Camino de Santiago

Otwarte Ramiona Mojego Camino

04/2020
Otwarte Ramiona Mojego Camino

Tamara Frączkowska :: 27.04.2020 19:05
Norte Dzień 5: Zumaia - Mutriku

13.IX. W albergue w Zumaia nie ma kuchni więc na śniadanie zjadłam coś z plecaka i popiłam wodą. Pielgrzymów żegnali bardzo mili hospitaliero (opiekunowie albergue), rozdając nam jabłka na drogę. Dzisiaj celem jest Deba. Dzień przywitał mnie lekką mżawką i stromym (oczywiścielaugh) podejściem. Ubrałam więc kurtkę, a na plecak naciągnęłam cover (ochraniacz p.deszczowy). Tuż za Zumaia weszłam do otwartego kościoła - chwila modlitwy przed wyruszeniem w drogę zawsze daje mi poczucie, że Ktoś opiekuje się mną.

Po niedługim czasie zupełnie przestało padać więc kurtka i cover znowu powędrowały do plecaka i już przez cały dzień nie były potrzebne. Dzisiejsze Camino odchodzi od oceanu i prowadzi mnie w głąb lądu: raz w górę, raz w dół, malowniczymi wzgórzami. Między wzgórzami, w oddali, czasem widać pasek oceanu. Otacza mnie przyjemne wilgotne powietrze, które tworząc lekkie mgiełki, pięknie podkreśla górzyste krajobrazy.

Kawałek idę wąskim poboczem nieprzyjemnie ruchliwej szosy. Trzeba tu być bardzo uważnym! Po drodze mijam 2 czy 3 bary, ale niestety są zamkniętesad Dopiero przed Itziar, po stromym podejściu, jest otwarty baryes gdzie z wielką przyjemnością piję kawę – to pierwszy dzisiaj gorący napój, bardzo mi smakuje. Zresztą w Hiszpanii nawet w najmniejszych barach, a nawet po prostu w sklepikach, kawa jest zawsze bardzo smaczna. Przechodzę obok samoobsługowego stoiska, ustawionego przy polnej dróżce, na którym wystawiony jest cydr - butelka za 2,5 euro. Nie skusiłam się, ale trzej hiszpańscy pielgrzymi skusili się. Ciekawy czy cydr był smaczny?

Po ok. 5 godzinach wędrówki doszłam na obrzeży Deba. Przede mną bardzo strome, nieprzyjemne zejście - to skorodowany, śliski beton. Dwa razy „przejechałam się” ostro, ale moje kochane Salomony i kijki dały radę i upadku nie było! Deba położone jest na schodzących w kierunku oceanu „tarasach”. Pokonuję je wieloma stromymi schodami. A, gdybym chciała mogę też skorzystać z… windy! Decyduję się jednak na schody, z których mogę podziwiać piękną panoramę miasta. Dochodzę do ładnego rynku, otoczonego zadbanymi kamienicami, ze sklepikami i restauracjami na parterze. Na tarasie jednej z restauracji widzę Helen, Marion, Silke, Emmę i Emila – czyli moje Camino Norte Family. Witamy się radośnie i przy smacznym jedzonku, dochodzimy do wniosku, że mamy jeszcze siły więc pójdziemy kawałek dalej – do albergue Izarbide w Mutriku - to ok.6 km za Deba. Helen dzwoni i, na wszelki wypadek, rezerwuje dla nas miejsca. To był dobry pomysł. Bo już na miejscu okazało się, że bez rezerwacji albergue nie przyjmowało pielgrzymów.

Z Deba do albergue Izarabide jest dość stromo, ale droga jest malownicza, często przez las i z pięknymi widokami. Idę razem z Marion i Silke. Jesteśmy zmęczone, ale pełne radości. Cieszymy się, że jutro rano nie będziemy musiały rozpoczynać dnia od tego stromego podejścia, bo będzie już po prostu za nami!

Albergue Izarbide nie wygląda imponująco. To przerobiony jakiś stary, metalowy magazyn z dość ponurymi salami (oddzielnie panie, oddzielnie panowie – i to jest plus!), ale łazienki są ładne, czyste i nowoczesne. A w gratisie z albergue mamy piękny widok na ocean!


Dodaj komentarz »

Tamara Frączkowska :: 22.04.2020 22:44
185 tysięcy!

Bardzo się cieszę, że czytacie mojego bloga! 185 tysięcy otwarć to jest naprawdę powód do dumy! Dziękujęheart W tym niełatwym czasie, gdy przez panującą pandemię, musimy na razie zrezygnować z wyruszenia na Camino, zapraszam Was na wspólną wirtualną wędrówkę niezwykłym, pięknym i niełatwym Camino del Norte z Irun do Santiago de Compostela. Jeżeli planujecie, gdy sytuacja już na to pozwoli, wyruszenie na Camino i macie jakieś pytania, to bardzo chętnie na nie odpowiem. Dziękuję za Waszą obecność i za wszystkie dotychczasowe komentarze. BUEN CAMINO!


Dodaj komentarz »

Tamara Frączkowska :: 14.04.2020 13:29
Norte Dzień 4: Orio - Zumaia

12.IX: Po smacznym śniadaniu i ostatnim rzucie oka na przyjazne, pięknie położone albergue w Orio, dziarsko ruszyłam w Drogę. Z moją Camino Norte Family umówiliśmy się w, cieszącym się dobrą opinią,  albergue San Jose w Zumaia. Wyruszyłam jako jedna z pierwszych. Przeszłam wąskimi uliczkami Orio, potem mostem, z którego pożegnała mnie piękna poranna panorama miasteczkaheart

Panowała ciepła, hiszpańska jesień. Czułam wokół siebie przestrzeń, a pod stopami, równomiernie odmierzającymi kroki, czułam tę Drogę, którą tak kochałam: Camino de Santiago – Droga św. Jakuba!

Po około 6 kilometrach ujrzałam piękny widok na Zarautz.

Gdy już szłam przez miasto, nagle z tyłu ktoś zawołał po polsku: Cześć, witam Polkę! To byli Nina i Rafał. Jakże miło było usiąść razem przy gorącej, mocnej kawie i zimnym, świeżym soku pomarańczowym. Jakże miło było porozmawiać po polsku!

Za chwilę, przy sąsiednim stoliku, usiedli Helen, Emma i Emil. Przez Zarautz przeszłam z Niną i Rafałem, którzy idą wolno (Nina miała problem z kolanem), ale robią codziennie długie, ok. 30 kilometrowe, dystanse. Przy wyjściu z Zarautz, Nina i Rafał zatrzymali się na odpoczynek. Ja poszłam dalej, mijając grupkę elegancko, sportowo ubranych Niemców - emerytów. Szli bez plecaków.

Z Zarautz do Zumaia można iść dwiema drogami: w głąb lądu albo brzegiem Oceanu do Getarii. Wybrałam drogę bliżej oceanu, prowadzącą malowniczym nadmorskim bulwarem. W Getarii droga odchodzi od oceanu i prowadzi wśród zieleni, przez maleńkie wioski i nieduże winnice. Od czasu do czasu na horyzoncie widać błękitny pasek oceanu i nieba.

Niespodziewanie, już blisko Zumaia, weszłam na piękną drogę wśród wysokich, pachnących drzew eukaliptusowych. Na jej końcu znowu ocean i piękna panorama Zumaia, leżącego u podnóża gór, przy piaszczystej plaży.

Bez trudu odnalazłam Albergue San Jose, ale było jeszcze zamknięte poszłam więc coś zjeść. Zaraz w pierwszej miłej restauracyjce spotkałam swoją Camino Norte Family! Zjedliśmy naprawdę smaczny obiad: sałatkę, gule (małe rybki) i popiliśmy cydrem. Cydr to typowy dla Basków trunek o niewielkiej zawartości alkoholu. Robiony ze sfermentowanego soku z dojrzałych jabłek, świetnie gasi pragnienie. Nie jest to mój ulubiony napój, ale od czasu do czasu warto spróbować tego baskijskiego specjału! Szczególnie, że Baskowie podają go w specjalny sposób, nalewając do szklanek z wysoka. a napój pieni się smakowicie.

Dzisiejszy odcinek albo był łatwiejszy od poprzednich albo ja już nabrałam wprawy, bo szło mi się bardzo przyjemnie. Co prawda nie było zbyt dużo oceanu, ale niektóre widoki były naprawdę spektakularne!

Albergue San Jose jest klimatyczne chociaż skromne. Jednak wielkim luksusem są tutaj niewielkie pokoje. Ja spałam, z Marion i Zelke, w pokoju 3-osobowym!yes

Niestety w albergue nie ma żadnej kuchni i nie ma możliwości zrobienia sobie nawet herbaty. Poszliśmy więc na kolację do sąsiedniej knajpki, gdzie podjęliśmy decyzję, że następnego dnia idziemy do Deba do albergue municypal (albergue rządowe) mieszczącym się w dawnym budynku stacji kolejowej – oczywiście, każdy idzie swoim tempem.

Po dniu pełnym wrażeń czułam się zmęczona i fizycznie i… lingwistycznieindecision bo jednak rozmawianie po angielsku wymaga ode mnie ciągłej koncentracji, ale z dnia na dzień widzę, że porozumiewam się coraz sprawniej. Pomimo tej trudności bardzo cieszy mnie bliski kontakt z Family Camino Norte, dodaje mi otuchy i daje poczucie miłej pielgrzymiej przynależności.


Dodaj komentarz »

Tamara Frączkowska :: 02.04.2020 13:05
Norte Dzień 3: San Sebastian - Orio

11.IX: Rano w hostelu w San Sebastian zabrakło wody, a hostel duży. Na szczęście wstałam jako jedna z pierwszych i woda jeszcze była. Mogłam więc umyć się i do skromnego śniadania (bułka, serek) wypić herbatęyes Radośnie ruszyłam w drogę. No i oczywiście od razu pod górkę, bo z poziomu pięknej plaży i oceanu, trzeba było przejść przez góry do kolejnego albergue. Dzisiaj idę do Orio. Ramiona już prawie przyzwyczaiły się do plecaka więc idzie się całkiem nieźle. Wkrótce widzę San Sebastian już nisko, u swoich stóp.

Dochodzę do sympatycznego miejsca, gdzie przyjazne dusze wystawiły dla pielgrzymów wodęheart Można też wziąć tutaj sello do Credencial del Peregrino. Troszkę dalej, z przyjemnością przyglądam się charakterystycznemu, baskijskiemu domowi z kamiennymi ścianami i szerokim dachem, otoczonemu zadbaną zielenią.

I znowu otwierają się widoki na błękitny ocean i zielone łąki. Dobrze mi się idzie suchą, twardą drogą. Za kolejnym zakrętem, kilkanaście metrów przede mną. widzę dwie znajome sylwetki. To Emma i Emil! Witamy się jak starzy przyjaciele i przez pewien czas idziemy razem. Takie spotkania są bardzo miłe i dają przyjazne poczucie pielgrzymiej wspólnoty.

Po kilku kilometrach, po stromym podejściu zaczyna się, a jakżeby inaczej, strome zejście wśród paproci i drzew. Widzę naturalne, leśne źródełko z aqua potable (woda zdatna do picia), wyraźnie oznakowane. Rozsiadła się tutaj grupka pielgrzymów. W większości widzimy się pierwszy raz, ale czujemy się jak dobrzy znajomi. Siedzimy razem i jemy to, co tam znajdziemy w plecakach.

Wszyscy uzupełniają zapas wody. Poza mną. Od czasu mojego przykrego doświadczenia z wodą na Camino Primitivo ( www.caminodesantiago.pl/blog/25/2016/09 ), na wszelki wypadek piję tylko wodę butelkowaną. W plecaku mam jej wystarczający zapas i wiem, że pomimo mocno grzejącego słońca, wystarczy mi jej do Orio. Strome zejście do Orio okazuje się naprawdę trudnesurprise Pod nogami śliskie kamienie, ale również… jadalne kasztany - muszę ich kiedyś skosztować!

Po wyjściu z cienia, który dawały drzewa, idę już dalej płaską drogą, ale jest bardzo gorąco – a to przecież już wrzesień. Zatrzymuję się przy małej, kamiennej, XIII-wiecznej Ermita de San Martin. Niestety kapliczka jest zamknięta, ale z przyjemnością odnajduję na ścianie kamienną muszlę św. Jakuba.

Mijam kamienne krzyże, cmentarz i jest albegue w Orio! Z radością widzę, że są też tutaj Emma, Emil i Marion, a za jakiś czas dochodzą Helen i Silke. Moje Camino Norte Family jest więc w komplecie!

Po prysznicu i praniu, zdrzemnęłam się chwilkę, a potem poszłam na spacer do centrum Orio. Tutaj spotkałam Monikę Niemkę, z którą mijałyśmy się na szlaku i zamieniłyśmy kilka zdań. Monika zatrzymała się w hotelu bo, jak powiedziała, chce odpocząć od wieloosobowych sal w albergue. Poszłyśmy razem na spacer, potem po spożywcze zakupy i sprawdziłyśmy wyjście z miasteczka na następny dzień.

Albergue w Orio jest bardzo przyjazne i pięknie położone. Można tu zjeść lunch (10 euro) i śniadanie (5 euro) – wzięłam wszystko! Atmosfera podczas lunchu była bardzo miła: dobre jedzonko, lampka smacznego wina i wesołe rozmowy! Chociaż gra w kalambury po angielsku okazała się jednak dla mnie trochę za trudnalaugh

Kilkunastoosobowe albergue jest pełne, ale wszyscy szybko pogrążają się w sen. Trzeba nabrać sił przed kolejnym dniem na Camino.


Dodaj komentarz »