09/2012
"Wyzwania nas rozwijają" - moje Camino
« Starsze wpisy | Nowsze wpisy » |
Witold Kaczmarzyk :: 07.09.2012 12:35
Francuski sen , czyli o północy w Paryżu (i rano w TGV)
Życie jest utkane ze spotkań. Naszą tożsamość odkrywamy, nieustannie poznając innych, tworząc więzi. Nasze serce jednak pozostanie niespokojne, dopóki nie spotka się ze Stwórcą i Zbawicielem - z Bogiem. Całe Camino to spotkania: z ludźmi, z miejscami z samym sobą – w każdym spotkaniu jest ukryty Bóg, ale po kolei....
Camino rozpoczynam już z pierwszym krokiem...
Najpierw pociągiem do Wrocławia, potem na lotnisko. Moich towarzyszy podróży poznaję właśnie tu – Edward z Australii, Krystian z Wałbrzycha, Darek z Torunia i Marlena z Warszawy.
O 21ej jesteśmy w Paryżu skąd mamy pociąg TGV do Bayonne dopiero na drugi dzień o 8:25, a więc noc w Paryżu :)
Pierwszy punkt na naszej nocnej wyprawie paryskiej jest Łuk Triumfalny, następnie metrem na stację „Hotel de Villa”. Pod tymże hotelem odświeżyliśmy nóżki w fontannach i poszliśmy pod Luwr – niestetety to już druga w nocy i wszystkie światła pogaszone. Później Notre Dame – kilka fotek i plan, że idziemy pod wieżę Eiffle’a. Nie doszliśmy już; po drodze natrafiliśmy na naszą stację Paris Montparnasse. Tutaj mały nocleg na trawniku, gdyż dworzec był zamknięty o trzeciej w nocy. O czwatej przenosimy nasz nocleg na dworzec – wreszcie go otwarli.
Od godziny piątej dworzec zaczął żyć, a ma na nasz pociąg czuwamy jeszcze do 8:25.
Wreszcie wybiła godzian „zero” – słyszę „bonjour” i wsiadam do TGV. Błogie siedzenie i wręcz rajska podróż do Bayonne – polecam TGV jako pociąg: konduktorzy pytają się uprzejmie „czy wszystko ok?”, sam pociąg jedzie jak po stole, nic nie trzęsie i co jest najważniejsze – jest cicho – idealnie na złapanie trochę snu. Ponad 700km w pięć godzin i jesteśmy w Bayonne. Kupujemy bilety do St. Jean Pied de Port, robimy małe zakupy, poznajemy dwójkę Amerykanówi Duńczyka i camino ciąg dalszy...
Francuskim szynobusem jedziemy w malowniczym krajobrazie do naszego „startu”. W samej miejscowości znajdujemy Biuro pielgrzyma, kupujemy credenciale, muszlę i znajdujemy nocleg.
Idziemy na mały spacer po okolicy, kilka fotek i wracamy do naszej albergue. Mały posiłek popity francuskim winem dodaje nam humorów – takie jedzonko integracyjne z klimatem camino. Spotykamy Kanadyjczyków i Włoszkę, którzy jutro także ruszają tak jak my.
A więc wypada się pożegnać – „ Bonne nuit!” (dobranoc) i jutro zacząć Camino de Santiago. Zasypiam szybko z winem francuskim krążącym w żyłach i wieloma pytaniami i nadziejami w głowie o moim Camino.
Komentarze (1): Pokaż/ukryj komentarze »
- Piotr :: 10.12.2012 12:27 i co dalej??