! Nawet moje wspaniałe buty po trzech dniach nieustającego deszczu przemiękły i na koniec dnia skarpety na palcach były mokre. 

Wczoraj byłam w takim szoku, z powodu ilości pielgrzymów na szlaku, że nie dałam rady się ogarnąć i wyciszyć, żeby moją "mantro-litanię" odmówić. Dzisiaj już nadrobiłam zaległości, a przez deszcz i dłuższą trasę (25 km) jakoś te tłumy się rozwlekły po drodze. 

Do Santiago zostały 3 dni drogi, aż wydaje mi się to nieprawdopodobne. Tak szybko - stopy i ciało czują wysiłek ale głowa mogłaby tak jeszcze długo wędrować. Po takiej wyprawie, już zdecydowanie wiem, że podoba mi się idea pielgrzymki, każdej - nie tylko religijnej. 

Jeżeli tylko zdrowie pozwoli, to już wiem co będę robić na emeryturze :). Przez cały czerwiec na Camino spotkałam tyle ludzi na emeryturze lub zaraz przed ( 60-70 lat), że zaczynam wierzyć, że w Polsce starsi się ukrywają w domach, przychodniach i pocztach a nie chodzą na Camino i inne szlaki. Może jako społeczeństwo jesteśmy zbyt schorowani lub ograniczają nas stereotypy, może uda się to kiedyś zmienić. Ciekawa jestem jak będzie się starzeć pokolenie, które urodziło się po roku 89.

Na dzisiaj wystarczy tych wypocin, pozdrawiam i do jutra. 

ps. Dzisiaj było pranie z suszeniem automatycznym  za 8 euro, bo wszystko już było mokre i wilgotne.


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Myśląca o :: 19.10.2018 17:44 Camino. Moniko, właśnie przeszłam na emeryturę i w przyszłym roku idę drogą północna. Moja przyjaciółka jest teraz na Camino, na szlaku z Porto. Nie wszyscy więc emeryci siedzą w przychodni. Świetny jest Pani blog.
  • Myśląca nr 2 :: 26.10.2018 22:32 Ja też teraz przeszłam na emeryturę, pracowałam 44 lata. A w maju 2019 idę na Camino i też nie przesiaduje w przychodni, tylko przygotowuję ciało i umysł na Camino. Blog super, pozdrawiam.


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 28.06.2017 22:02
28 czerwca zdjęcia

 

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 28.06.2017 21:52
28 czerwca - deszczowo w Portomarin

Witajcie,

Dzisiaj trochę inny wpis, ponieważ pogoda taka sama, krajobrazy piękne ale w stylu wczorajszym. Za to ludzie się zmienili. Doszli nowi i świeży pielgrzymi, oni idą ostatnie 100 km. Tak przecież też można, to też jest ważne, z mojej perspektywy mają łatwiej ale oni też pokonują swoje słabości. 

 Dzisiaj dużo myślałam o ludziach i o nich będzie :).

 

Pielgrzymi różni są.

 

Pani z Niemiec idzie do Santiago ze swoim 92 letnim ojcem. Idą od początku drogi aragońskiej i podjechali pociągiem tylko 240 km. Czyli do przejścia mieli ponad 600 km. Idą powoli, córka idzie przodem, co chwilę sprawdza czy z tatą wszystko Ok. Tata idzie powoli, stawia drobne ale pewne kroczki. Niesie swój całkiem duży plecak. Córka też niesie dobytek na sobie:). Powiedziałam im, że są moimi bohaterami. Camino jest niesamowite, ludzie są niesamowici. 

 

Rodzina przechodzi przez zatłoczony bar przy samej trasie Camino. Tata idzie przodem, Córka delikatnie i dyskretnie prowadzi mamę do stolika na patio. Wygląda na to, że mama nie widzi. Nie ma białej laski, tylko kijek trekingowy. 

 

Janusz, wyruszył z Polski w maju 2016 r. Cały dobytek ma ze sobą. Przeszedł pół Europy. Tu dorobi, tam jest wolontariuszem. Wędruje trasami Camino ale nie tylko, Paryż, dzikie góry. Dojdzie do Santiago i może ruszy przez Afrykę do Indii (na piechotę). Szuka sensu- ma powód. Przeszedł 6000 km, a planuje kolejne 18.000 km. 

 

Mieszana rodzinka z Holandii, Danii lub innej nie szwedzkiej Skandynawii. Trzy solidne kobitki, jak długowłose wojowniczki wikingów. Mama i dwie dorosłe córki, cała trójka jak siostry ksero :). Tata i młodszy braciszek drobni i ciemnoskórzy. Tata jest herosem. W małym ciałku tyle hartu ducha i mięśni, że sam ciągnie wózek z bagażem rodzinki. Góry, strumyki i wąwozy- nic nie jest w stanie go zatrzymać. Walkirie, dumnie i statecznie pokonują Camino, ich mężczyźni dbają o ich kondycję i wygody.

Pozdrawiam - do jutra. 


Komentarze (1): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Monika :: 29.06.2017 23:40 Piękne doświadczenie takich spotkać


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 27.06.2017 21:13
Zdjęcia z 27 czerwca

 

 

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 27.06.2017 21:04
27 czerwca - Sarria

Witajcie, 

Dawno nie było mi tak dobrze w albergue, po zakończonym dniu pielgrzymki. Siedzę sobie na patio, pod daszkiem, przykryta kocykiem. Najedzona, napita i czysta :). Bardzo sympatyczna, czyściutka, malutka albergue San Lazaro na obrzeżach miasta Sarria spełnia wszystkie oczekiwania pielgrzyma :). Co prawda kuchnia to tylko mikrofala ale wystarcza. Najpierw strasznie się złościłam, że tak daleko ale później okazało się, że ma to swoje plusy :). Mało ludzi, cały pokój dla nas, bardzo dobrze zaopatrzony, spory supermarket pod nosem i blisko do trasy wyjściowej z miasta. Dwie panie z obsługi, wyglądające na mamę i córę bardzo pomocne i uśmiechnięte. 

Dzisiejsza droga była wilgotna, jak nie padało to padało albo padało :). Na koniec się przejaśniło i spadło trochę deszczu i do wieczora tak jeszcze kilka razy. Widoki i klimat jak ze starych irlandzkich baśni o druidach, czarach, wróżkach i Leprechaunach (skrzatach). Przychodzi mi też na myśl ojczyzna Bilbo Bagginsa czyli Shire. Po drodze opuszczone wioski, 10 km ścieżka wzdłuż czystej rzeki w głębokiej dolinie, kolejne krowy, chude, głodne koty, pyszna galicyjska zupa szczawiowa z ziemniakami i fasolą i empanada z warzywami i mięskiem. To był bardzo dobry dzień i nawet potoki deszczu nie mogą tego zmienić. W Samos widziałam benedyktyński  klasztor, który istnieje w tym miejscu od  665 roku. Obecny budynek jest z XVI w. ale i tak jest ładny. 

Sama Sarria to 15 tyś. miasteczko z małą starówką na wzgórzu i ogromną ilością pielgrzymów. Jest to spowodowane faktem, że jest to ostatnia miejscowość, w której możemy rozpocząć pielgrzymkę jeśli chcemy otrzymać certyfikat, że odbyliśmy pielgrzymkę do Santiago (tzw. compostellkę). Dla pieszych to limit 100 km, dla rowerów 200 km. Sarria jest 112 km od celu a jutro minę kamień pokazujący gdzie to magiczne 100 km jest :).  

Pozdrawiam bardzo serdecznie - Buen Camino :).

Ps. Wniosek dzisiejszy - mam najcudowniejszą, najbardziej kochaną mamę na świecie. 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 26.06.2017 21:44
Zdjęcia 26 czerwca

 

 

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 26.06.2017 21:39
Obserwacje i przemyślenia pół żartem pół serio

Obserwacje i myśli pielgrzymie w drodze zebrane :)

    ⁃    I na kupie czasem przysiądzie piękny kolorowy motyl.
    ⁃    Każdy ma takie Camino na jakie zasłużył. 
    ⁃    Na Camino trzeba być gotowym, trzeba do tego dojrzeć i trzeba chcieć ruszyć, inaczej droga może być bardzo męcząca. 
    ⁃    Marzenia Pielgrzyma są proste. Czasem wystarczą 4 rolki papieru toaletowego w kabinie i jest wielka radość. 


Komentarze (3): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Gryna :: 28.06.2017 11:36 Podobają mi się Twoje pielgrzymie przemyślenia ????
  • Monika :: 28.06.2017 21:42 To super :)!
  • Monika :: 29.06.2017 23:37 Piękne te Teoje reflekdje :/)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 26.06.2017 21:35
26 czerwca Triacastela

 

Witajcie 

Dzisiaj trasa górska wersja wznosząco-opadająca. Jutro też może być ciekawie bo trasa wiedzie wzdłuż rzeki, a dolina ponoć malownicza. Planowana długość 25 km. 

Dzisiaj wyruszyłam bardzo późno, dopiero o 7.30 bo padał deszcz i było zimno, potem w ciągu dnia rozpogodziło się ale nie było już tak gorąco jak w Kastylii. Dzisiaj weszłam już do Galicji i wszystko się zmieniło. Pogoda, mgła, deszcz, krowy i krajobraz. 

 Już niedługo będę jadła galicyjską ośmiornicę, muszę tylko dojść do Melide do pulperii Ezechiela. To chyba za 3 dni :).  W osobnym poście garść przemyśleń i zdjęcia. 

Pozdrawiam M.


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 25.06.2017 20:31
Zdjęcia 25 czerwca

 

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 25.06.2017 20:22
25 czerwca - górami do La Faba

Witajcie,

Piękny dzień był dzisiaj. Droga prowadziła przez małe górskie wioski, bardzo malownicze. Niby było pod górę ale tak umiarkowanie, że nie bardzo to przeszkadzało. Ostateczne podejście około 2 km było za to bardzo ostre, takie typowe kamulce i wąska dróżka na dodatek obesrana przez tabuny koni i krów chyba. Ale wioska na 900 m.n.p.m. śliczna. Są w niej 2 albergue, dwa bary i malutki sklepik. 

Bardzo było ślicznie chociaż z mapy wynikało, że idziemy wzdłuż autostrady. Cały pic polegał na tym, że autostrada szła górą, mostami nad doliną, którą płynęła czysta, bystra rzeka. Pogoda też dzisiaj dopisywała, było zdecydowanie chłodniej, to znak że zbliżamy się do Galicji. Galicja to jeden z najbardziej malowniczych regionów Hiszpanii. Jest zielona, ma piękne wybrzeża i liczne zabytki. Jest również najchłodniejsza i najbardziej deszczowa. Dzisiaj wieczorem już drugi mały, ciepły deszczyk kropi. 

Albergue jest prowadzona przez niemieckie towarzystwo jakubowe "Ultreia" ze Stuttgartu. To bardzo klimatyczne miejsce, skłaniające do wyciszenia i rozmyślań... i dobrego jedzenia, bo kuchnia bardzo zacnie wyposażona i spagetti było pyszne:). Na terenie jest XII wieczny kościółek, źródełko i pomnik pielgrzyma. Dookoła dźwięczą dzwonki (krówki i owieczki) i śpiewają ptaszki - sielanka. 

Dzisiaj było 24 km, a jutro ma być 24-25. Najpierw, kawałek pod górę a później na łeb na szyję, najtrudniejsze zejście na Camino  - trzymajcie kciuki za kolana i stopy.

Ps. Już mniej niż 200 km do Santiago. 

Pozdrawiam M.


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 24.06.2017 20:28
Zdjęcia 24 czerwca

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 24.06.2017 20:27
24 czerwca Ponferrada- Villafranca del Bierzo

 

Witajcie,

Wbrew pozorom wyjście z miasta było przyjemne, bo w większości szło się przez park nad rzeką. Jak juz poczułam, że parę kilometrów zostało za mną- zjadłam śniadanko i popiłam kawką. Później małymi, lokalnymi drogami, przez tereny rolnicze (małe poletka i działki rekreacyjne z cebulą i kukurydzą) do miejscowości Cacabelos, gdzie w przytulnej wiacie dla pielgrzymów był lunch :). Ostatnie kilometry były trudniejsze, górki i pagórki wśród winnic, aż do górskiej miejscowowości Villafranca del Bierzo. Miasteczko bardzo klimatyczne i ważne na trasie Camino. W kościele Iglesia de Santiago, znajduje się tak zwana Brama Przebaczenia. Na codzień brama jest zamknięta ale ponoć kiedyś pielgrzymi w razie choroby i niemożności dojścia do Santiago mogli przejść przez bramę i uzyskać odpust. Pewnie w obecnych czasach to probosz zarządza i decyduje o otwarciu dla chorego Puerta del Perdón. 

Towarzysko, niestety zastój :). Moi Japończycy Noabuki i jego żona Noriko odpoczywali w Leon i dopiero dzisiaj wyruszyli w dalszą drogę. Polacy byli ale odjechali w siną dał na rowerach. W górskiej albergue wszyscy byli bardzo zmęczeni i zajęci sobą a dzisiaj śpię w malutkim schronisku, gdzie jest dwóch starszych Niemców na rowerach i trójka Portorykańczyków.To oni opowiedzieli, że  tak się w pewnym momencie zmęczyli, że zrobili sobie przerwę na wyjazd na 4 dni na Majorkę, po czym bezpośrednio wrócili do Sahagun i kontynuowali Camino :). 

Dzisiaj były 23 km a jutro 25 km. Pod koniec jutrzejszej trasy znowu trzeba będzie się wspinać, już robię uff.......

Z rzeczy przyziemnych, dzisiaj było wielkie pranie w maszynie, wszystko jest w miarę czyste i pachnące, chyba specjalnie żeby się upocić w tych górach :).

Pozdrawiam - M.

 


Komentarze (1): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 24.06.2017 20:44 Coraz bliżej do celu :-) Dobrej drogi i mocnych nóg!


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 24.06.2017 19:56
23 czerwca do templariuszy w Ponferradzie :)

 

Witajcie,

To był dzień zdecydowanie górski. Najpierw 2 km w górę do krzyża na górze kamieni (la Cruz de Ferro 1500 metrów n.p.m.). Jest to miejsce gdzie pielgrzymi zostawiają kamienie, które przynieśli z domów. Symbolizują one winy, których chce się pozbyć pielgrzym i mimo, że to jeszcze nie Santiago, to dajemy znać, że jesteśmy na to gotowi. W tym miejscu kamienie zostawiali już Celtowie i Rzymianie, ale komu to przeszkadza :). 

Potem było bardzo dużo dość ostrego schodzenia i stada much, które się akurat wyroiły. Najpierw mgła, potem piękne widoki i małe górskie wioski. To był męczący ale fajny dzień. Uporczywe schodzenie skończyło się w miejscowości Molinaseca. Przez tę miejscowość przepływa rzeka Maruelo. Jest piękny most i kąpielisko z drabinkami. Odważni kąpią się w tej górskiej rzece. 

Potem była już Ponferrada z pięknym zamkiem templariuszy, największym w Hiszpanii. Templariusze pilnowali pielgrzymów na polecenie króla Leona i Kastylii Ferdynanda II od 1185 roku. Niestety w zamku mieszkali tylko 20 lat, bo potem ich "gwałtownie rozwiązano". 

Tego dnia przemaszerowałam 27 km.

Pozdrawiam.

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 23.06.2017 23:28
23 czerwca z Foncebadon do Ponteferry - zdjęcia

Opis trasy jutro :)

 

 

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 23.06.2017 23:14
Astorga i góry :)

 

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 22.06.2017 22:38
22 czerwca góry, góry i podejścia

Hej, 

Uzupełniłam wpis z wczoraj i napisałam o albergue w Leon. Jutro dalszy ciąg bo teraz późno. 

Ps zdjęcia będą jak zejdę z gór bo kiepski internet. 

Uzupełniam :)

Trasa z Astorgi do Foncebadon bardzo piękna. Do przejścia było 27 km. Z czego jakieś 10 km pod górę (zaczynały się góry Leon). Było widokowo, nastrojowo i jak zwykle bardzo ciepło. Daleko od ruchliwej szosy. Po drodze wiele urokliwych miejscowości z sympatycznymi barami :). 

Mimo, że do albergue przyszłam koło 17.00 i byłam mocno zmęczona, to był jeden z fajniejszych dni, pod względem trasowo-widokowym. Foncebadon to typowo górska wioska. Jeszcze parę lat temu całkowicie opuszczona. 6-10 domów i mały kościółek, wszystko opuszczone i w ruinie. Teraz miejscowość odżywa, 4 małe schroniska, sklepik i bar. Chyba nawet jest już jeden lub dwóch stałych mieszkańców. Warunki były skromne i spałam na materacu na podłodze ale zmęczonemu wszystko jedno. :)

Pozdrawiam


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 21.06.2017 22:05
Astoraga

witajcie, 

Dziś już nie dam rady napisać. Wszystko jest w porządku ale już 22.00 i trzeba iść spać. Doszłam do Astorgi. Piękne miasteczko. Więcej jutro :)

Pozdrawiam.

Uzupełniam :)

Było około 23 km, niby łatwo ale niestety czały czas przy bardzo ruchliwej szosie. Po paru godzinach aż huczało w głowie. Gorąco strasznie, brak cienia i jakieś straszne hale fabryczne. Dość wcześnie doszłam do albergue municipal w Astordze. Bardzo fajne miejsce, kuchnia, pralnia, wygody, których potrzebuje pielgrzym. Po praniu i kąpieli, zwiedzanie i zakupy w markecie. Pyszna kolacja z tego wyszła. Ryż z kurczakiem i sałata ze szparagami. Później jeszcze jeden spacerek po ogrodach i starym mieście. Piękna katedra i siedziba biskupia projektu Gaudiego. Bardzo udany wieczór. Poszłam spać dopiero koło 23.00

Pozdrawiam


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 20.06.2017 21:01
W stronę Astorgi - wzdłuż szosy

 

Witajcie, 

Wydawałoby się, że po dwóch pełnych dnia będzie super łatwo ale nie było. Droga z Leon do Asrorgi biegnie skrajem bardzo ruchliwej szosy. Było gorąco i śmierdząco spalinami. Mam nadzieję (tak wynika z mapy) , że już od Astrogi będzie bardziej kameralnie i wiejsko :). Dzisiaj ze zwiedzaniem było 25 km. Najciekawsze momenty dnia były jeszcze w Leon. Jadłam czekoladę z churros, bardzo kaloryczne i dające kopa energii. 

Dzisiaj spotkałam małżeństwo Polaków, którzy już kolejny tydzień jadą na rowerach z Krakowa. Bardzo dzielni. Mówią, że nogi mają już ze stali, bo przejechali tyle różnych gór. Bardzo podziwiam. 

Pozdrawiam - M. 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 20.06.2017 00:33
Albergue Benedyktynek w Leon

 

Uzupełnione :)

Albergue Benedictinas Santa Maria de Carbajal. - schronisko prowadzone przez siostry benedyktynki. Otwarte od 11.00. Cudowne miejsce przy bardzo klimatycznym placyku Sta. Maria del Camino. Placyk ma stary bruk i kilka winiarni. Czekałam na nim na otwarcie albergue i tam zapoznałam się z 3 wesołymi Hiszpankami, właścicielkami 3 wesołych maltańczyków, które bardzo mi przypominały Marylę i Małgosię. Mimo bariery językowej ustaliłyśmy przy pomocy tłumacza Google i internetu, że hawańczyki i maltańczyki to jedna rodzina biszonów oraz, że bardzo kochamy nasze psy. Panie mi powiedziały, że już po trzech dniach zwariowałyby z tęsknoty, a ja przyznałam że też już bardzo tęsknię i dlatego je zaczepiłam. Placyk w godzinach porannych służy sąsiadom za miejsce spotkań dla nich i piesków. Były 3 maltańczyki, jamnik, golden, mops, owczarek niemiecki i inne. Bardzo przyjemny poranek i sympatyczni ludzie. 

Ostatecznie albergue otwarto w całkiem już spory ogonek pielgrzymów ustawił się w kolejce do recepcji przy stoliczku na dziedzińcu. I nagle słyszę, Monika??? Czekałam na Ciebie i zastanawiałam się kiedy dojdziesz. To była Kasia, wolontariuszka/hospitalero w schronisku. Kasia, mega kobieta, pomoże, doradzi, zaopiekuje się. Dodatkowo super poczucie humoru. Dała mi parę ważnych rad, opowiedziała, że przyjeżdża już kolejny raz, bierze 2 tyg. urlopu i poświęca czas innym Peregrino (i to w kilku językach). Sama również pielgrzymowała, więc wie co mówi :). Bardzo polecam tę Albergue, głównie ze względu na klimat, ludzi i niską cenę.

 

Pozdrawiam Wszystkich w Leon :)

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 20.06.2017 00:10
Leon - miasto i zabytki

 

 

Historia miasta sięga 68 roku n.e.. Wtedy na tym terenie Rzymianie założyli swój obóz, zrobił to Legion Septima Gemina. Słowo Leon znaczy po hiszpańsku lwa ale jak wynika z historii w mieście lwów nie było, a nazwa pochodzi z przekształconego słowa Legio. Rzymskie zasługi w rozwój miasta są ogromne, po nich nastali Wizygoci a następnie w VIII wieku zdobyli je muzułmanie. W latach 910-1230 miasto było stolicą królestwa Leon. W końcu X w. muzułmański władca Almanzor, zniszczył miasto, które odbudował w XI w. Ferdynand I Wielki.

Katedra Santa Maria de la Regla jest najbardziej znanym zabytkiem w Leon. Powstała w okresie XIII - XV w., nawiązując do gotyku francuskiego. Wnętrze zdobią piękne witraże, które łącznie zajmują powierzchnię około 1800 m2. Jest to drugi co do wielkości zespół witraży na świecie. Pierwszy jest we francuskiej katedrze w Chartres.  

Piękna jest również romańska bazylika św. Izydora, powstała w okresie XI - XVIII w. We wnętrzu znajdują się relikwie św. Izydora z Sewilli, który był wczesnochrześcijańskim uczonym i słynął z daru wymowy. Jest on patronem internetu, internautów, informatyków i Hiszpanii - ciekawe połączenie. :)

Sentencje Izydora:

- Ucz się jakbyś miał żyć wiecznie, żyj jakbyś miał umrzeć jutro.

- Na początku słuchaj. Zabieraj głos jako ostatni. Ostatnie słowo jest więcej warte niż pierwsze.

 

Ciekawy jest także dom Casa de Botines, zaprojektowany przez Antoniego Gaudiego, dla zaprzyjaźnionej rodziny Botinesów. W tym samym czasie Gaudi budował pałac Biskupa w Astordze. 

Informacje zaczerpnięte z internetu :). 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 20.06.2017 00:03
Dalszy ciąg zapisków z Leon 18 czerwca

 

 

Tajemnicza Ania w kapelusiku i ciemnych okularach :), cioteczna siostra Tomasza oraz druga Ania, siostra bliźniaczka astrologiczna Małgosi. Wraz z nami dzielna Szwedka, która miała takie pęcherze, że aż 4 dni odpoczywała w Leon i przesympatyczny Japończyk. 

Wspaniała Czwórka rozpoczęła pielgrzymkę w Lourdes, przeszli więc kawał drogi do Leon. Szwedka za to opowiedziała mi historię swojej wizyty u lekarza. Ona przerażona, pęcherze wielkości pączków, wypełnione krwią i innym świństwem, a lekarz słabo mówiący po angielsku, zdecydowanie dający jej do zrozumienia, że marnuje jego czas, bo przecież - to tylko pęcherze!!!

Po wspaniałej kawie rozeszliśmy się do swoich zadań. Ja poszłam zwiedzać stare miasto i gotycką katedrę. O zabytkach Leon w terminie późniejszym .

Po owocnym zwiedzaniu, zrobiłam zakupy i zjadłam lunch w towarzystwie Mony i sympatycznego Japończyka. Potem udałam się na sjestę. Wieczorem poszłam się przejść i zwiedziałm bazylikę św. Izydora. Pogadałam ze Wspaniałą Czwórką, jak również z zapoznanym wieczorem Polakami ze Świeradowa Zdrój - Beatą oraz jej mężem Mariuszem. Ruszyli w poniedziałek rano z Leon na swoje spotkanie z Camino :). Życzę wszystkiego najlepszego i Buen Camino.

To był bardzo ciekawy dzień, pełen pozytywnych wrażeń. Przeszłam tylko 12 km :).

Pozdrawiam - M. 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 19.06.2017 20:39
Leon 18 czerwca

dzień pełen wrażeń w Leon 18 czerwca - dopełnienie.

 

W niedzielę rano stawiłam się na dworcu kolejowym w Sahagun, trochę mi było smutno, że tak sama tam siedzę a inni ruszają na szlak. Po pół godzinie przyszła młoda amerykanka z inną pielgrzymką o nieodkryte przeze mnie narodowości. Jedna chciała do Leon, druga dalej bo operowana kilka lat temu stopa mocno się odezwała. Za chwilę przyszły kolejne Amerykanki z pęcherzami jak ja. Od razy zrobiło mi się weselej :). Szczególnie zapamiętałam bardzo sympatyczną, drobniutką Monę, chyba w moim wieku. O 8.00 otwarto kasę i z dużą radością, wydałyśmy 5.45 euro na bilet.  O 8.30 wsiadłyśmy do pociągu i ruszyłyśmy w ślady pielgrzymów, którzy wyruszyli o 6.00 rano- minęłyśmy ich po drodze wśród pól. 

Na następnej stacji wsiadło 4 pielgrzymów, kolorowo ubranych i na oko bardzo sympatycznych (trzy panie i jeden pan). Nagle słyszę, że mówią po polsku, to ja grzecznie witam ich i nagle słyszę - Monika prawda???

Trochę mnie zatkało ale przyznałam, że to ja, okazało się, że mimo, że są już od wielu dni w drodze, to czytali poprzedniego dnia mojego bloga. Pewnie poznali mnie po charakterystycznej, krótkiej fryzurze :).  

Na dworcu, każdy z nas miał coś do roboty  ale koło południa spotkaliśmy się w Albergue Benedyktynek, to cudowne miejsce, o którym trochę później. 

Jeszcze nie spałam w "kościelnym" albergue i byłam bardzo ciekawa. 

 

Drzwi schroniska otwarto o 11.00, uprałam się z dziką rozkoszą ja i moje ciuchy w automacie, zajęłam koję i ruszyłam w miasto w towarzystwie Małgosi i Szwedki, której imienia niestety nie pamiętam :(, przepraszam. 

 

Po chwili dołączyła do nas reszta "wspaniałej czwórki" Polaków poznanych w pociągu. Z tej chwili mamy wspólne zdjęcia na blogu :). Wspomniana Małgosia z kręconymi włoskami, bardzo rozmowna i ciepła osóbka. Jej mąż Tomasz, najbardziej oszczędny w słowach. Tajemnicza Ania w kapelusiku i ciemnych okularach- tu mi ucina, postaram się przepisać resztę.

 


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 20.06.2017 08:10 Wygląda na to, że jesteś sławna ???? Może lokalnie ale jednak!
  • Monika :: 21.06.2017 22:01 Nie spodziewałam się, nawet lokalnie :)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 18.06.2017 22:07
Zdjęcia 18 czerwca

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 18.06.2017 22:06
Sahagun-Leon :)

 18 czerwca,

 

Witajcie, bardzo dużo się dzisiaj działo. Dużo ludzi poznałam, zwiedzałam piękną gotycką katedrę i sporo rozmawiałam. Ze względu na stopy postanowiłam podjechać z Sahagun do Leon pociągiem (56 km) i tutaj odpocząć 2 dni. Gdybym miała więcej czasu to mogłabym zostać w Sahagun, zregenerować się i pójść dalej ale mam swój plan i powinnam się go trzymać :). Bilet powrotny zobowiązuje,a przecież jeszcze Fisterra na mnie czeka.  

 

Jutro opiszę dzień dokładniej, już późno i pielgrzymi udają się na spoczynek - dzisiaj parę zdjęć :)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 17.06.2017 19:50
17 czerwca, bardzo długie 22 km.

 

 

 

 

 

 

 

 

Witajcie,

Dzisiaj doszłam tylko do Sahagun, byłam o 15.00 ale nie ma czym się chwalić. To było wymęczone 22 km. Planowałam przecież 28 km. Jutro robię przerwę w Leon. Muszę się zregenerować. W końcu przeszłam cięgiem ponad 400 km (tak pokazuje mapa Camino). W Leon będę odpoczywać 2 dni, ponoć piękne miasto i jest co zwiedzać. W końcu stolica prowincji.

Dzisiaj przecztałam w przewodniku, że to już czas drugiego kryzysu. Nie zauważyłam pierwszego ale moje stopy drugiego nie zapomną, kondycyjnie daję radę, mięśnie ok, kolana na razie też - odpukać. 

Sahagun to małe miasteczko z kilkoma starymi i ciekawymi kościółkami XII-XIV w.  Kilka z nich jest w stylu romańsko mudejar (połączenie architektury chrześcijańskiej (styl romański i gotycki) i islamskiej. Charakterystyczne łuki, stiuki, koronkowe ściany zastępowały przedstawienia ludzi i zwierząt. 

Albergue mieści się w dawnym kościele Trinidad, Trójcy Świętej, skromne ale bardzo klimatyczne. Na parterze jest informacja turystyczna i jakaś sala widowiskowa, gdzie teraz trwa impreza muzyczna i przyjemnie przygrywają. 

Z Sahagun, według przewodnika zostało 383 km do Santiago. Jutro będzie już 17 dzień wędrówki. Na Camino traci się poczucie czasu, czas inaczej płynie. 

Do jutra :)

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 16.06.2017 21:07
Zdjęcia z 16 czerwca

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 16.06.2017 21:03
Piekielna patelnia :)

Witajcie 16 czerwca

 

Będzie krótko, przeszłam dzisiaj 37 km. Taka marszruta na dzisiaj była do wyboru albo 20 km albo 37 km. Za miasteczkiem po 20 km jest pustka. 17 km bez cienia, wody, cywilizacji, żadnych zmian w krajobrazie. W przewodniku napisali, że to najgorszy odcinek na całym Camino. Potwierdzam - straszne. Wiedząc co mnie czeka posłałam plecak przodem. Po pierwsze, żeby ulżyć stopom, po drugie musiałam dojść do celu bo przecież mój plecak tam czekał, a na Camino ten plecak to namiastka domu :). Od połowy trasy szłam w sandałach, żeby było przewiewnie. 

Takie usługi transportowe są wzdłuż całego Camino France, sprawnie to działa i pomaga w razie dużego zmęczenia. Oczywiście grupy zorganizowane, używają  tego codziennie. Ja się cieszę, że jestem już z moim plecaczkiem. Nie wiem jak bardzo to mi pomogło dzisiaj bo i tak ledwo doszłam ale muszę powiedzieć, że wszyscy w albergue, którzy tę trasę przeszli są bardzo zmęczeni i dzwoniąc do domu opowiadają jak ciężko było dzisiaj. 

Miasteczko nazywa się Calzadilla de la Cueza i już w średniowieczu templariusze chronili stąd pielgrzymów. Jutro planowałam 31 km ale chyba zatrzymam się wcześniej, na 28 km, zmęczenie daje się we znaki. 

 

Pozdrawiam i dobranoc.


Komentarze (3): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Gryna :: 16.06.2017 21:50 Dziękuję za Twoje wpisy na blogu.
  • Monika :: 17.06.2017 11:12 To ja dziękuję, że czytasz :)
  • Kaśka :: 17.06.2017 16:39 37 km i jedna prawie pustynia do przodu :-)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 15.06.2017 20:52
Przez gorąc do Fromisty

 

 

 

Dzisiaj tylko zamelduję, że przeszłam 34 km i mam nowe pęcherze. Doszłam do Fromisty, zrobiłam pranie, bo strasznie się upociłam, zjadłam, wypiłam i idę spać. Jutro też długi etap, więc pewnie nie będę się rozpisywać także i jutro. 

 

 


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 15.06.2017 22:49 A te skarpety które miały zapobiegać pęcherzom? Nie działają?
  • Monika :: 16.06.2017 20:35 Może działają, może bez nich byłoby gorzej. :)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 15.06.2017 20:41
Obserwacje i przemyślenia pół żartem, pół serio

Obserwacje i przemyślenia pielgrzymie w drodze zebrane.

 

Hiszpanie nie chcą za wszelką cenę zarobić na pielgrzymach. Dzisiaj pan sprzedający na szlaku napoje spod parasola, zapewnił mnie, że woda płynąca obok z kranika jest pitna. A przecież chciałam u niego kupić wodę. To kupiłam banana :). 

 

Katedra w Burgos, piękna jest, no piękna. Co może powiedzieć Ci Włoszka mieszkająca w Rzymie, gdzie jest muzeum watykańskie, bazylika świętego Piotra i koloseum gdzie ginęli chrześcijanie. No, piękna ta katedra.

 

Pęcherze są istotami stadnymi, ceniącymi bliskość i sąsiedztwo. 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 14.06.2017 20:13
Zdjęcia z 14 czerwca

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 14.06.2017 20:02
Meseta

14 czerwca,

 

Dzisiaj w planie było 31 km, po 11 km zrobiłam długą przerwę. Pozostałe 20 km przeszłam z dużym wysiłkiem. Zaczęła się już wyżyna Meseta, kraina bez drzew i cienia. Klimat tu ekstremalny, jak ciepło to jak w piekarniku, jak wieje to głowę urywa, jak deszcz pada to oberwanie chmury i potoki błota, jak zimno to -20 stopni. Dzisiaj było 35 stopni na plusie i oczy wypalało :), dobrze że ciemne okulary mam. Doszłam do bardzo sympatycznej malutkiej miejscowości Hontanas. Albergue bardzo sympatyczna, nowa czysta i zaopatrzona. Ja nawodniona i wykąpana, po zapoznaniu się z jedną główną uliczką w wiosce, udam się chyba do łóżka. Jutro kolejny ciężki dzień - Meseta ciąg dalszy. 

Pozdrawiam Wszystkich.


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 14.06.2017 19:35
Zdjęcia z Burgos 13 czerwca

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 14.06.2017 10:02
13 i 14 czerwca

Blog 13 i 14 czerwca, zwiedzanie Burgos i droga do Hontanas 

 

Po drodze do hostelu (różni się od albergue nieco wyższą ceną 16 euro i tym, ze dostaje się prawdziwą pościel- przynajmniej w Hostelu Burgos koło dworca autobusowego w samym centrum) zwiedziłam wschodnią część starówki. Zostawiłam graty i ruszyłam w miasto, prysznic zostawiajac na wieczór.  Znalazłam sklep turystyczny i zakupiłam ręcznik, niestety mój stary był fajniejszy. Długo tez wybierałam buty, w końcu zdecydowałam się na Salomony do kostki. Trochę się boję, że to zakup na wyrost ale z drugiej strony dziury się powiększają, z trzeciej  niby jeszcze tego nie czuję. Teraz przez swoją rozrzutność lub panikarstwo muszę dźwigać dodatkowy kilogram, co bardzo zdecydowanie czują moje stopy. Tacham jeszcze mały prowiant na dzisiaj i 250 gram czereśni. 

Wracając do zwiedzania, zakupy zostawiłam, "pobrałam" lunch na wynos i udałam się do parku. W cieniu na ławce zjadłam i odpoczęłam (31 stopni dookoła :)) po czym ruszyłam zwiedzać muzeum ewolucji. Było ciekawie, choć ekspozycja bardziej skierowana do młodzieży. Dowiedziałam się przy okazji kilku ciekawych faktów o Darwinie. Między innymi tego, że na statku nie był zatrudniony jako przyrodnik tylko osoba do towarzystwa dla kapitana statku, młodego arystokraty. Dopiero po dłuższym czasie 22 letni Darwin, któremu planowano przyszłość pastora poczuł się badaczem i przyrodnikiem. 

Po zwiedzaniu znowu zjadłam (kanapka z rana) i poszłam oglądać najpiękniejszą, gotycką katedrę w Hiszpanii- tak mówią przewodniki. Faktycznie jest piękna, bardzo ciekawa architektonicznie, pełna krużganków, kaplic, dziedzińców. Katedrę św Marii zaczęto budować w 1221 r.  a w czasie wieków wzbogacono ją w elementy barokowe i renesansowe.

W katedrze znajduje się grobowiec bohatera narodowego z czasów rekonkwisty Rodrigo Díaza de Vivara zwanego Cydem.

 

Po zwiedzaniu katedry i łażeniu po mieście byłam już tak zmęczona, że zrobiłam to co typowy turysta, przejechałam się turystyczną ciuchcią i utrwaliłem sobie najważniejsze punkty miasta!

 

W nagrodę zjadłam pysze lody i udałam się w stronę łóżka. Zasnęłam koło 23.00 a o 5.00 już byłam na nogach. Wyruszyłem o 6.30 bo nerwowo szukałam moich kijków. Znalazłam i ruszyłam w długą trasę. 

 

Teraz kończę pierwszy postój, przede mną jeszcze ponad 20 km.


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 13.06.2017 22:00
Wielkie Burgos

Blog 13 czerwca,

 

Witajcie, tyle dzisiaj wrażeń, że nie wiem czy wszystko dam radę opisać, bo późno już i zmęczona jestem. 

 

Wyruszyłam o 6.00, jeszcze było ciemnawo, o 8.30 przerwa na śniadanko, kawkę, soczek i napełnienie bukłaków, masowanie stóp tez było. Potem dalsza droga. Po chwili szlak zaczął zagłębiać się w przedmieścia Burgos. Do 15 km, zdążyłam się na chwilę zagubić i obejść lotnisko (były płoty ale nie skakałam :)). Przedmieścia są straszne, fabryczne, brudne i nieciekawe. W przewodniku było napisane, że hiszpańscy peregrino są na tyle cwani, że podjeżdżają autobusem miejskim, inni tego nie robią bo nie wiedzą gdzie do tego autobusu wsiąść. Po kolejnej przerwie, jak tylko skończyło się lotnisko, ruszyłam dalej a tutaj mija mnie autobus, zawraca na placu i staje na przystanku. Jakoś długo myślałam i zanim doszłam, autobus ruszył. No cóż, pomyślałam, nie było mi pisane. Nagle z podwórka wypadają dwie hiszpanki i krzyczą autobus ucieka, goń, goń bo stoi na światłach (tak przynajmniej mi się wydawało), to ja też w galop. Udało się, za 1 euro pokonałam najgorsze 7 km przedmieść. Nie dość, że ja zdążyłam, to jeszcze jedna hiszpańska peregrino zdążyła, taki duży ruch na tej dojazdowej trasie, że zmiana świateł chyba ze 3 minuty trwa. 

Wzbudziłyśmy ogólny aplauz w autobusie (prawie same starsze panie, bardzo sympatyczne, dużo mówiące). Hiszpanka powiedziała, że woli pochodzić po Burgos a nie po terenach przemysłowych. Wysiadłyśmy przy samym starym mieście. Mimo tej podwózki, dystans dzienny zrobiony - miało być 23, zrobiłam 26 km.

 

Dalszy ciąg i zdjęcia (zrobiłam dużo i muszę wybrać) w dniu jutrzejszym. Dobranoc :)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 13.06.2017 16:37
Zdjęcia z 12 czerwca

 

j

 

 

 

 

 

 

 

Tematy

Kędy droga, dmucham na mgłę, zaczarowany las, tajemne kręgi, wyszło słońce na wyżynie, albergue, hobbicia sypialka.

 

 


Komentarze (1): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 13.06.2017 19:55 Kręgi - od razu pomyślałam o UFO :-D


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 13.06.2017 16:21
Obserwacje i przemyślenia, pół żartem, pół serio

Obserwacje i przemyślenia pielgrzymie w drodze zebrane. 

 

Planowałam iść na Camino za 2 lata, już na emeryturze, mąż mi powiedział, idź teraz za 2 lata będzie ciężej- no i poszłam. 

 

W Japonii ludzie bardzo dużo pracują, a potem od tego umierają.

 

Czasem trzeba iść na Camino, żeby pielgrzym, obcokrajowiec uświadomił Ci jak piękny jest Twój kraj.


Chlewnie wszędzie śmierdzą tak samo.

 

Koreańczycy chodzą na Camino, bo się nie mieszczą we własnym kraju :).


Psy bywają kochane i pieszczone ale czasem spędzają życie na łańcuchu, nie tylko w Polsce. 

 

Jeżeli masz jakieś marzenie, chęć, plan to nie odkładaj tego na później. Później może być za późno. Oczywiście nie wszystko da się zrobić od razu ale trzeba próbować, to jest najważniejsze. Próbuj a może się uda. 

 

Camino nauczyło mnie dzisiaj, że czasem lepiej iść samemu i słuchać swojego ciała. 

 

Ilość szczerbatych może wskazywać na stopień zamożności społeczeństwa, ale również na paniczny lęk przed dentystą. 

 

O, jesteś z Polski, znasz Basię? Basia jest na Camino? Nie, Basia jest we Francji, a Ty gdzie mieszkasz. W Polsce. Jak to, mówisz po francusku i mieszkasz w Polsce?

 

Najgorzej po angielsku mówią ludzie od urodzenia anglojęzyczni.

 

Czasem dobrze jest się zatrzymać wcześniej, może tam na Ciebie czekać niespodzianka.  


Komentarze (3): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Beata :: 13.06.2017 18:16 Witaj Moniko! Może spotkamy się gdzieś w drodze.Przyjeżdżam z mężem do Leon 18.06(niedziela) i w poniedziałek ruszamy!
  • Kaśka :: 13.06.2017 19:57 Cudne!!! A ostatnie zdanie to sobie zapiszę :-)
  • Monika :: 13.06.2017 22:04 Hej Beato, mam nadzieję, że się spotkamy ale chyba Was nie dogonię, bo zgodnie z planem do Leon dochodzę 19 czerwca wieczorem. Buen Camino. :)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 12.06.2017 20:10
12 czerwca - we mgle :)

PsBlog 12 czerwca

 

Uwaga, do wszystkich zainteresowanych zniknięciem części mojej bielizny, dzisiaj dołączył do niej ręcznik. Tak to jest jak po ciemku zbiera się rzeczy ze wspólnej sypialni, nie wszystko widzisz. Jak pakowałam rzeczy w kuchni byłam pewna że wszystko mam. No trudno, dzisiaj sobie poradziłam moją chustką na szyję i głowę :), a jutro może coś kupię bo będę w większym mieście - Burgos. 

 

Dzisiaj przeszłam 28 km, jutro czeka mnie 23 km, z Ages do Burgos właśnie. Całościowy dystans według mapy to 260 km. Do Santiago zostało 521 km a nad morze, do Fisterry 607 km. 

 

Całkiem nieźle mi się dzisiaj szło, do 12.00 była mgła i mżyło ale potem się rozpogodziło. Po drodze spotkałam moich Japończyków i zjadłam z nimi śniadanko. Pan Nobuaki Teraoka został moim znajomym na face booku :). 

 

Nie mam dzisiaj melodii do pisania, na razie pa. :)

 

Ps. Buty mi się zaczynaja rozwalać od środka. W miejscu połączenia pięty i ścięgna Achillesa puściły szwy u obu butach. Mam nadzieję, że wytrzymają, na razie mi to nie przeszkadza. 

Ps. 2 zdjęcia będą jutro, bo słaby internet. 


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 12.06.2017 22:21 Czy masz w plecaku jakieś zbędne rzeczy, czy na razie wszystko się przydaje?
  • Monika :: 13.06.2017 08:53 Na razie zostawiłam tylko pokrowiec na deszcz na plecak, bo był z innego modelu i niestety nie pasował. Reszta raczej portlrzebna i używana :)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 11.06.2017 21:45
Zdjęcia z 11 czerwca

 

 

 

 

 

 


Komentarze (1): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 12.06.2017 09:08 Super zdjęcia! Schronisko wygląda bardzo porządnie. Basen cudo ????


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 11.06.2017 21:39
Zdjęcia z 10 czerwca

 

 

 

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 11.06.2017 17:18
Upał w drodze do Belorado

 

11 czerwca

 

Witajcie z drogi , dzisiaj ruszyłam 6.15. Było już widno i dużo ludzi ruszyło ze schroniska. Wysmarowałam się dokładnie kremem z filtrem bo wczoraj zapomniałam i w pewnych miejscach wyglądam jak pieczony kurczak :). Oddaliłem się od początku trasy o około 225 km. Nie jest to jednoznaczne z ilością kilometrów pokonanych, bo czasem idę dłuższa trasą, czasem krótszą, a wieczorami jeszcze zwiedzam. 

Wyszłam już z regionu Rioja i weszłam do regionu Kastylii i Leon. Na razie zmian w krajobrazie nie widać. 

Dzisiejszy odcinek traktuję relaksacyjnie. Przeszłam 11 km a już drugi odpoczynek robię. Cudowna ławka w cieniu i szumiąca woda z wodopoju - bosko :). Wszyscy się spieszą, ja nie muszę bo dzisiaj mam rezerwację w Albergue. :). 

 

Lepiej mi się dzisiaj idzie, bo zaszalałam wczoraj wieczorem w sklepie turystycznym, który był koło schroniska. Mam nowe wkładki żelowe i cudowne, dwuwarstwowe skarpetki z wełną merino, na których było napisane, że dają gwarancję anty pęcherzową :). Wróciłam do moich traperek i na razie jest ok. Ruszam w drogę, koniec przerwy. 

 

Następna przerwa :), krajobraz się zmienił. Nie ma już winnic, nie ma oliwek, są zboża wszelkich rodzajów na pagórkowatym terenie bez drzew. Nie ma też cienia. Ponieważ wczoraj się przypiekłam to dzisiaj idę ubrana jak Koreańczycy, zakutana od stóp do głów. Na głowie daszek i mokra szmata, żeby chociaż trochę chłodziło zanim wyschnie.  Chyba coś przekąszę bo już 12.20. Zostało

mi do schroniska równo 5 km. 

Zjadłam i doszłam. Straszna patelnia była po drodze, gorąco i paliło słońce. Doszłam koło 14.30 i odkryłam, że mamy basen. Pływałam i chłodziłam się jak foka :). Jutro do przejścia 27-28 km. Na razie odpoczywam.

O miasteczku nic nie piszę, bo żadnych ciekawych informacji nie znalazłam 



Pozdrawiam - Monika Łopińska


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 10.06.2017 22:25
Santo Domingo de la Calzada

10 czerwca

 

Dzisiaj przeszłam 32 km. Po pierwszych 10 km musiałam zdjąć buty i założyć sandały. Zawiodły nie buty a wkładki. Po przejściu 200 km bez przerwy straciły swoje właściwości. Po pierwsze stały się płaskie w miejscach największego nacisku, a po drugie tam gdzie pod palcami były zrobione dziurki do wentylacji, piękne mi się malutkie, okrągłe odciski w rządku zrobiły :). Pozostałe  kilometry zrobiłam w sandałach, które nie robiły odcisków ale ze względu na gorszą amortyzację na kamieniach bardzo obciążyły mi pięty (kości w środku), odezwały się też zakwasy w łydkach. Myślałam, że chociaż to mam już za sobą :). 

Generalnie droga była bardzo ładna i jakoś tak pusto było. Wyszłam o 7.00 i szłam z mniej popularnego do noclegu miasteczka, może to był powód bardziej pustej trasy. 

Dzisiaj było cieplutko i od 12.00 niezłe grzało a cienia ani troszkę. Mam opalone łydki i ręce w paski oraz nos :). Ostatnie kilometry były trudne. Całe szczęście w Albergue były miejsca, a pierwszy łyk zimnego, świeżego soku z pomarańczy wywołał takie szczęście, że łzy mi poleciały. Ciekawe jak czasami niewiele potrzeba.

 

Potem uprałam, poszłam do supersamu, zrobiłam kolację i poszłam zwiedzać miasteczko. Miałam niezłe szczęście bo w jednym z bardziej znanych kościołów w Hiszpanii trafiłam na mszę gdzie pięknie śpiewał lokalny chór. 

 

Kościół i miasteczko znane są z legendy związanej z Pielgrzymką do Santiago. Jeśli nie dam jej rady opisać dzisiaj, to postaram się zrobić to jutro. 

 

Jutro 22 km, może uda mi się wstać mimo zakwasów i "wyjących" piętek. :). Jutro w planach szybkie dojście i regeneracja. 

 

Ok, legenda :)

W katedrze, której budowę rozpoczęto w XII, jest okienko, które nazywa się Gallinero, czyli osadzona w murach klatka, w której od wieków trzyma się białego koguta i białą kurę. 

Legenda mówi, że pewna pobożna rodzinka pielgrzymowała do Santiago. Zatrzymali się na odpoczynek w Santo Domingo de la Calzada, gdzie syn wpadł w oko córce oberżysty. Odrzucił jej zaloty, a ta w zemście podrzuciła mu srebrny dzbanek i oskarżyła o kradzież. W średniowieczu  prawo działało szybko, następnego dnia młodzieniec już wisiał. Zrozpaczeni rodzice kontynuowali pielgrzymkę. W drodze powrotnej ( wtedy nie wracało się samolotem, ale na nóżkach, tą samą drogą), sześć tygodni później, zobaczyli swojego syna, żywego na szubienicy. Pobiegli do miejscowego sędziego is tarzali się wytłumaczyć co się stało i błagać o odcięcie i wypuszczenie syna. Sędzia, zdecydowanie nie chciał im uwierzyć i powiedział, że chłopak jest żywy jak te dwie ugotowane kury, które leżą na talerzu i które zaraz zje.  

W tym momencie kury podniosły się i zamachałem skrzydłami. Na pamiątkę tego wydarzenia kury ( kokocha i kogut) mają swoje miejsce w kościele.

 

Pozdrawiam i dobranoc

Zdjęcia będę jutro :)


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 10.06.2017 22:58 Piękna legenda. A jak czytam o stanie Twoich nóg to obiecuję sobie że nigdy nie będę się skarżyć na własne odciski. Odpoczywaj jak najwięcej, jeszcze tyle dni przed Tobą.
  • Monika :: 11.06.2017 09:52 Dzisiaj dużo odpoczywam po drodze. Właśnie leżę na ławce w cieniu koło wodopoju :)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 09.06.2017 20:19
"Mała traska" do Ventosa

 9 czerwca

 

Hej,

 

Nie wykonałam dzisiaj planu :(. Moje stopy zdecydowanie protestowały i wyhodowały

 dodatkowy, malutki bąbelek :). 

Przeszłam 20 km do wioski zagubionej wśród winnic, Ventosa. Nie ma tu nic godnego uwagi. Dwa bary z menu pielgrzyma, i jedna Albergue San Saturnino prowadzone przez miejscowe bractwo św. Jakuba. Schronisko jest przecudne, czyściutkie, pachnące, z wszystkimi udogodnieniami dla pielgrzymów. Ma piękne patio z malutkim ogródkiem i krzesełkami. Ma się wrażenie, że wypoczywamy w pensjonacie a nie w masowym schronie :). Żeby nie było podejrzeń, cena taka sama jak wszędzie, 10 euro. 

 

Obudziłam się dzisiaj za dziesięć piąta ale na trasę wyszłam dopiero o 6.30. Wolno się rano zbierałam, a to się pakowałam, a to brzuch mnie kręcił, a to kawę piłam, nie miałam melodii do chodzenia. Pierwszy odcinek był długi (13 km) i przeszłam go bez przerwy,  chociaż kilka razy miałam kryzys i myślałam, że uwalę się pod płotem, w rowie, na wielkim kamieniu pod drzewami. Stopy mnie paliły jak żywym ogniem. Ostatecznie doszłam do pierwszego baru i tam zrobiłam godzinna przerwę. Zjadłam śniadanie, zajęłam się stopami, przykleiłem nowe plastry (idą jak woda, w następnej aptece muszę uzupełnić zapas), wywietrzyłam buty i zmieniłam skarpetki. To wszystko oraz decyzja, że zatrzymuję się do jutra w następnej miejscowości, sprawiło, że szłam jak torpeda. Udało mi się nawet wyprzedzić sporo pielgrzymów, 7 km śmignęłam jak łania. O 13.30 byłam juz pod prysznicem. Zrobiłam podstawowe pranko i poszłam do baru, zasilić się cytrynowym piwkiem i tapas (tu akurat krokiety z szyneczką).

Teraz siedzę i piszę (15.28) i oko mi się zamyka. Ponieważ nie ma tu nic do zwiedzania, bez wyrzutów sumienia udam się na sjestę. Resztę dopisze wieczorem :).

 

Ha, sjesta udała się znakomicie, zjadłam, przejdę się na krótka przechadzkę i znowu pójdę spać. Muszę zebrać siły, żeby nadrobić dystans. Jutro mnie czeka 31-34 km (w zależności od przewodnika). Mam nadzieję, że to będzie ten dobry dzień z ekstra formą. 

 

Jak obiecałam, na tapetę wracają Koreańczycy. Dwa dni temu w Torres del Rio, jedliśmy wspólna kolacje na dużej sali. Siedziałam z Włoszką i trójką młodych Koreańczyków. Siedzimy, gadamy jak potłuczeni, bo wszyscy zmęczeni, staramy się wejść na wyżyny naszego angielskiego. Rozmawiamy o Camino, o tym czy nasi rodacy chodzą do Santiago. Mówię, że Polaków mało, Nada, Włoszka mówi, że jej ziomków trochę więcej. Konstatujemy, że bardzo dużo jest Koreańczyków, Hedzin, najlepiej znająca angielski (piękny akcent), mówi, że sama jest zdziwiona, że tylu Koreańczyków, że się nie spodziewała. Pytam się, jakiej jej zdaniem są powody takiej popularności Camino - odpowiada, że wyzwanie, chęć sprawdzenia się i bardzo tani sposób na poznanie Hiszpanii (faktycznie albergue są dostępne tylko dla pielgrzymów, a jest to najtańszy nocleg). 

 

Po chwili konsumpcji w ciszy pytam się jaka jest populacja w Korei, chłopaki (Mok i Kiu) zastanawiają się i pada odpowiedź - 600 milionów. Mnie i Nadę zatkało, dopytujemy się czy na pewno tyle, chłopaki mówią yes, yes. W końcu piszę liczbę na kalkulatorze w telefonie, pokazuję pytając się czy na pewno tyle? Nada mówi, tak Was dużo jak Chińczyków :). Chłopaki zawstydzeni mówią, że jednak jest ich 60 milionów. Nagle parskamy śmiechem jak szaleni...... Hedzin rży i mówi, to już wiemy czemu nas tak dużo na Camino- gdzieś się musimy podziać, bo we własnym kraju się nie mieścimy:):):). To był wspaniały wieczór - bardzo wesoły :).

Przeszłam już prawie 180 km

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie - Buen Camino.


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 09.06.2017 21:49 A może rodacy chodzą o innej porze roku? Dziwne że tak mało osób z Polski. Pewnie wszyscy leżą za parawanami nad Bałtykiem ????
  • sawbona :: 10.06.2017 10:06 Super opowieść. Co do Koreańczyków, tak sobie myślę, że Polacy chodzą ale giną w tłumie innych nacji z kilku powodów. Raz. Mamy swoją Częstochowę. Dwa. Nasi - dużo jeżdżą do Azji. Tanio i bezpiecznie. I nie na wycieczki z biurem podróży, tylko grupami na taki tramping. Trzy. Hiszpania - choć to pielgrzymka jednak jest stosunkowo droga. Płacenie przez półtora miesiąca w euro to spory wydatek dla przeciętnego rodaka. Tak mi się zdaje.


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 09.06.2017 15:50
Zdjęcia z 9 czerwca - Ventosa

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 08.06.2017 21:37
Zdjęcia z 8 czerwca Logroño

 

 


Komentarze (1): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 09.06.2017 21:37 Głowa nieco creepy


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 08.06.2017 20:14
Zdjęcia z 8 czerwca

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 08.06.2017 20:09
Logroño w deszczu

Hola chicas y chicos :)

 

Dzisiaj, 8 czerwca wyszłam wcześnie, jeszcze przed wschodem słońca, kilkanaście minut po szóstej. Krajobrazowo droga była niezbyt ciekawa, trochę pól, trochę górek, trochę wzdłuż szosy. Spotkałam ciekawe poletko życzeń i intencji, zjadłam po drodze śniadanko i pogorszyłam stan stóp. Nie będę się zagłębiać w temat :(. 

Trasa pomiędzy Torres del Rio a Logroño wynosiła tylko 20-21 km ale nie szło mi się dobrze, dopiero przed samym miasteczkiem poczułam trochę optymizmu. Przybiłam sobie pieczątkę paszportową w miejscu, gdzie wiele lat temu doña Felisa Mediavilla otworzyła stoisko pod parasolem i przez wiele lat wspierała pielgrzymów dobrym słowem, owocami i napojami. Doña umarła w 2002 roku ale interes przejęła jej równie wiekowa córka. Warto poświęcić symboliczne euro dla podtrzymania tradycji. 

W trakcie dnia musiałam zrobić kilka dłuższych przerw regeneracyjnych :). Doszłam co prawda w miarę wcześnie, koło 13.00 ale po kąpieli i praniu zasnęłam na koi. Na razie nic nie zwiedziłam, a ponoć ładne miasteczko, bo strasznie pada. Dawno nie padało - prawda? 

Dzisiaj opuściłam Nawarrę i weszłam do znanego dla winiarzy regionu Rioja. Ponoć produkują tu najlepsze wina w Hiszpanii, zobaczymy :). 

Logroño jest bardzo starym miastem ( prawa miejskie otrzymało w I wieku n.e.). Jest w nim dużo średniowiecznych kościołów (w jednym z nich skryty jest obraz Michała Anioła - Ukrzyżowanie) i mury obronne.

 

Jeżeli chodzi o sprawy towarzyskie to dzisiaj z nikim ciekawym nie rozmawiałam :).

 

Jutro mam w planach 29-30 km, nie wiem jak to będzie z nogami, może skończę na 20 i będę odpoczywać, potem nadrobię :).

 

Z ciekawostek - przechodziłam dzisiaj przez miejscowość Viana, gdzie w kościele Santa Maria jest pochowany Cezar Borgia- syn niesławnego Papieża Aleksandra. Ponoć przez wiele lat leżał pod schodami wejściowymi w celu odpokutowania swoich licznych niegodziwości, dopiero w 1990 Kościół uznał, że już czas na przeniesienie kości do grobowca we wnętrzu kościoła.

 

Pozdrawiam Wszystkich :)

 


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 08.06.2017 20:26 Ja bym zrobiła 10 km a potem zajęła się tym winem ;-)
  • Monika :: 08.06.2017 21:37 A pewnie, może tak zrobię :)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 08.06.2017 19:08
Zdjęcia z 7 czerwca

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 08.06.2017 16:19
Zdjęcia z 6 czerwca

 

 

 

 

 

 


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 08.06.2017 20:23 Piękna trasa!
  • Monika :: 08.06.2017 21:40 Ładna ta północna Hiszpania.


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 07.06.2017 21:51
Torres del Rio

Witam, 

 

Dziś środa - 7 czerwca

 

Dzisiejszy etap to Estella - Torres del Rio przewodnik podaje 29 km, mi wyszło 30 z małym hakiem :). 

Ruszyłam dzisiaj dość późno, 6.40. Niecałą godzinkę później byłam przy słynnym wodopoju. Lokalny producent wina, na ścianie swojego budynku umieścił taką metalowa umywalkę z dwoma kranikami. Z jednego leci woda i ten jest zawsze czynny, z drugiego leci lokalny wyrób, czyli czerwone wino Bodegas Irache. Niestety zbiornik na wino jest napełniany koło 10.00, więc się nie załapałam. Trochę  z niego kapało, smak poznałam. Kwaśne i ostre- nie w moim stylu ale i tak to super gest, nawet jeśli przy okazji promocja. Dalej ruszyłam przez piękne pola. Co ciekawe, wszystkie zboża tutaj są niskopienne. Dojrzała pszenica, żytko i owies dorastają do 50, max 60 cm. Śmiesznie to wyglada dla osoby przyzwyczajonej, że w łanach można się schować, tu sięgają do kolan. 

Ps 2Pierwszy postój zrobiłam w Azqueta, po 7 km, było 2 śniadanie i kawka, żeby uczcić niedawno minięte 100 km drogi. Potem ruszyłam dalej piękna okolicą, po lewej mijając tajemnicze ruinki na górce. Okazało się, że to, pozostałości średniowiecznego albergue dla pielgrzymów. Potem spotkałam małżeństwo Irlandczyków na emeryturze i bardzo sympatycznie się nam razem szło i rozmawiało. Do Los Arcos doszłam juz sama. 

Zdecydowanie byłam juz zmęczona - 23 km. Zatrzymałam się na dłuższy odpoczynek na zupę, piwo (miało zadziałać jako znieczulenie stóp) i odpoczynek na trawie w celu przebicia 2 dodatkowych pęcherzy :). Zupa była bardzo dziwna, konsystencja wody, kolor żółty, smak i zapach zupy fasolowej z boczkiem :). Ostatnie 7 km było ciężkie, słońce, ciepełko, trochę monotonnie. Bardzo się ucieszyłam jak doszłam do albergue Mariela. Teraz już, po pysznej kolacji - szparagi, schabik, domowe frytki i kawałek arbuza, zamykam teatrzyk i idę spać. Zdjęcia będą jak będzie lepszy internet :). 

Dobranoc. 

Ps. Poznałam również Włoszkę o imieniu Nada, i trójkę sympatycznych Koreańczyków o imieninach nie do wymówienia ( umownie Mok, Hedzin i Kiu) oraz Amerykanki, Mery i Anette ( koło sześćdziesiątki)

Ps. 2 - jeszcze raz przepraszam za literówki


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 08.06.2017 08:43 Dwa dodatkowe pęcherze - to znaczy było więcej? Jak się mają Twoje stopy?
  • Monika :: 08.06.2017 16:07 Jest ich pięć, stopy bolą :)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 07.06.2017 18:35
6 czerwiec - szczegóły :)

Witajcie,

 

Poniżej obiecany wpis z 6 czerwca. 

 

Przewodnik opisał ten dzień jako przyjemny, bez większych trudności. Był to etap z Puente la Reina do Estella 23-24 km (w zależności czy zachodzisz do barów i czy szukasz ustronnego miejsca na siusiu :)). Na początku pożegnałem się z pięknym mostem królowej na rzeką rio Arga, zbudowanym na życzenie żony jednego z królów Pampeluny - Sancha III w XI wieku. Puente la Reina w średniowieczu było bardzo ważne, ponieważ krzyżował się tu dwie drogi pielgrzymkowe, aragońska i francuska.

Było pięknie ale bardzo szybko zrobiło się bardzo męcząco i zdecydowanie pod górę :). Do Maneru zasapałam się jak lokomotywa. Potem było trochę lepiej, piękne pola, drogi, rzymski dukt, z pozostałościami mostów, zbudowany 2000 lat temu. Niby wszystko było w porządku, ładnie, nie za ciepło ale ostatnie 5 kilometrów dłużyło mi się niemiłosiernie. Stopy krzyczały - dalej nie idziemy!!! Doszłam o 13.30, zameldowałem się w albergue i ukąpana :) poszłam na miasto szukać nowych majtek :). Majtek nie było, zjadłam za to loda i z tego zmęczenia zmarzłam na kość. Wróciłam do schroniska i padłam. Spałam od 15.00 do 19.00, bardzo ożywczy to był sen bo stopy już nie bolały, i na mieście nawet nowe majtki znalałam, niby zwykłe, jak nasza gatta ale jednak magiczne bo całe 9 euro kosztowały. Zjadłam ciepłą kolację- paella mixta i po powrocie do tymczasowego domku wrzuciłam zdjęcia na bloga i poszłam spać - koniec dnia :).

Postaram się zamieścić jakieś zdjęcia :)

Ps. Za słaby internet :(


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 07.06.2017 19:52 Zobaczysz że to będzie Twoja ulubiona para gatek :-D Nic nie piszesz o Koreańczykach - czyżby zaginęli gdzieś na trasie?
  • Monika :: 07.06.2017 21:54 Tych zgubiłam ale znalazłam innych :)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 06.06.2017 22:32
Wtorek 6 czerwca - witamy w Estella

Witajcie,

Dzisiaj wpisu nie będzie, bo juz bardzo późno jest jak na pielgrzymie standardy, 22:26. Wrzuciłam parę zdjęć z wczoraj ale blog mnie chyba nie lubi, bo zdjęcia na których jestem uparcie mi odwraca :). Wczoraj i dzisiaj razem ze zwiedzaniem po dojściu do miejscowości docelowej i albergue - przeszłam po 30 km i nogi bolą :). 

Jutro postaram się opisać dzień piąty bardziej dokładnie- dobranoc


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • iwi :: 07.06.2017 18:23 dobranoc czekam z niecierpliwością na nowy wpis i mam intymne pytanie dokupiłaś brakującą do kolekcji pare majtek??? hahaha
  • Monika :: 07.06.2017 19:09 Już są :)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 06.06.2017 22:24
Zdjęcia z 5 czerwca 2

 

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 06.06.2017 22:18
Zdjęcia z 5 czerwca


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Tata Polak :: 07.06.2017 17:54 Dla informacji, zdecydowalismy sie przejsc do Estella przed autobusem do Pamplona. Wstalismy o 4:30 a o 5 rano bylismy na szlaku. Bez wiekszych problemow dotarlismy do celu, na autobus I do Pamplony. Mily wieczor ze zwiedzaniem murow I areny walki below. Teraz w.oczkiwaniu na samolot do Rzymu.
  • Monika :: 07.06.2017 19:14 Wspaniale, jesteście bardzo dzielni. Ucałuj dzieciaki i napisz jakie są wasze imiona bo złego wszystkiego nie zapytałam :). Pozdrawiam gorąco!


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 05.06.2017 21:37
Piękny dzień czwarty

5 czerwca

 

Witajcie,

 

To był wspaniały dzień, pełen wrażeń. Po pierwsze zgubiłam majtki :), a tak właściwie to zostawiłam je w schronisku, świeżo uprane i schnące na oparciu łóżka. Niby nic takiego, ale jeśli masz tylko 3 pary na 6 tygodni, to brakująca para staje się ważna :).

 

Po drugie, wystarczyła godzina na słonku, żebym przypaliła sobie prawie łysą głowę. Teraz się smaruję :). 

 

Po trzecie, miałam wspaniałą, poranną przygodę. Muszę się przyznać, że od pierwszej nocy na Camino, budzę się nagle w środku nocy między 2.00 a 2.30. Mam wrażenie, że zaraziłam się od Koreańczyków, którzy w związku ze zmianą czasu mają problemy ze snem. Dodatkowo, zazwyczaj jestem w pokoju z przedstawicielami tej szacownej nacji, więc coś jest na rzeczy. Budzę się nagle, i widzę jak grzebią w telefonach, coś tam mruczę i idę spać. 

Wracając do przygody, Nastawiłam sobie budzik jak zwykle na 5.00 rano (pielgrzymi wcześnie chodzą spać). Ocknęłam się w momencie kiedy automatycznie wyłączałem budzik w telefonie. Jakiś facet coś tam ględził po angielsku, może mnie wyklinał, a może się modlił, monotonne to było mamrotanie. Ubrałam się po ciemaku (nie chciałam budzić pozostałych 9 osób, wszystko co luzem się walało wrzuciłam do śpiwora, złapałam prawie pusty plecak i wymknęłam się do kuchnio-salonu aby tam się spakować. Prawie dostałam zawału, bo w kuchni na ławie, bez butów ale w puchowej kurtce, siedziała jak kura na grzędzie pani Koreanka. Ucieszyła się po cichu z mojego przybycia i dalej grzebała w telefonie. W salonie za to, prawie wpadłam na faceta nie znanej rasy (schowany w śpiworze), który spał na podłodze, na poduszkach, które zdjął z dwóch kanap. Może nie mógł wytrzymać chrapania współlokatora i uciekł. 

 

Jak już ogarnęłam sytuację, zaczęłam się zajmować sobą. Nasmarowałam nogi wazeliną, zapakowałem plecak, przewiesiłam pelerynę do wyschnięcia w pobliże drzwi wyjściowych, wyszorowałam z błota moje buciory, w międzyczasie wypiłam prawie całą kawę z mleczkiem. Zrobiłam i zapakowałem dwie wspaniałe kanapki z serem i sałatą. Koreańczycy przemieszczali się z góry na dół, do łazienek, lodówki bo ich suszyło i pralni??? Wszystko to po cichu i ciemku :). To ja też, krzątałam się z czołówką na głowie, żeby nie oślepiać faceta na materacach. Jak już byłam gotowa do wyjścia, to rzuciłam okiem na zegarek.... i co zobaczyły moje oczy? 3.16, to zobaczyły :). 

 

To wszystko przez Koreańczyków, gdyby tak nie łazili to może zorientowałabym się wcześniej. 

 

Cóż było robić, położyłam się na trzecią kanapę, na której zostały podusie i przysnęłam do 5.10. Potem zjadłam śniadanie bo kawę już przecież wypiłam i o 5.40 wyruszyłem w trasę. 

 

Pierwsza część dnia była mocno chłodna ale dobrze mi się szło, nawet specjalnie się nie zmęczyłam wchodząc na Góry Przebaczenia i Alto de Santa Maria, gdzie jest ciekawy pomnik poświęcony Pielgrzymom. Tam zjadłam 2 śniadanko i ruszyłam schodzić na drugą stronę gór. Było już cieplej, wyszło słonko, widoki były prześliczne. Zrobiłam przerwę na colę i arbuza i kogo spotkałam? Moich Koreańczyków ze schroniska, których mogłam teraz policzyć, bo było jasno- 12 sztuk, nieźle. Zrobiłam 4 dodatkowe kilometry, żeby zobaczyć ośmiokątny kościółek z XII wieku Santa Maria de Eunate, który od początku służył jako hospicjum i kaplica grzebalna dla Pielgrzymów. W sprawę byli też zamieszani Templariusze :). 

 

Koło 14.30 doszłam do celu, czyli do  Punte la Reina. Wykąpałam się w schronisku i poszłam zwiedzać średniowieczne miasteczko. Spotkałam tatę Polaka z synkiem i córą, w przemiłej atmosferze zjedliśmy paellę i rozeszliśmy się do własnych zajęć. Teraz po drugiej kolacji (podana o 20.30), menu peregrino za 10 euro, full wypas z przystawką, głównym i deserem, powoli zapadam w sen.

Pozdrawiam - jutro postaram się zamieścić kilka zdjęć. 


Komentarze (4): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 05.06.2017 22:39 No to pewnie masz właśnie środek nocy ;-) Spokojnych snów! P.S. A miałaś nosić chustkę na głowie, czy jakoś tak...
  • iwi :: 07.06.2017 18:22 przyjemny ciekawy opis :) podoba mi się :)
  • Monika :: 07.06.2017 19:16 Dzięki za to, że czytacie :)
  • Monika :: 08.06.2017 00:05 Nocny marek z Ciebie pielgrzymie :-) dobrych snów i pelnej nocy w pełnię :-)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 04.06.2017 19:32
Zdjęcia z 4 czerwca dalszy ciąg

 

 

 

Nic więcej nie zamieszczę, ponieważ wszystkie zdjęcia wczytuje do góry nogami :(. 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 04.06.2017 19:12
Zdjęcia z 4 czerwca

 

 

 

 

 

 


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 04.06.2017 19:03
witaj Pampeluno :)

4 czerwca 2017

 

Witajcie, nie wiem czy trzeci dzień to dzień kryzysu, ale moje mięśnie zdecydowanie tak czują. Może się okazać, że tych dni kryzysowych będzie więcej :). Już wczoraj czułam, że będzie bolało. Rano okazało się, że każdy krok to jęk :). Posmarowałam obolałe schaby i ruszyłam w drogę o 6.30. Dzisiejsza trasa nie była specjalnie godna uwagi. Moim celem było dość szybkie dojście do Pampeluny i już o 12.00 zameldowałem się w Albergue Plaza Catedral - 15 euro już ze śniadaniem. Dzwony pięknie waliły prosto nad głową, gdy umęczona szykowałam się pod prysznic. Oddałam również pare ciuchów do prania i suszenia, miła właścicielka oferuje takie usługi. Czysta i umiarkowanie pachnąca ruszyłam zwiedzać miasto, które jest stolicą Nawarry, jednej z 17 Wspólnot Autonomicznych Hiszpanii. To kraj i miasto o bogatej historii. Nawarra była odrębnym królestwem w latach 824-1620, a jej przedostatnim królem był Henryk III, mąż słynnej królowej Margot :). W mieście czuć klimat, wchodzi się do niego przez śliczny XII wieczny most Magdaleny, później mija się pozostałości imponujących murów i wchodzi się na starówkę. Zobaczyłam katedrę, ratusz, kilka kościołów, Muzeum Nawarry już niestety było zamknięte (w niedziele do 14.00). 

Razem ze zwiedzaniem przeszłam dzisiaj około 25 km (20 to trasa a 5 zwiedzanie). Teraz leżę i odpoczywam czekając na kolację, wybieram się do knajpy z polską rodzinką z Chicago- tata z synkiem i córą 8-10 lat. Dzieciaki mają niespożytą energię i latają po schronisku jak oszalałe :). Na kolację nie ma co wychodzić wcześniej niż o 19.30-20.00 a ja juz bardzo głodna :). 

 

Zdjęcia w osobnym poście, ponieważ na tablecie trudno je zamieszczać i opisywać. Foty będą z drogi, zabytki Pampeluny i moda pielgrzymia :)


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • sawbona :: 05.06.2017 09:29 Królowa Margot.......:)
  • iwi :: 05.06.2017 20:19 śledzę codziennie Twoje postępy jesteś the best


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 03.06.2017 19:19
W stronę Zubiri

 

3 czerwca

Dzisiejsza odległość to 22 km, po drodze miały być tylko 2 nieduże górki. Mi wydawały się całkiem duże, natomiast bardzo ostre zejścia dały mi ostro w kość. Łydki palą żywym ogniem i jutro pewnie trudno będzie się rozchodzić. Pogoda była pod psem - 12-14 stopni i ulewne deszcze. Dopiero w drugiej połowie dystansu jakoś się wypogodziło. Dzisiaj poznałam Liz z Teksasu, Kamilę ze Szwecji i Gabrysię nie wiem skąd :). Poznałam też w barze 2 piwa :) i znowu nie doczekam do kolacji bo nogi już mnie dzisiaj nigdzie nie poniosą. Jutro czeka mnie Pampeluna i 20 km mam nadzieję, że trasa będzie łatwiejsza i mniej górska.


Komentarze (3): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 04.06.2017 18:42 A na talerzu to co?
  • Monika :: 04.06.2017 21:39 Na talerzu to tortilla, czyli omlet z ziemniaczkiem pokrojonym w kostkę, pycha
  • iwi :: 07.06.2017 18:12 super wytrwałości!


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 03.06.2017 18:51
Zdjęcia z 2 czerwca dalszy ciąg

 

 

Mosteczek 

Schronisko


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 03.06.2017 18:43
Zdjęcia z 2 czerwca

Wyruszam 6.15

poranna winorośl :)

centrum handlowe :)

Zagubiny w gęstwinie

W górę:


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 04.06.2017 12:57 Jak z oznakowaniem trasy?
  • Monika :: 04.06.2017 13:59 Oznakowanie daje radę, ale cieszę się, że mam specjalną mapkę w telefonie.


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 02.06.2017 19:02
Pireneje a fuj!

 

 

Witajcie

Zdjęć dzisiaj niestety nie będzie bo w schronisku bardzo słabe  wifi. Postaram się coś wrzucić jutro lub pojutrze. Dzisiaj była trasa do Roncesvalles przez przełęcz Puerto de Ibaneta, szlag by ją trafił, bardzo mi się dała we znaki mimo, że to tylko 1057 metrów. Według przewodnika to było tylko 24 km, gps pokazał 3 więcej. Ostatnie 5 kilometrów prawie mnie zabiło, poważne podejście przez cały czas. Nie wiem czy rano wstanę, już czuję zakwasy. Muszę się przyznać, że nie lubię chodzić po górach, zdecydowanie wolę zwiedzać niziny :). Dobrze, że wybrałam mniej popularną trasę zimową a nie popularną Napoleońską. Chyba bym  się ze wstydu spaliła tak sapałam,  dyszałam, przystawałam co 50 metrów, a na tej mniej popularnej spotkałam tylko 2 osoby i jedna była wolniejsza ode mnie. :) 

Schronisko jest super, w starych budynkach klasztornych. Ma wszystkie niezbędne pielgrzymowi wygody. Ciepłą wodę pod prysznicem, pralnię, kuchnię z wyposażeniem, mikrofalą i gotowymi daniami do podgrzania (risotto grzybowe bardzo dobre).

Jest dopiero 19.00 ale ja będę się powoli udawać w stronę łóżeczka, pewnie się nasmaruję na noc, bo łydki bolą przez te podejścia. Jutro całe szczęście bardziej w dół. 

Do jutra :)


Komentarze (8): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Gryna :: 02.06.2017 20:46 Pierwsze koty za płoty. Dasz radę!
  • Iwona :: 02.06.2017 21:29 Znalazłam powiedzonko, które może Ci się przydać w drodze. Oto one: PADLAS? POWSTAŃ! POPRAW KORONĘ I ZASUWAJ!!! Ściskam i wierze w Ciebie!!!!
  • Kaśka :: 02.06.2017 23:07 Jeżeli jest pod górkę to potem będzie z górki! Ściskam i trzymam kciuki!
  • Monika :: 03.06.2017 05:23 Korona poprawiona, 5.20 zaczynam nowy dzień. Chodzę... ale fajnie :)
  • sawbona :: 04.06.2017 08:30 Jesteś dzielna, wspaniała i na pewno dasz radę!
  • iwi :: 05.06.2017 20:12 gratujuje
  • Kasia Cz. :: 05.06.2017 20:32 Monika, szacun! Czytam z zapartym tchem i cieszę się, że jestem z Tobą... tylko myślami inaczej na pewno wyzionelabym ducha pierwszego dnia ????????????
  • Monika :: 07.06.2017 19:18 Bardzo dziękuję, że jesteście ze mną :)


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 01.06.2017 21:07
1 czerwca dalszy ciąg zdjęć

 

 

Niestety, niektóre zdjęcia nie dają się odpowiednio ustawić.

Schronisko:

 

Brama Świętego Jakuba, dzie zaczyna się szlak:

Pierwsza strzałka:

Taras i widoczki:


Komentarze (6): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Dorota :: 01.06.2017 21:30 To wszystko wygląda bardzo realnie i poważnie... Odpoczywaj i...pamiętaj o intencjach - one dodadzą Tobie sił ?
  • Dorota :: 01.06.2017 21:31 P.S. Pokój wieloosobowy?:)
  • Kaśka :: 01.06.2017 21:31 Ciekawi mnie dostęp do gniazdek w schroniskach. Tu widzę że spokojnie można naładować sprzęt, a nie boisz się że gdzieś nie będzie możliwości?
  • Monika :: 02.06.2017 05:07 Na razie z gniazdami jest ok, tylko moje ładowarki szaleją. iPad krzyczy, ten sprzęt nie może być obsługiwany :)
  • Gryna :: 02.06.2017 18:04 Piękne miejsce na start. Pamiętam pielgrzymów tam. I optymizm.
  • iwi :: 05.06.2017 20:13 dajesz radę :) pozdrawiam


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 01.06.2017 20:50
St. Jean Pied de Port

1 czerwca 2017

Hej wszystkim, po środzie obfitującej w przygody, nastał spokojniejszy czwartek.  Rano zjadłam śniadanko w hotelu, bo tańsze niż na lotnisku i już bez problemów doszłam na lotnisko. Doleciałem do Biarritz i stawiłam się na dworcu kolejowym w Bayonne. O 14.30 na peron E wjechał 30 metrowy , jednowagonowy pociąg i o 14.55 ruszyliśmy. Co pocieszające, średnia wieku w pociągu wynosiła 40-45 lat. Jakoś tak raźniej się poczułam :). Widoki były piękne, jechaliśmy doliną, którą płynie górska rzeka Nive. Populacja SJPdP wynosi 1432 osoby. W czasie sezonu, licząc turystów jest chyba z 5 razy więcej. Miasteczko jest bardzo klimatyczne. Po drodze do Biura Pielgrzyma, zaszłam do optyka i miła pani naprawiła mi okulary, bo po wczorajszych przygodach wypadało mi prawe szkło. Pielgrzymi mogą liczyć chyba na wyjątkowe traktowanie bo nic nie zapłaciłam. Zarejestrowałam się, dostałam paszport pielgrzyma i muszlę i poszłam do schroniska. Jest ich kilka w miejscowości, moje nazywa się Auberge du Pélerin i jest bardzo sympatyczne. Zostawiłam plecak i poszłam zwiedzać miasteczko, przekąsiłam też naleśnika i zrobiłam małe zapasy na jutro. Teraz wykąpana siedzę na tarasie w schronisku i piszę. Czas na zdjęcia, a jutro odcinek około 24 km do Roncesvalles.

Pusty paszport:

 

Schronisko:


Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »

  • Kaśka :: 01.06.2017 21:32 Pamiętam to miasteczko, jest super :-)
  • Monika :: 02.06.2017 05:08 Bardzo romantyczne


Dodaj komentarz »

Monikki ... :: 01.06.2017 11:00
W drodze do drogi :)

 

31 maj 2017

Pierwsze koty za płoty i to całkiem nie w przenośni :).

Wyleciałam z Modlina i wylądowałam w Brukseli, do hotelu Ibis Budget miałam około 2 kilometrów jakieś 20-30 minut spacerku.  Jakoś tak wyszło, że zamiast wieczornego spacerku (koło 23.00 wyszłam z terminalu) miałam Wielką Pardubicką i nie widziałam przeszkód :). Po co słuchać się Wujka Google, lepiej być mądrzejszą i samej sobie zaplanować trasę, dzięki temu możesz mieć dłuższy spacer z przygodami. Jakoś tak zapomniałam, ze lotniska zazwyczaj są otoczone zasiekami, drutami kolczastymi i innymi atrakcjami. Po kolejne zawrotce, kiedy okazało się, że ścieżka może i jest ale jest też brama z kolcami i kłódka z łańcuchem, znalazłam dobra drogę. Cała zadowolona i spocona, juz trochę zmęczona szlam sobie i rozmyślałam jaka to rozsądna jestem, że się nie załamałam i nie starałam się przedostać przez płot, bo pewnie nie skończyło by się to dobrze. Myślałam - jutro napiszę na blogu, że 20 kg wcześniej może bym zaryzykowała skok przez płot ale przecież nie teraz, bo trzeba o siebie dbać. Taka byłam skoncentrowana na rozmyślaniach, ze nie zauważyłam w tych egipskich ciemnościach, że od dłuższego czasu idę wzdłuż płotu a na końcu czeka na mnie kolejna brama. Tu skończyła się moja dobra wola i rozsądek, wlazłam na betonowe cusie, które szczęśliwie były koło płotu. Pierwszy poleciał plecak, żeby nie było odwrotu, a zanim ja. Dopiero lecąc pomyślałam - a jak wyląduję w gównie? Udało się, tylko ciernie tam były i chaszcze. Doszłam do hotelu 24.00, zameldowałem się i padłam na nos, najpierw wyjmując ciernia z palca :).

 

Pozdrawiam M.

 

Miejsce lotu z płotu

Ps. Przepraszam za ewentualne literówki ale na tablecie nie pisze się wygodnie.

 

 

 


Komentarze (5): Pokaż/ukryj komentarze »

  • sawbona :: 01.06.2017 18:50 Super dzielna laska
  • Kaśka :: 01.06.2017 19:51 Szalona, dobrze że to nie był płot z drutem kolczastym
  • Dorota :: 01.06.2017 21:28 No tak, płoty to chyba Twoja specjalność!;) Poradziłaś sobie - i tak trzymaj ?
  • Gryna :: 02.06.2017 18:00 Fantazja nie opuszcza! I szczęście też,-)
  • Gryna :: 02.06.2017 18:00 Fantazja nie opuszcza! I szczęście też,-)


Dodaj komentarz »

Połowa Drogi - Camino Frances 2017

Autor: Monikki ...
Ostatni wpis: 08.07.2017 01:42
Odwiedziny: 29057 (od 24.05.2017)

Archiwum: