07/2017
Połowa Drogi - Camino Frances 2017
« Starsze wpisy |
Monikki ... :: 08.07.2017 01:42
Ostatni dzień w Santiago
Blog 6 czerwca,
Witajcie, to już ostatnie akordy Camino. Rano jeszcze w Finisterra a mocno przed południem już w Santiago. To takie dziwne pokonać trasę, którą zrobiłam w 3 dni, w 2 godziny. Autobus gnał jak szalony, a może to mi się perspektywa zmieniła :). Ten dzień był przeznaczony na odpoczynek i leniwe łażenie po mieście. Na poczucie atmosfery i wejście w skórę pielgrzyma. Atmosferę Santiago poczułam, ale tej jedności z innymi peregrinos już nie. Coś się zmieniło, zakończyłam pielgrzymkę i ten etap trzeba zamknąć, a otworzyć inny :). W czasie tej wędrówki poczucie celu było jednak tak silne, tak pozytywne i uskrzydlające, że wiem - wrócę na "drogę". Pewnie nie w przyszłym roku i nie na 6 tygodni ale Camino już woła. Myślę sobie, że za 2-3 lata takie 2 tyg. Camino Portugalskie z Porto będzie super. Zainteresowanych zapraszam :). W Santiago było czuć, że już lipiec i sezon turystyczny w pełni. Dużo mniej indywidualnych pielgrzymów, za to mnóstwo grup zorganizowanych, młodszych i starszych, w takich samych koszulkach lub oznaczonych w inny sposób. Nie mówię, że to złe ale mi bardziej odpowiada klimat czerwcowy:).
Sjestę spędziłam w parku Alameda, skąd jest piękny widok na katedrę i pysznie smakują tam lody :). Wieczorem przetransportowali się autobusem w okolice lotniska do małego hoteliku i tam przespałam pozostałe mi 5 godzin snu. O 4.30 był ostatni dłuższy spacer z plecakiem na plecach (2 km na lotnisko), a o 6.45 odleciałem do Madrytu, ale to już całkiem inna historia.
W tym roku - Camino już się zakończyło, nawet muszla z plecaka zniknęła bo w czasie lotu pewnie by się zniszczyła. Leciała upchnięta w podręcznym bagażu.
Czas podsumowania jeszcze nadejdzie, muszę wrócić do domu i dać sobie kilka dni na snucie refleksji i "dojście do siebie".
Na razie - bardzo dziękuję Wszystkim zainteresowanym za czytanie i komentowanie. Pozdrawiam serdecznie - Monika.
Komentarze (5): Pokaż/ukryj komentarze »
- Monika :: 08.07.2017 06:49 Wazna rzecz dla siebie zrobiłaś ???? Dobrze było choć troszkę Ci towarzyszyć.
- Kaśka :: 08.07.2017 08:41 Dziękuję za super relację i piękne zdjęcia, można było wyobrazić sobie klimat drogi. Bezpiecznej podróży do domu!
- Gryna :: 08.07.2017 20:36 Dziękuję za dzielenie się wędrówką.
- Monika :: 09.07.2017 13:52 To ja bardzo dziękuję za czytanie i wsparcie. Z Wami było łatwiej. :)
- iwi :: 09.07.2017 17:24 szkoda, że to już koniec pozdrawiam
Monikki ... :: 06.07.2017 18:10
5 czerwca Finisterra uzupełnienie
Blog 5 lipca,
Witam,
Dzisiejsza trasa miała 35 km. Zaczęło się jak zwykle kilkoma kilometrami pod górę. Później w zamian było 10 km szalonego zjazdu do miejscowości Cee. Tam zobaczyłam po raz pierwszy galicyjską plażę i tam powoli zaczęło się przejaśniać, bo pierwsza połowa dnia była bardzo pochmurna i dość chłodna. Aura była sprzyjająca do jazdy, max. 22 stopnie i całkowite zachmurzenie, nawet przez chwilę bałam się, że będzie padać. Udało się fantastycznie z pogodą, przez samą Finisterrą wyszło słońce a niebo stało się lazurowe. Trasa była najprzyjemniejsza biorąc pod uwagę całe 90 km od Santiago. Tylko przez 3 km było pchanie, resztę z 35 km dało się przejechać. Nie było łatwo ale poprzednie dni były dużo trudniejsze. Po drodze mijałam elektrownie wiatrowe w górkach, fabrykę karbidu, lasy eukaliptusowe i nadbrzeżne miasteczko Cee, gdzie skonsumowałam pyszny koktail truskawkowy i kawkę oraz zrobiłam pierwsze zdjęcia Atlantyku.
Potem już po raz ostatni pchałam rower, trzeba się było wydostać z kotlinki, w której położone jest miasteczko. Potem był już mały zjazd w stronę przylądka i miejsce przy drodze oznaczone jako punkt "zdjęciowy" z panoramą na koniec świata. Reszta drogi to czysta przyjemność. Był też postój na podziwianie plaży, moczenie nóg w Atlantyku i tańce na plaży oraz zbieranie muszelek. Albergue w Finisterra była nowa i bardzo przyjemna. Zrobiłam pranie wszystkich rzeczy na powrót, zakupy a w planie było wstępne zwiedzanie, jedzenie krewetek i odbiór dyplomu, zaświadczającego, że dotarłam na koniec świata. Cały plan wykonałam i koło 20.00 ruszyliśmy pielgrzymi 4 km na koniec przylądka obserwować zachód słońca. Wyposażenie było jak trzeba, kocyk, wałówka, ciepłe ubranka bo słońce zachodziło dopiero o 22.18. Po drodze był kolejny pomnik pielgrzyma, krzyż na przylądku i malutki but z brązu na skałach. Niestety tradycja palenia starych ubrań pielgrzymich zanika, a nawet jest zakazana, tak więc ogniska nie było. Cały wieczór bardzo mi się podobał i zmęczona poszłam spać. Chyba byłam jednak poruszona tym, że to już koniec i spałam nerwowo jak pchła wierzgająca nogami.
Podsumowanie w następnym poście.
Pozdrawiam - Monika
Monikki ... :: 05.07.2017 23:29
5 lipca- Finisterra, koniec drogi.
Witam,
Dzisiejsza trasa miała 35 km. Zaczęło się jak zwykle kilkoma kilometrami pod górę. Później w zamian było 10 km szalonego zjazdu do miejscowości Cee. Tam zobaczyłam po raz pierwszy galicyjską plażę i tam powoli zaczęło się przejaśniać, bo pierwsza połowa dnia była bardzo pochmurna i dość chłodna. Aura była sprzyjająca do jazdy, ...
Resztę dopiszę jutro bo już bardzo późno, zachód słońca na przylądku Finisterra bardzo malowniczy, słońce zaszło o 22.18 a jeszcze trzeba było wrócić do albergue 4 kilometry.
Dobranoc - M.
Monikki ... :: 04.07.2017 22:33
4 lipca Olveiroa
Blog 4 lipca
Witajcie, to drugi dzień rowerowego wyzwania. Tak mi dzisiaj zaświtało, że może za łatwo mi to Camino poszło i teraz to taka dogrywka, żeby mi się nie wydawało, że taka hej do przodu jestem :). Mam zachować zdrowy rozsądek i nie popaść w samouwielbienie
Co tu pisać o drodze? W kwestii górek było nawet gorzej niż wczoraj bo dystans 33 km. Start był koło 8.00 koniec koło 14.09, czyli mimo wszystko szybciej niż na piechotę.
Z tych 33 km 25 było pod górę, 8 w dół (taka nagroda na koniec). Przez 5 km pchałam rower, to sporo. A jeszcze sakwy i plecak na plecach. Pusty prawie, jednak grzejący dodatkowo.
Mimo wszystko udało się dojechać do miejscowości Olveiroa. Dziura to straszna ale 2 albergue i 3 bary. Nasze schronisko mieści się w zabytkowych zabudowaniach gospodarskich. Ja w stani, jest kamienne poidło i zapach konia, a że upchnęli nas sporo na małej powierzchni to i zapach starych butów się unosi. Rustykalność pełną gębą. Jutro przed nami ostatnie 35 km. Z mapy wynika, że będzie góra i dół, ale że większa równowaga będzie pomiędzy wjazdami i zjazdami.
Trzymajcie kciuki - M.
Monikki ... :: 04.07.2017 20:27
3 lipca w drodze do Fisterry, dzień drugi.
Poniedziałek, 3 lipca
Dzisiaj rano był dalszy ciąg zwiedzania. Plecaki zostały grzecznie w hostelu. Tak wcześnie w Katedrze u Jakuba nie było prawie nikogo. Były dodatkowe przytulasy z Apostołem :) na spokojnie i bez pośpiechu. Jeszcze mu tam symbolicznie naszeptałam. Potem było śniadanko i o 10.00 rozpoczęłam zwiedzanie dachów katedry. Przewodnik opowiadał po hiszpańsku niestety, ale i tak było super. Z bliska widać dlaczego katedra potrzebowała renowacji (mchy, porosty, drzewka, odpadające fragmenty). Mokry klimat robi swoje. Widoki z dachu są super a sama konstrukcja katedry imponująca. Ten sam bilet obowiązywał w muzeum katedralnym, którym jest skarbiec (niektóre eksponaty z XI w.) i piękny dziedziniec. Prosto z muzeum jest przejście do katedry (bez stania w kolejce, do wejścia). O 12.00 zaczęła się główna msza dla pielgrzymów, którzy przybyli rano lub po południu dnia poprzedniego. Jakaś byłam zmęczona i tak słodko mi się kilka razy odleciało, zakonnica ładnie śpiewała. W trakcie mszy odczytano ilu, jakiej narodowości i skąd wyruszyli pielgrzymi, którzy odebrali compostelki w danym dniu. Jak już wszystko się kończyło, nagle wychynęli panowie w buraczkowych ubrankach. Na szufelce nieśli dymiący żar. Okazało się, że mam niezwykłe szczęście i że w ruch pójdzie ogromy trybularz- Botafumeiro. Kadzielnica razem z ogromnym sznurem waży około 120-130 kilogramów. Mechanizm podwieszenia u sufitu katedry jest z XVII w. Lina waży 50 kg i ma 5 cm średnicy. Ośmiu panów w buraczkowych ubrankach wprawia w ruch kadzielnicę z taką wprawą, że lata nad głowami pielgrzymów z ogromną prędkością i na imponującą wysokość.
Kiedyś na każdej mszy odpalano Botafumeiro, ale od jakiegoś czasu, tylko w związku ze specjalnymi dniami, można to wydarzenie zaobserwować. Oczywiście można je też opłacić. Parę lat temu 250 euro, teraz już 400 euro. Musiała jakaś wycieczka zamówić ceremonię, a ja się załapałam :). Poczułam, że jest to dopełnienie mojej Pielgrzymki. Spełniona ruszyłam odebrać rowery, żeby zacząć kolejny etap pielgrzymki. Na rowerach do Finisterry. Wydawało się to proste i przyjemne, jednak zdecydowanie nie wiedziałam co mnie czeka.
Była 14.30, zaczęła się sjesta i upał. Do celu, Negreira było tylko 22 km. Z objazdami dla rowerzystów, maksymalnie 25 km. Niestety było koszmarnie gorąco, 35 stopni. Trzeba uważać o co się prosi - chciałam tylko ładnej pogody bez deszczu :). Straszna patelnia, góry i wądoły. Faktycznie nie przesadzając prawie cały czas pod górę, miejscami ostro. Na całym dystansie 3 kilometry pchania rowerów z sakwami. Ciężko było bardzo. Pot płynął wszystkimi możliwymi drogami, nie będę wchodzić w szczegóły. Rowery z wypożyczalni niezłe ale przerzutki trochę już zjechane a sakwy troszkę poprute. Las eukaliptusowy pod górę, wioski pod górę, szosa pełna samochodów pod górę. A na koniec przed miastem Negreira - o dziwo pod górę. Albergue oczywiście też na górze. Wczoraj po prysznicu, zakupach i kolacji padłam na twarz.
Pozdrawiam wszystkich.
Monikki ... :: 03.07.2017 22:55
3 lipca Santiago - Negreira w drodze do Finisterry
Wpis uzupełnię jutro. To był ciężki dzień chociaż do 14.30 zwiedzałam jeszcze Santiago. Później był wyjazd rowerami i tu zaczęło być ciężko. Było 35 stopni i ciągle pod górę, a przynajmniej tak się wydawało :). Teraz już prawie 23.00, więc do jutra.
Monika.
Monikki ... :: 03.07.2017 22:11
2 lipca - Santiago de Compostella !!!
Niedziela 2 lipca
To był ostatni dzień drogi do Santiago. Pogoda była piękna, trasa głównie przez lasy eukaliptusowe (czasami wydawało się, że to jakaś dżungla południowoamerykańska, chociaż eukaliptusy australijskie :)). Pielgrzymów na drodze całe tłumy. Jedni bardzo się śpieszyli, inni przedłużali ten ostatni odcinek, wszyscy dążyli na plac przed katedrę. Po drodze, 4 km przed Santiago jest wzgórze Monte Gozo, tam zrobiłam ostatni odpoczynek i odwiedziłam Centrum Pielgrzymkowe im. Jana Pawła II. W centrum jest albergue, restauracja działająca tylko w tygodniu oraz polscy wolontariusze i ksiądz. Wzgórze trochę nie wykorzystane, i ogromna Albergue na 500 osób w 30 chyba barkach i Albergue w Centrum Jana Pawła - puste i wymarłe. Okolica piękna ale większość pielgrzymów gnana jest wewnętrzną potrzebą do Katedry.
Od tablicy z napisem Santiago jeszcze całkiem długo się idzie ale coraz ładniejszymi ulicami. Wieże Katedry widać tuż przed samym końcem. Jeszcze tylko trochę po starym mieście, placyk koło fontanny, plac z bocznym wyjściem z katedry - cały w rabatkach, przejście przez bramę... Wzruszenie tak mnie ścisnęło za gardło, że jak nagrywałam filmik to poszły łzy jak grochy. Tylko pamiętam, że powtarzałam, moja katedra, moja katedra, to jest moja katedra. Potem jeszcze wiele razy płakałam ze wzruszenia. Przez chwilę leżałam na bruku, oparta o plecak i kontemplowałam moją katedrę w rusztowaniach (od wielu lat trwa renowacja). Później do Biura Pielgrzyma po tzw. Compostelkę. Czyli certyfikat, zaświadczający jaką drogą się szło, z jakiego miejsca i ile kilometrów się przeszło. Niezła godzina czekania ale chciałam to już mieć załatwione, dopiero później podreptałam do hostelu (taki luksus na koniec, prywatny pokój z łazienką). Wykąpałam się, wciskając się w taką malutką wannę, gdzie kolana ma się pod brodą i dalej w miasto.
Najpierw małe zakupy pamiątkowe, lody i już na spokojnie pierwsze zapoznanie z katedrą i Jakubem. Krypta ze srebrną trumną ze szczątkami apostoła i jego dwóch uczniów, uściśnięcie figury i szybkie wypowiedzenie intencji (a dużo ich było, za bardzo wiele osób) i rzut oka na wielką kadzielnicę, którą kiedyś w dawnych czasach machano, żeby zabić smród zmęczonych pielgrzymów. Po mszy palono w katedrze ich brudne, zniszczone ubrania i dawano im czyste, białe tuniki.
Okazało się, że katedrę zaraz będą zamykać więc szybciutko i galopkiem do upatrzonej knajpki,a tam uczta. Małże św. Jakuba i wielki krwisty stek oraz białe wino. O 23.00 szczęśliwa i zmęczona zasnęłam w chłodnej pościeli - to był niesamowity dzień.
Buziaki dla Wszystkich.
Monikki ... :: 01.07.2017 21:25
1 lipca- O Pedrouzo, dzień od Santiago
Witajcie,
Wielkimi krokami zbliża się koniec pielgrzymki. Jutro Santiago. Dzisiaj trasa wiodła lasami eukaliptusowymi, 22 km. Jutro zostaje około 20 km. Ciekawa jestem jak to będę przeżywać. Czy będę smutna, że to koniec, czy jednak szczęśliwa, że doszłam? Mam nadzieję, że to będzie szczęście i łzy.
Dzisiaj nie padało, jakie to cudowne :). Nawet jedna kropla nie spadła. To był przyjemny dzień i ładna trasa. Pagórki, zielono, wiejsko i mimo, że szosa blisko, nie czułam tego.
Bardzo fajna dzisiaj się trafiła albergue, nowa, czysta i pachnąca i co najważniejsze sklep w zasięgu 20 kroków :). Albergue O Trisquel. Poniżej garść przemyśleń pielgrzymich - Pół żartem, pół serio.
Przemyślenia i obserwacje
- Tak mało rzeczy noszę ze sobą, taki mały plecak dźwigam (36 litrów), a taki duży burdel robię w albergue jak się rozpakowuję.
- Najbardziej popularne wyposażenie na Camino. Ogląd subiektywny poczyniony głównie w czerwcu. Od razu zaznaczam, że nie jestem sponsorowana :). Plecaki, pierwsze miejsce deuter, później Quechua (marka decatlonu), trzecie miejsce Osprey. Buty, pierwsze miejsce salomon wszystkie rodzaje niskie i wysokie, drugie to quechua, trzecie nord face. Ciuchy, wszystkie możliwe marki. Kijki, wszystkie możliwe marki. Sakwy rowerowe ortlieb, rowery wszystkie możliwe.
- Ostatnie 100 km do Santiago to całkiem inne Camino, trzeba mieć dużo dobrej woli, żeby nie oceniać tego powierzchownie.
- Zbliżam się powoli do celu. Mogę już zacząć planować Camino Portugalskie. Nie ma strachu, to tylko 2 tygodnie z Porto :).
- Czerwiec to dla mnie bardzo dobra pora na Camino.
- Po długiej rozmowie z rowerowym, irlandzkim pielgrzymem doszliśmy do wniosku, że Camino rowerowe jest super, w miarę szybko, dużo wyzwań, piękne widoki, nudne odcinki szybciej mijają. Jednak jeżeli zależy Ci na wyciszeniu się, przemyśleniach w drodze, zadumie i zapomnieniu to lepsza jest piesza pielgrzymka.
- Piwo z dolewką napoju cytrynowego (taka fanta cytrynowa) zdecydowanie przeciwdziała zakwasom.
Pozdrawiam serdecznie - zdjęcia jutro :)
Komentarze (1): Pokaż/ukryj komentarze »
- Kaśka :: 02.07.2017 21:59 Czytam 02.07 wieczorem i jeszcze nie ma relacji z finiszu! Bo pewnie świętujesz!