12/2023
Otwarte Ramiona Mojego Camino
« Starsze wpisy |
Tamara Frączkowska :: 14.12.2023 16:53
Nieustający zachwyt czyli Burgos… turystycznie
22 czerwca 2023 zakończyłam swoje tegoroczne Camino Frances z SJPdP do Burgos. Bilet lotniczy z Madrytu miałam na 28 czerwca, więc postanowiłam zostać 3 dni w Burgos. Trwała radosna fiesta a miasto roztaczało przede mną swoje cuda! Zatrzymałam się w ładnym „Hostelu Catedral Burgos”, w 10-osobowym pokoju tylko dla pań, z łazienką. Na parterze hostelu był bardzo przytulny bar. Moje życie pielgrzymie zmieniło się w życie turystyczne.
DZIEŃ PIERWSZY: to przede wszystkim cudowna Catedral de Santa Maria. Katedra jest ogromna, a z zewnątrz wygląda tak, jakby była utkana z koronek. Obeszłam ją kilkakrotnie wokół, a z każdym krokiem odsłaniało się jej kolejne piękne oblicze.
W środku Katedra jest również imponująca – spędziłam tu prawie 3 godziny! Był oczywiście św. Jakub, grób Cyda i jego małżonki, piękny Krzyż z Burgos słynący z łask i… dużo, dużo więcej. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie ekspozycja ukazująca najstarsze zaczątki Katedry.
DZIEŃ DRUGI: Cienistym nadrzecznym bulwarem, potem przez Parque Quinta doszłam do wspaniałego, nowoczesnego Muzeum Ewolucji Człowieka (dla osób 65plus wstęp za darmo). Z zachwytem oglądałam niezwykłe ekspozycje, wiele z nich było multimedialnych. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie ciekawie wyeksponowane (w pomieszczeniu ze specjalnym oświetleniem i ogrzewaniem) znaleziska z Atapuerca. Miejsce niezwykłe! Był to kolejny upalny dzień więc, z ogromną radością, zatrzymałam się w chłodnej wilgoci pięknej fontanny, która zanjduje się tuż przy Muzeum.
DZIEŃ TRZECI: Najpierw weszłam na wzgórze zamkowe skąd mogłam podziwiać rozległą panoramę Burgos. Potem zwiedzałam zamek, który dał początek osadzie Burgos. Zamek to właściwie uporządkowane ruiny lecz pomimo tego widać było niegdysiejszą potęgę tego miejsca. Wygodne ażurowe pomosty i schodki umożliwiają obejście całego zamku, spojrzenie na niego z rozleglejszej perspektywy no i podziwianie widoków.
A w samo południe, w Catedral de Santa Maria, w pięknej Kaplicy św. Tekli i św. Jakuba uczestniczyłam we Mszy świętej. Kaplica otwierana jest tylko w czasie mszy. To było wzruszające i godne zapamiętania zakończenie mojego Camino. Z ołtarza patrzyli na mnie św. Jakub Matamoros, Santo Domingo de la Calzada (były przy nim dwie kurki) i św. Tekla.
Przed rozpoczęciem Mszy podeszła do mnie jedna z pań przygotowujących kaplicę i spytała czy jestem peregrina – chyba rozpoznała mnie po niewyszukanym stroju Gdy potwierdziłam, zasypała mnie pełnymi zachwytu słowami (po hiszpańsku, oczywiście) i „pokazała” swoim koleżankom - było to miłe i trochę zabawne
Jutro rano wyjeżdżam ALSĄ do Madrytu i spędzę jeden dzień w Madrycie - będę tam już kolejny raz, ale ciągle to królewskie miasto mnie zachwyca. Ale dzisiaj mogę jeszcze nazachwycać się Burgos i nacieszyć trwającą od trzech dni radosną FIESTĄ!
Z wielką tęsknotą czekam na powrót do domu i do Rodziny
W 2024 roku, jak św. Jakub pozwoli, wyruszę dalej swoim Camino Frances z Burgos do… a dokąd to jeszcze zobaczę. Wszystkim Buen Camino!
Tamara Frączkowska :: 10.12.2023 10:59
Ostatni dzień na Camino Frances 2023 - Droga z San Juan de Ortega do Burgos
Wychodzę z maleńkiego, ale z piękną historią, San Juan de Ortega. Dzisiaj przede mną tylko ok. 8 km, a to dlatego, że koniecznie chcę zatrzymać się w Atapuerca i zwiedzić Park Archeologiczny. Ładna droga, poranne mgły i miły chłodek, a potem lekkie słoneczko. Minął mnie samochód Civil Guardia. Właściwie to powinno uspokajać, ale jednak budzi we mnie lekki niepokój, że jednak pilnowanie pielgrzymów jest potrzebne.
Zatrzymałam się w barze w Ages. Kiedyś tutaj właśnie kończył się przewodnikowy etap Camino z Belorado. Jednak kilka lat temu zmieniono to i końcem etapu stało się maciupeńkie San Juan de Ortega. Czy to z powodu średniowiecznego zakonnika San Juan de Ortega, który tak bardzo angażował się w pomoc pielgrzymom?
W albergue „Hostal La Plazuela Verde” w Atapuerca (14 euro) byłam pierwsza. To oczywiste, bo przecież szłam dzisiaj niewiele kilometrów. Hospitalero jeszcze sprzątał, ale z uśmiechem wpuścił mnie, pozwolił zagospodarować się, wziąć prysznic i zrobić pranie.
W Atapuerca odnaleziono szczątki hominidów sprzed miliona lat! Miejsce to zostało uznane za obiekt światowego dziedzictwa UNESCO o wyjątkowej wartości uniwersalnej. Jednak wizyta w Parku Archeologicznym w Atapuerca (wstęp dla pielgrzymów 4 euro) troszkę mnie rozczarowała. Myślałam, że będziemy chodzić po jaskiniach i wykopaliskach. A to było coś w rodzaju wystawy i rekonstrukcji. Jednak hiszpański przewodnik z takim zaangażowaniem i tak plastycznie opowiadał (dorzucając co pewien czas kilka słów po angielsku – na moją prośbę), że wiele zrozumiałam, zapamiętałam, a w domu… doczytam
Za dwa dni będę już w Burgos, gdzie planuję zakończyć swoje tegoroczne Camino. Wiem, że w Burgos jest ogromne albergue municypalne (na 160 osób), ale wolałabym spać w jakimś hostelu w centrum, żeby mieć dobry punkt do zwiedzania tego pięknego miasta. Zarezerwowałam więc noclegi w „ Hostelu Catedral Burgos”, w samym centrum Burgos (23 euro za noc). Noclegi w Madrycie też oczywiście już zarezerwowane, w moim ulubionym hostelu „Mola!”, przy Puerta del Sol.
22 czerwca rano wyruszam z Atapuerca bez pośpiechu, bo przede mną znowu tylko kilka kilometrów, do Cordenuela Riopico, gdzie planuję zatrzymać się w niedużym albergue municypalnym. Kolejny dzień zaczyna się ścieżką otuloną mgłą.
Przede mną dość trudne podejście po kamieniach na Alto Crucero, stoi na nim krzyż z kopczykiem kamieni usypanym przez pielgrzymów. I ja dołożyłam swój kamyczek.
Potem mgła znika i przede mną znowu roztaczają się rozległe, śliczne widoki!
Szybko doszłam do Cordenuela Riopico.
W barze, gdzie zatrzymało się naprawdę wielu pielgrzymów, jem przepyszną (naprawdę gorącą, a nie letnią, jak zazwyczaj) tortille z warzywami. Wszyscy pielgrzymi, którzy zatrzymali się w barze, idą do Burgos. Nawet siedzący przy sąsiednim stoliku pielgrzym (z dość pokaźną tuszą) widać, że bardzo już zmęczony, też ambitnie szedł do Burgos. Do Burgos było jeszcze ok. 14 kilometrów. Pomyślałam, że nie chce mi się tu czekać na otwarcie albergue, a potem spędzać nudnawe popołudnie. Dokupiłam więc wody i ruszyłam do Burgos!
Ale od tej pory był już tylko asfalt i słońce i bez cienia! Przeszłam przez teren budowy, ze specjalnie dla pielgrzymów przygotowaną tymczasową ścieżką, a potem dość długo szłam wzdłuż ogrodzenia lotniska. Pielgrzymów prawie nie widziałam. Znaków za wiele nie było, ale na szczęście w kluczowych miejscach były.
Z przyjemnością zatrzymałam się w barze w Villarfia (to już przedmieścia Burgos). Zjadłam ciastko, wypiłam coca-colę i ruszyłam - przede mną było jeszcze 10 kilometrów, o czym informowała duża tablica. Przedmieścia Burgos, prawie zupełnie bez znaków, ale z Przewodnika wiedziałam, że mam „iść prosto”, więc tak szłam.
I ok. godz. 15, z lekką pomocą dobrych ludzi, bo znaków było naprawdę mało (albo je przegapiałam) doszłam do tego ogromnego albergue municypalnego Cube (10 euro) w Burgos, znakomicie zlokalizowanego, bliziutko sławnej Catedral de Santa Maria. Noclegi w hostelu mam dopiero od jutra. Pomyślałam więc, że ta ostatnia noc w prawdziwie pielgrzymich, albergowych warunkach będzie dobrym zakończeniem mojego tegorocznego Camino.
Dzień zakończyłam długim spacerem po ślicznym Burgos, a na kolację zafundowałam sobie pyszne frutti di mare i vino blanco, przy stoliku z widokiem na Katedrę!
Wszystko bez pośpiechu i z poczuciem ogromnej radości z mojego, ponad 300-kilometrowego Camino. No i zaczęła się FIESTA!
Tamara Frączkowska :: 07.12.2023 16:25
Żegnaj La Rijoa, witaj Kastylia-Leon – w Drodze z Granion do San Juan de Ortega.
18 czerwca 2023 wcześnie wyszłam z Granion i szłam polnymi ścieżkami wśród mgieł. Było cicho i pusto. Cudownie! Po ok. 2 km, stojąca w polu ogromna tablica, zakomunikowała mi, że oto opuszczam region La Rioja i wchodzę do Kastylia – Leon. I jak nożem uciął kończą się winnice, a zaczynają bezkresne pola zbóż i wzrastających słoneczników.
Wracają piękne wspomnienia gdy wyruszyłam w 2013 roku na swoje pierwsze Camino z Leon. Ale teraz do Leon mam jeszcze sporo kilometrów i dni.
Rano, na śniadanie zjadłam tylko mandarynkę, bo tylko to miałam, a tu baru jak nie widać tak nie widać. Na szczęście wodę miałam – o to dbam zawsze. Dopiero po ok. 11 km w Vilamayor jest bar. Ach, jak miło zatrzymać się tu, chociaż jest dość tłoczno, bo wszyscy pielgrzymi wygłodzeni! Tortilla, croissant i dwie cafe con leche dały mi zastrzyk energii. A w barze znowu spotkałam Filipa i Glinkę
Po uzupełnieniu energii wyruszyłam dalej i po przejściu ok. 5 km zatrzymałam się w przykościelnym albergue w Belorado (donativo, zostawiłam 10 euro), o którym słyszałam bardzo serdeczne opinie. Albergue przytulne, malutkie. Śpię w pokoiku 6-osobowym, sama. W drugim pokoiku śpią Niemka i Japończyk. Hospitaleros, dwóch dojrzałych Hiszpanów, są bardzo życzliwi i pomocni. Bardzo polecam to skromne i przyjazne miejsce.
Albergue mieści się przy niedużym, bardzo ładnym, XV-wiecznym kościele Santa Maria. Zdążyłam jeszcze na Mszę o godz. 13. W kościele odnalazłam niejednego św. Jakuba!
Po dobrze przespanej nocy wyruszyłam z sennego jeszcze Belorado do Villafranca Montes de Oca. Zaraz na początku, przy zamglonej polnej ścieżce, spotkałam samochód Guardia Cvil, który po prostu stał przy szlaku. Przywitałam się z gwardzistami i podziękowałam im za opiekę nad pielgrzymami. Widziałam, że sprawiło im to przyjemność. Dalej szłam pięknymi dróżkami i tylko troszkę pod górkę.
Moją uwagę przyciągnęła tajemnicza budowla w szczerym polu – to pozostałości IX-wiecznego klasztoru San Frlices de Oca. Zatrzymałam się na chwilę w tym niezwykłym miejscu. I znowu, podobnie jak w średniowiecznym hospicjum przed Navarette, dziwiło mnie, że właściwie żaden z pielgrzymów nie zatrzymuje się tutaj – czasem ktoś zrobił zdjęcie.
Ostatnie kilometry szłam już w upale a droga zrobiła się znowu stroma!
Albergue w Villafranca Montes de Oca, zlokalizowane przy eleganckim hotelu, jest po prostu luksusowe (15 euro). Ponoć właściciel hotelu był na Camino i po powrocie utworzył to albergue, chcąc zapewnić schronienie pielgrzymom.
Popołudnie ciągle było tak gorące, że kilka minut spaceru skończyło się tylko jedną myślą: dajcie mi trochę cienia! A do tego wszystkie uliczki były naprawdę strome. Jutro też czeka mnie strome podejście od razu na początku dnia.
Na drugi dzień rano, przy smacznym i obfitym śniadaniu, rozmawiałam z Audrey. Która przemierzała Camino na wózku z pomocą córki Sylvii. Spotkałam je już wcześniej i z podziwem patrzyłam jak doskonale sobie radzą. Okazało się, że to Amerykanki i wędrują z SJPdP Drogą Napoleońską!
Gdy wyruszyłam padało i grzmiało, a przede mną było strome podejście. Peleryna na ramiona i plecak i jestem gotowa do drogi
Na szczęście po kilkunastu minutach ostrej wspinaczki, przestało grzmieć i padać. Powietrze było przyjemnie wilgotne, a słońce schowane za białymi chmurkami. To był bardzo ładny odcinek i w sporej części prowadził przyjemną leśną drogą, a do tej pory lasów było bardzo mało.
Na chwilę zatrzymałam się przy pomniku poświęconym ofiarom wojny domowej 1936-39. Potem czekało mnie dość strome zejście.
Ostatnie kilometry znowu wiodły płaską ścieżką wśród drzew. Szłam z bardzo sympatycznym Francuzem Jean Michelem, który wyruszył aż z Paryża.
Szliśmy i rozmawialiśmy, gdy na skraju leśnej drogi, zobaczyliśmy sympatyczne miejsce odpoczynku, z przekąskami za donativo. Z głośnika płynęła radosna muzyka. Wypiłam kawkę, przyglądając się pięknie pomalowanym pniaczkom. Gospodarujący tu Hiszpan był bardzo sympatyczny, a moją szczególną sympatię zdobył tym, że w serdecznych słowach mówił o Polakach i pomocy jakiej udzieliliśmy uciekinierom z objętej wojną Ukrainy.
Cel dzisiejszego dnia był już blisko, a wiodłą do niego bardzo ładna, ciągle płaska droga.
W San Juan de Ortega zatrzymałam się w malutkim albergue (13 euro), leżacym nad barem. 4-osobowy pokoik był mikroskopijny, ale czyściutki i z mini-łazieneczką. Spałam z Bułgarką Anną i hiszpańskim rowerzystą.
Sant Juan de Ortega to malutka wioseczka z piękną historią opieki nad średniowiecznym pielgrzymami. XI-wieczny kościół i klasztor są naprawdę warte obejrzenia. Warto wejść do środka, gdzie obok wielu niezwykłych miejsc, możemy zobaczyć skromny grobowiec San Juan de Ortega – średniowiecznego opiekuna pielgrzymów.
Jednak pomimo miłego albergue i historycznego miejsca nastrój jakoś mi „siadł” W Drodze, jak zawsze, czułam się szczęśliwa, pełna energii. Jednak po przyjściu do celu musiałam naprawdę mocno zmuszać się do wykonania tych, tak niewielu przecież, podstawowych czynności. Prysznic, pranie, rozpakowanie plecaka, kupienie czegoś na jutro i… to wszystko. A ja w jakimś kryzysie… Tęsknię za domem, za życiem bez tej codziennej organizacji podstawowych rzeczy: jedzenie, spanie.
Na szczęście bardzo smaczna pizza i kieliszek wina blanco nieoczekiwanie szybko poprawiły mi nastrój Ciekawa jestem, co ciekawego zobaczę jutro w Atapuerca, gdzie zamierzam odwiedzić sławny Park Archeologiczny.