08/2017
Otwarte Ramiona Mojego Camino
« Starsze wpisy | Nowsze wpisy » |
Tamara Frączkowska :: 25.08.2017 21:45
Dalej niż Santiago - Finisterra i Muxia
13 października 2016, po nocy spędzonej w wygodnym 1-osobowym pokoju w Seminario Menor (15 euro) w Santiago, jadę autobusem do Fisterry (miasteczka przed Finisterrą). Zostawiam plecak w alberdze "Cabo da Vila" (12 euro) i ruszam tam, gdzie średniowieczni pielgrzymi szukali muszli nad brzegiem Oceanu Atlantyckiego i nieśli je do swoich domów jako dowód, że dotarli na koniec świata czyli na Finisterrę. Z Fisterry na Finisterrę to niedługa droga (ok. 3 km), trochę chodnikiem, trochę poboczem. Mijam pomnik pielgrzyma.
I oto jestem. Przede mną „koniec ziemi”: skały ostro spadają w głębinę Oceanu.
I obowiązkowe zdjęcie przy najbardziej chyba znanym słupku z muszelką 0,00 kilometra: Koniec Drogi. Czy to na pewno koniec?
Przyznam, że Finisterra troszkę mnie rozczarowała. Byłam oczywiście szczęśliwa i wzruszona, że jestem tu, na „krańcu ziemi”. Jednak oczekiwałam spokojnego, dzikiego miejsca, a… było trochę inaczej
Ale przede mną jest jeszcze jedno, ważne miejsce. Może ważniejsze niż Finisterra? To Muxia, ze swoją cudowną legendą o Matce Boskiej, która właśnie w Muxia objawiła się św. Jakubowi. Z Fisterry do Muxia jest 30 kilometrów. To piękna Droga wśród pól i drzew, a najpiękniejsza jest na tych odcinkach, które prowadzą wzdłuż brzegu Oceanu.
14 października ruszam wcześnie rano: szczęśliwa Wita mnie cudowny wschód słońca, które prowadzi mnie przez jakiś czas. To rzadkość na Camino, bo Camino prowadzi nas zazwyczaj ze wschodu na zachód i wschodzące słońce mamy za sobą. Teraz było inaczej, cudownie.
Cudowna droga nad Oceanem. Idę zupełnie sama: ja i Ocean. Jestem zachwycona.
Po ok. 15 kilometrach zatrzymuję się na noc w maleńkim Lires w alberdze „As Eiras” (12 euro).
Gdy rano 15 października 2016 ruszam z Lires jest troszkę chłodno i troszkę mży.
Jednak bardzo szybko robi się piękna pogoda. Dziękuję św. Jakubi Wędrując muszę uważnie patrzeć na strzałki na rozstajach dróg, bo wskazują one dwa kierunki: jeden dla tych, którzy idą z Finisterry do Muxia i drugi dla tych, którzy idą z Muxia do Finisterry.
To już ostatni dzień mojego Camino – mojej niezwykłej wędrówki. Cieszę się, że wokół jest tak pięknie i spokojnie.
I oto jest! Mistyczna Muxia i widok jak mojego ukochanego filmu „Droga życia”. Wita mnie w nim św. Jakub.
Czyż Muxia nie jest przepiękna?!
W Muxia otrzymałam Muxiankę czyli certyfikat przejścia z Finisterry do Muxia. To piękna pamiątka
Tak zachwyciłam się tym miejscem, że postanawiłam zmienić plany i zostać w Muxia jeden dzień dłużej. Po prostu zakochałam się w tym mistycznym miejscu. Na noc zatrzymałam się w alberdze „Arribada” (8 euro), z oryginalnymi łóżkami z zasłonkami dającymi poczucie przyjemnej intymności.
Następny dzień to wzruszająca Msza św. w Kościele Nosa Senora da Barca (Nasza Pani z Łodzi), cudowne wędrówki po Muxia i pyszne frutti di mare w nadmorskiej knajpce.
Dużo czasu spędzam wśród ogromnych głazów przy Kościele Nosa Senora da Barca. My pielgrzymi wierzymy, że te głazy to skamieniałe pozostałości łodzi, którą Matka Boska przypłynęła do Muxia, żeby pokrzepić na duchu św. Jakuba i zachęcić go do pozostania w Hiszpanii i dalszego szerzenia chrześcijaństwa. Szczególnie jeden z tych głazów jest wyjątkowy bo przypomina kształtem rozpięty na wietrze żagiel.
Żegnam się z Muxia o zachodzie słońca.
Czuję zachwyt tym co widzę i… smutek, że to koniec mojej Drogi, mojej pielgrzymki. Jutro Santiago, potem Madryt i powrót. Co pozostawi we mnie ta Droga? Tego jeszcze nie wiem. Odnajdę to w swoim sercu już wkrótce.
Żegnaj Camino! A może do widzenia?
Komentarze (6): Pokaż/ukryj komentarze »
- marta :: 29.08.2017 19:30 Tamaro , zazdroszczę z całego serca i jeszcze trochę , że masz odwagę sama wyruszyć w nieznane. Przeczyta lam wszystko i porobiłam notatki , może się przydadzą. Pozdrawiam , i życzę dalszych tak wspaniałych wędrówek m.
- Tamara :: 30.08.2017 23:17 Dziękuję za miłe słowa. Życzę Ci spełnienia marzenia o Camino. Jeżeli miałabyś jakieś szczegółowe pytania, chętnie odpowiem. Pozdrawiam
- Kasia :: 31.08.2017 08:38 Tamaro, czy miałaś ze sobą prześcieradło przeciw insektom? Na forum bardzo straszą pluskwami, nieprzyjemnymi materacami itp. Jak to wygląda na Primitivo?
- Tamara :: 31.08.2017 09:47 Witaj Kasiu. Na Camino Byłam dwukrotnie: na Frances (z Leon do Santiago) i na Primitivo plus Finisterra i Muxia. Dziennie idę srednio 20 km (czasem więcej, czasem mniej, ale średnia wychodzi własnie taka) W związku z tym zatrzymuję się w wielu albergach. I, może to zabrzmi zaskakująco, nigdy w żadnej alberdze nie trafiłam w sypialni na pluskwy ani inne robactwo i wszędzie materace były w porządku (w albergach często dostajemy jednorazowe prześciaradła). Nie spotkałam też robaków w kuchni. Raz czy dwa małe rybiki były w łazience, ale one zdrzają się także w naszych mieszkaniach. Prześcieradła przeciwinsektowego nie miałam i na obecne Camino także go nie zabieram. Oczywiście, jeżeli Caminowicze o tym piszą, to gdzieś pluskwy itp. mogą się zdarzyć, ale na pewno zdarza się to rzadko. A jeżeli zdarzy się? To cóż :) Camino zaskakuje nas wieloma szytuacjami :) Pozrawiam
- Kasia :: 01.09.2017 19:05 Tamaro, jesteś niezwykłą osobą. Cokolwiek piszesz, jest jak balsam: pełne łagodności i ciepła. Nawet jak piszesz o pluskwach :D
- Tamara :: 01.09.2017 23:48 Dziękuję :) To bardzo miłe słowa. Camino jest jak balsam dla naszej duszy, serca i ciała. Doświadczyłam tego. Buen Camino!
Tamara Frączkowska :: 22.08.2017 22:36
Santiago de Compostela - moje Miejsce
12 października 2016 - ostatni dzień! Dzisiaj będę w Santiago de Compostela! Bardzo wcześnie wychodzę w ciemność i mżawkę. Z Monte do Gozo do Santiago jest 5 kilometrów (może troszkę więcej). To jest bardzo przyjemna droga, pomimo mżawki, radosna. Wchodzę do Santiago.
Tą samą drogą wchodziłam do Santiago w 2013 roku. Wtedy towarzyszyły mi ogromne emocje. To było moje pierwsze Camino. Nie wiedziałam jak wygląda Santiago de Compostela. Katedrę św. Jakuba znałam tylko ze zdjęć. Santiago to była wielka niewiadoma. Czułam dumę i szczęście, że doszłam, że poradziłam sobie w tej samotnej, 330 kilometrowej, trudnej Drodze z Leon www.caminodesantiago.pl/blog/25/2014/06
Dzisiaj 12 października 2016 roku czuję się inaczej. Za mną trudne Camino Primitivo. Przeszłam samotnie ponad 340 kilometrów, pokonując wiele słabości. Ale… nie czuję już tych emocji, które towarzyszyły mi 3,5 roku temu. Teraz czuję radość nie na spotkanie z czymś niezwykłym, jak to miało miejsce poprzednio. Dzisiaj czuję radość jakbym… wracała do Domu. Wchodzę do Santiago, wchodzę na Praza do Obradoiro, wchodzę do Katedry Santiago i… czuję, że wróciłam do swojego, ważnego Miejsca, gdzie Ktoś na mnie czeka.
Komentarze (4): Pokaż/ukryj komentarze »
- Kasia :: 23.08.2017 13:44 Witaj, Tamaro! Z wielką przyjemnością czytam Twoje wspomnienia z Camino Primitivo. Za miesiąc będę podążała Twoimi śladami, w związku z tym zwracam się z prośbą o pomoc w podjęciu paru decyzji :). Jak ciężki miałaś plecak? A w związku z tym: Jaki miałaś śpiwór? Na zdjęciu wygląda na malutki. Czy był puchowy, czy letni? Czy używałaś sandałów? Czy miałaś tylko cienką kurtkę przeciwdeszczową czy też np. softshell? Czy uważasz, że konieczna jest taka peleryna, jaką masz na zdjęciu w Santiago? Podobno człowiek się w niej bardzo poci, no i swoje waży. Czy może wystarczy zwykła, plastikowa peleryna za kilka złotych? Przydała Ci się karimata? Bardzo liczę na to, że podzielisz się swym doświadczeniem :). Pozdrawiam serdecznie!
- Tamara :: 23.08.2017 21:33 Witaj Kasiu ? Jest mi bardzo miło, że podoba Ci się mój blog ? Rozumiem, że wybierasz się na Camino Primitivo. Piękna Droga przed Tobą. Warto zaplanować jeden dzień na pobyt w pięknym Oviedo. Credencial del Peregrino otrzymasz w Katedrze San Salvador. Mój plecak ważył ok. 8 kg. W drodze dochodził jeszcze ciężar jedzenia i wody. W zupełności wystarczy śpiwór letni. Ja mam śpiwór typu mumia Fjorda Nansena. Wypełniony jest sztucznym tworzywem i waży 0,9 kg. Zakres komfortu termicznego to 12 – 6 stopni. Zakres temperatur to max 24 stopnie i min. minus 11 stopni. Jestem z niego bardzo zadowolona. Wędruję w butach trekkingowych przed kostkę firmy Salomon. Część osób wędruje w sandałach trekkingowych np. Keen. Warto, żeby miały zasłonięte palce. Mam ze sobą polar i lekką kurtkę przeciwwiatrową/przeciwdeszczową Mam pelerynę (również firmy Fjord Nansen). Jest lekka, ma garb na plecak i jest dość przewiewna bo to typ poncho. Zwykła peleryna może być wystarczająca, ale wtedy musisz zadbać o cover przeciwdeszczowy na plecak. Karimata nie przydała mi się ani na Frances z Leon w 2013 roku ani na Primitivo w 2016. Dawała mi jednak jakieś poczucie bezpieczeństwa ? Na tegoroczne Camino (Frances z SJPdP) biorę tylko kawałek karimaty do ewentualnego odpoczynku podczas wędrówki. Warto mieć ze sobą kijki bo Primitivo jest jednak strome ? BUEN CAMINO!
- Tamara :: 23.08.2017 21:36 Kasiu! Widzę, że w moim pierwszym komentarzu smile zamieniły sie w znaki zapytania :)
- Kasia :: 25.08.2017 19:03 Bardzo dziękuję za cenne wskazówki i życzę pięknych wrażeń na tegorocznym Camino. Spokojnej, pełnej ciszy i refleksji Drogi!
Tamara Frączkowska :: 21.08.2017 21:49
Droga do Monte do Gozo
Z albergi w As Seixas wychodzę, gdy jest jeszcze ciemno, ale latarka nie jest już potrzebna. W drzwiach żegna mnie David.
Z As Seixas do Monte do Gozo jest ok. 70 kilometrów. Dzielę tą drogę na 4 odcinki: Melide, Arzua, Pedrouzo i Monte do Gozo.
Do Melide idę jeszcze ostatnie kilometry Camino Primitivo, które żegna mnie pięknymi widokami.
Gdy jestem już ok. 8 kilometrów za As Seixas widzę przed sobą, poznanego wcześniej, Hiszpana (który jedzie rowerem z pieskiem), ale teraz jest bez roweru i bez pieska i… wraca do albergi w As Seixas. Pytam, co się stało. Okazuje się, że ruszając z albergi pamiętał o rowerze, o budce dla psa, o psie, ale zapomniał o… plecaku Zostawił więc rower z pieskiem w miejscu odpoczynku dla pielgrzymów, a sam na piechotkę wraca po plecak.
W mijanym małym gospodarstwie widzę, w drewnianej szopce, imponujące zapasy na zimę i… czuję głód. Zatrzymuję się więc na drugie śniadanko, a po chwili widzę radosne siostry z Holandii – często spotykamy się w drodze.
Po miłym odpoczynku ruszam dalej. Piękne, górskie Camino Primitivo zostaje za mną.
Przede mną Melide, gdzie zatrzymuję się w alberdze „Pereiro” (10 euro). W tej samej, w której spałam w 2013 roku
Kolejne dni to wędrówka wśród widoków znajomych już z 2013 roku. Na drodze nieco więcej pielgrzymów. Tłoku nie ma, ale wyraźnie jest nas więcej.
Jest też takie sympatyczne spotkanie. Czy wiecie jaką osiołek ma przyjemną sierść? Ja wiem, bo go głaskałam. A w moim Credencial del Peregrino pojawiła się kolejna sello: z muszelką i… osiołkiem
Dochodzę do Arzua i tutaj po raz pierwszy na Camino otrzymuję, podczas Mszy, błogosławieństwo dla pielgrzymów. Każdy z nas pielgrzymów mówi skąd jest i skąd idzie. Błogosławieństwo to bardzo wzruszający moment.
Po nocy w alberdze municypalnej w Arzua (6 euro) ruszam do Pedrouzo.
Jakże wszystko jest mile znajome: i ta droga przez las i bar – oczywiście pełny
Nawet, podobnie jak w 2013 roku, o mało co nie przeoczyłam skrętu do Pedrouzo. Zatrzymuję się w ładnej, prywatnej alberdze „Otero” (10 euro), a wieczorem znowu podczas Mszy błogosławieństwo pielgrzymów w pięknym kościele z ołtarzem w kształcie muszli św. Jakuba.
6660
Z każdym kilometrem rośnie emocja radosnego oczekiwania na moment dojścia do Celu – do Katedry św. Jakuba. Cel jest już tak blisko!
Dochodzę do Monte do Gozo i w oddali widzę wieże Katedry św. Jakuba. Radość!
W Centro Europeo de Peregrinacion Juan Pablo II zafundowałam sobie pokój jednosobowy z własną łazienką (17 euro). W drodze trochę mżyło, więc teraz mogę rozłożyć rzeczy do wyschnięcia.
I znowu, jakby w nagrodę za tą trudną Drogę, błogosławieństwo dla pielgrzymów. W maleńkiej Kaplicy św. Marka (na Monte do Gozo). Mszę celebruje ksiądz z Angoli, grając podczas Mszy na gitarze.
Na Mszy jest też czterech Polaków, ale zaraz idą do Santiago, bo goni ich czas. Monte do Gozo to było dla mnie miejsce miłych spotkań. Spotykam po raz kolejny siostry z Holandii i poznaję Anettę z Danii. Wolontariuszką w polskiej alberdze jest Beata Żelwetro – do tej pory znałyśmy się tylko z facebooka. Miło było zobaczyć się i porozmawiać w realu. Spotkałam też Basię, która wyprzedziła mnie na Primitivo, a na Monte do Gozo czekała na swój autobus do Polski. Wieczorem zjadłyśmy smakowitą pizzę i wypiłyśmy winko. Potem w ciemnościach i deszczu wróciłyśmy do albergi. JUTRO SANIAGO DE COMPOSTELA!
Tamara Frączkowska :: 18.08.2017 17:53
Droga do As Seixas
Rano 7 października 2017, wyruszam wśród mgły, z prywatnej albergi w San Roman da Retorta. Mijam położoną nieopodal maleńką albergę municypalną i wchodzę na piękną Via Romana (Droga Rzymska).
Wokół las, paprocie, wczesna jesień i wszechobecna mgła. Idę całkiem sama. Jest cicho i tajemniczo.
Z mgły wyłania się pastwisko, a na nim konik, który ufnie podchodzi do ogrodzenia. Nic dla niego nie miałam ale zerwałam kępkę zielonej trawki i… konik zjadł
To jeden z najpiękniejszych odcinków tego Camino
Po ok. 10 kilometrach zbliżam się do Ferreira. Tutaj są dwie drogi. Tabliczka informuje, że w prawo są dwie albergi i bary. Skręcam więc. Owszem są dwie albergi z barami, ale zamknięte! Wokół pusto i nie widać ani muszelek ani strzałek Czy dobrze idę? I jak na zawołanie pojawia się poznany już wcześniej Hiszpan To mnie uspokaja. Zamieniamy kilka słów.
Rzeczywiście po chwili pojawiają się słupki z muszelkami, a ja oddycham z ulgą. Na tym odcinku idziemy sporo asfaltem, ale bardzo lokalnymi, zupełnie pustymi drogami. Czasami tuż przy małych wiejskich domkach.
Po przejściu 15 kilometrów, zatrzymuję się w As Seixas w nie tak dawno zbudowanej, alberdze municypalnej (6 euro).
Dzięki niej pielgrzymi z Primitivo mogą wejść na Frances dopiero w Melide. Wcześniej trzeba było iść do Palas de Rei. W alberdze spotykam kilku znajomych z Drogi. Jest wśród nich Hiszpan, który jedzie rowerem, do którego ma podczepioną przyczepkę z budką dla małego, rudego pieska. Piesek głośno szczeka, gdy tylko ktoś zbliży się do roweru. Prawdziwy stróż! Pielgrzymują razem.
To już ostatni nocleg na Camino Primitivo. Jutro będę w Melide. Byłam już w Melide w 2013 roku, gdy wędrowałam samotnie Camino Frances, z Leon do Santiago. To było moje pierwsze Camino www.caminodesantiago.pl/blog/25/2013/09 Wieczorem idziemy grupką do pobliskiej restauracyjki. Smaczna kolacja, lampka wina i… ostatnia noc na Camino Primitivo.
Tamara Frączkowska :: 13.08.2017 15:48
Droga do San Roman da Retorta
Rano 6 października 2016 wychodzę z albergi w Lugo, razem z Holenderką Anne. Anne kończy tu swoje Camino. Idziemy razem do Katedry Santa Maria i przy Bramie Santiago żegnamy się. Będę Annę mile wspominać.
Za Bramą trochę pogubiłam drogę, ale zapytany przechodzień wskazał mi właściwy kierunek – do mostu na rzece Mino. Rzeka była przepięknie otulona mgłą.
Z Lugo mamy do wyboru dwie drogi. Pierwsza do San Roman de Retorta (wtedy na Camino Frances wchodzimy w Melide). Druga do Friol, gdzie wchodzimy na fragment Camino del Norte (wtedy na Camino Frances wchodzimy w Arzua).
Droga do San Roman de Retorta (którą ja wybrałam) delikatnie, faliście wznosi się, ale podczas wędrówki jest to prawie niewyczuwalne.
Na szczycie tej bramy wita nas pielgrzym i muszle św. Jakuba.
Dochodzę do San Vincente, gdzie jest piękny kościół Igrexa Parroquial de San Vincente do Burgo. Na zdjęciach w gablotce przed kościołem pokazane jest jego piękne wnętrze. Niestety kościół jest zamknięty
Obok jest bar więc zatrzymuję się na chwilę przerwy
Wędruję dalej. Idę lewą stroną spokojnej, wąskiej szosy, wokół same pola, puściutko. Nagle widzę, że w moim kierunku biegnie szosą pies. Wow, trochę się wystraszyłam więc przeszłam na prawą stronę szosy. Hm – pies też przebiegł na prawo. To ja znowu na lewo – i on na lewo. Myślę trudno, skonfrontujemy się, w końcu ja jednak jestem większa Jakieś 5 metrów przede mną pies zatrzymał się, spojrzał na mnie, odwrócił się tyłem i zaczął spokojnie iść – jakby mnie prowadził. Gdy się trochę oddalił, oglądał się na mnie, siadał i czekał. Chciałam mu zrobić zdjęcie, ale gdy tylko wyciągałam aparat, on wstawał i wolno ruszał przed siebie.
Tak szliśmy razem ok. 3 km. Potem piesek skręcił na pole, gdzie w oddali widać było zabudowania. Już się na mnie nie oglądał. Żegnaj więc towarzyszu wędrówki
Dzisiejsza droga prowadziła w znacznej części wąskimi, spokojnymi, asfaltowymi szosami, trochę poboczami. Były też odcinki leśne, piękne i wyglądające tajemniczo.
Gdy zbliżymy się do San Roman de Retorta mamy do wyboru dwie drogi albo dalej prosto wąską szosą albo przed cmentarzem skręcamy w prawo w kierunku starej Drogi Rzymskiej (Via Romana). Ja wybrałam tę drugą możliwość. Zatrzymuję się w alberdze „O Candjo”, gdzie za miejsce w pokoju 4-osobowym płacę 10 euro.
Podobnie jak inni pielgrzymi, którzy zatrzymali się w tej niewielkiej alberdze, zamawiam obiad (dowożony przez hospitaliero). Spotykam tutaj ponownie Holenderkę Annelies (wyruszyła na Camino ze Słowacji) i Davida, który płaci za albergę, ale decyduje się na spanie w jednym z hamaków zawieszonych przed albergą. Prysznic, pranie i rozmowy pielgrzymów. Dzisiaj przeszłam 20 kilometrów, łatwym terenem, alelekko pobolewa mnie prawa noga – może to wynik wędrówki asfaltem? Do Santiago de Compostela jest już mniej niż 100 km!
Tamara Frączkowska :: 10.08.2017 13:59
Droga do Lugo
Wychodzę z albergi w O Cadavo, gdy zaczyna wschodzić słońce. Piękny, jesienny świt 4 października 2016.
Droga z O Cadavo do Lugo jest łagodna – strome góry zostały już za mną. Tylko jeszcze dość strome podejście tuż za O Cadawo, a potem idę łagodnie, często wśród lasów, paproci i rozległych pól. Wokół widać pierwsze znaki jesieni.
Dochodzę do Villabade, nad którym góruje Sanktuarium Nuestra Senora del Carmen.
Niestety Sanktuarium jest zamknięte, ale obok stoi truck, przy którym robię sobie krótką przerwę na kawę i smaczną tortillę. Idę dalej. Mijam taki piękny dom.
Na noc zatrzymuję się w Castroverde, w nowoczesnej municypalnej alberdze (6 euro), położonej zaraz na początku miejscowości. Jest tu kościół pw. św. Jakuba – niestety zamknięty, a obok śliczna fontanna.
Późnym wieczorem alberga jest już pełna. Ze swojego górnego łóżka obserwuję pielgrzymów, a wśród nich tych, którzy szczególnie zapadli mi w pamięć.
David – Brytyjczyk romskiego pochodzenia, który opłacał miejsce w alberdze, żeby się umyć i coś ugotować, ale lubił spać przed albergą David to człowiek z duszą włóczęgi, bardzo otwarty i miły. Spotykałam go kilkakrotnie.
Ane z Holandii, która wędrowała z Oviedo, ale tylko do Lugo, bo nie miała urlopu. Poznałyśmy się jeszcze w Castro i z przyjemnością spotykałam ją w kolejnych albergach
Jean z Francji – sympatyczny student filologii polskiej na UJ w Krakowie. Polskiego uczył się dopiero czwarty rok, ale mówił znakomicie i był doskonale zorientowany w polskiej literaturze i sztuce – tej dawnej i tej współczesnej. Na moje pytanie, co spowodowało, że zaczął uczyć się języka polskiego odpowiedział: Chciałem nauczyć się jakiegoś języka, bo to lubię, i na chybił – trafił, pokręciłem globusem Jeszcze wypiliśmy razem, na drugi dzień rano, kawę w barze i… już się nie spotkaliśmy.
Na drugi dzień, po miłej porannej kawie i pogawędce z Jean’em, wyruszam dalej do Lugo. Jest 5 października 2016. Droga łagodna, czasem lasem, czasem szosą.
Widzę przed sobą, nowoczesne miejsce odpoczynku dla pielgrzymów Są tu automaty, gdzie można kupić coś do jedzenia, mikrofalówka, zlew z wodą, a w niektórych są nawet toalety (czyste!). Wygodne to, ale jakieś… za nowoczesne, jak na Camino.
W niektórych miejscach są też wyłożone sello, które możemy wbić sobie do naszych Credencial del Peregrino. Niestety są tacy, którzy kradną albo niszczą pieczątki – przykre.
Droga prowadzi cały czas na zmianę to ścieżkami to asfaltem. Miło jest, gdy na domach Hiszpanów widzimy elementy związane z Camino, a jest ich naprawdę dużo
Za mną 23 kilometry i już widzę przed sobą ponad 2-tysiącletnie Lugo. Sławne swoimi rzymskimi murami (ponad 2-kilometrowymi) i bramą, którą w IX wieku wkroczył do Lugo król Asturii Alfons II Wstydliwy podczas pielgrzymki do miejsca odnalezienia szczątków św. Jakuba. Ja również wchodzę tą bramą.
Zatrzymuję się w municypalnej alberdze (6 euro) i robię pranie w albergowej pralce automatycznej
Jest tu też Ana i razem spędzamy wieczór w pięknym Lugo. Najpierw Katedra Santa Maria z zachwycającą kaplicą Virgen de los Ojos Grandes (Matka Boska z Wielkimi Oczami).
Ana kończy w Lugo swoje Camino. Idziemy więc razem do miłe restauracji na Starym Mieście, jemy pyszny obiad i pijemy pyszne wino. Ana jest kiperem więc biedny kelner został szczegółowo wypytany zanim wino zostało wybrane
Wieczorny powrót do albergi. Sen, jak zawsze, przyszedł bardzo szybko.
Tamara Frączkowska :: 07.08.2017 20:07
Droga do O Cadavo
Obudziłam się bardzo wcześnie rano, 3 października 2016, w alberdze „Cantabrico” w A Fonsagrada. Było jeszcze ciemno, a ja już tak bardzo chciałam ruszyć w te strome góry. W alberdze powoli zaczynał się ruch. Po skromnym śniadaniu (takie są najczęściej na Camino) ruszyłam.
Ten odcinek (26 km) okazał się, w mojej ocenie, najtrudniejszy na całym Primitivo. Ale, jak to na Primitivo, w zamian za włożony wysiłek dostajemy cudowne widoki i poczucie własnej dzielności
Na początku trochę asfaltu, lasów sosnowych i eukaliptusowych, a po kilku kilometrach zaczyna się wspinaczka w kierunku Montouto 1050 mnpm. I, jak to po wspinaczce, następnie jest ostre zejście do Paradavella. Wokół cudowne widoki i oczywiście smukłe wiatraki. Na tym odcinku przechodzimy przez wyjątkowe miejsce: rozległe pozostałości szpitala dla pielgrzymów z XIV wieku, który działał jeszcze do początku XX wieku! Miejsce to zrobiło na mnie wyjątkowe wrażenia. Poczułam wspólnotę z tymi dawnymi pielgrzymami, którzy tutaj znajdowali schronienie.
No, a potem, jakżeby inaczej, kolejna ostra wspinaczka. Dobrze, że nie padało bo byłaby to droga naprawdę niebezpieczna. A tak w ogóle to przez całe Camino św. Jakub zapewnił mi świetną pogodę Droga cały czas piękna, idę sama – bardzo rzadko mija mnie jakiś pielgrzym.
I jest! Przytulny bar! I jest radość!
Gdy przygotowywałam się do mojego Camino, z Hiszpanii docierały wieści o pożarach na Camino Primitivo. I rzeczywiście widać zniszczenia, które ogień spowodował w górach.
Do O Cadavo już coraz bliżej. Zmęczenie wynagradzają mi piękne widoki.
Jeszcze kilka kilometrów w dół i zmęczona widzę municypalną albergę, która jest zaraz na początku O Cadavo (6 euro). Jest już sporo pielgrzymów, ale wolne miejsca jeszcze są. Za to miejsca na sznurkach do suszenia wypranych ubrań, już nie ma. Mam na szczęście kawałek własnego sznurka, który przydaje mi się po raz pierwszy . Obok albergi jest kościół, a w nim wieczorna Msza, ale nie było na niej wielu pielgrzymów. Kolejny, piękny i trudny dzień na Camino. Następne odcinki będą już łatwiejsze – tak w każdym razie twierdzi mój przewodnik
Tamara Frączkowska :: 01.08.2017 21:25
Droga do A Fonsagrada
Droga z Grandas de Salime do A Fonsagrada nie jest łatwa. To ok. 30 km i strome podejście do Puerta del Acebo. Na początku, przez ok. 5 km, droga nie jest trudna. Jest bardzo ładna z rozległymi pastwiskami i polami.
Gdy tak idę podziwiając rozległe widoki, w głowie powolutku układa mi się plan. Nie chcę korzystać z busa. Chcę czuć ziemię pod stopami! Jednak obawiam się czy poradzę sobie na tym trudnym odcinku do A Fonsagrada. Decyduję, że zatrzymam się na noc w Castro i stamtąd wyślę plecak do A Fonsagrada. Decyzja podjęta Idę więc spokojnie i z radością rozglądam się wokół. Czasami droga biegnie tuż przy oknach domków. A domków czasem pilnują... koty
Przede mną maleńkie Castro z jedną albergą „Recidencia Juvenil de Castro” (13 euro). Przytulną i klimatyczną. Jest też mały bar z bardzo dobrym jedzeniem i z czarna herbatą, o którą w Hiszpanii nie jest łatwo
Dzisiaj już wiem dlaczego św. Jakub „zatrzymał” mnie w Castro. Poznałam tutaj wspaniałych pielgrzymów których wielokrotnie spotykałam potem w drodze. Włoszka Barbara, Holenderka Anne, Południowoafrykanka Corin, Hiszpanie Miguel i Dżordżi i osoba wyjątkowa: mieszkająca na Słowacji Holenderka Annelies, która wyruszyła na Camino ze Słowacji. Każda z tych osób wniosła coś dobrego i wyjątkowego do mojego pielgrzymowania. Długi dzień w Castro (byłam tu wyjątkowo wcześnie) upływa na spacerowaniu po pięknej okolicy, podziwianiu widoków, na rozmowach z pielgrzymami i na obserwowaniu… kotów.
Na drugi dzień, gdy jest jeszcze ciemno zaczyna się ruch w alberdze. Dobre śniadanie i wszyscy ruszamy do A Fonsagrada.
Dziwnie mi się idzie bez plecaka, ale droga jest trudna, stroma i długa. Cieszę się więc, że plecak sobie „pojechał”. A wokół mnie przepiękne widoki i smukłe wiatraki.
Wspinaczka na Puerta del Acebo. Zmęczenie. Ale przede wszystkim, jak co dzień, radość, że tu jestem.
Docieram do Puerta del Acebo i mijam niepozornie oznaczoną granicę pomiędzy Asturią i Galicją. Linia ułożona z kamyków, mała kamienna tablica i flaga.
Jakże to miejsce różni się od efektownego, dużego, kamiennego postumentu na granicy pomiędzy Kastylia-Leon i Galicja (Camino Frances).
Od tej pory uwaga: muszelki są odwrócone w stosunku do asturiańskich (i każdych innych w Europie). Teraz to ramiona muszelki wskazują kierunek. Można łatwo pomylić się. Na szczęście często pojawiają się jednoznaczne żółte strzałki.
Zmęczona z przyjemnością zatrzymuję się w małym barze El Acebo – podobnie jak inni pielgrzymi. Do A Fonsagrada mam jeszcze jakieś 12 kilometrów czyli ponad połowa drogi za mną.
A Fonsagrada! Jestem u celu! Zatrzymuję się w naprawdę ładnej alberdze „Cantabrico” (10 euro) i z radością widzę, że przy recepcji czeka mój przyjaciel Deuter
A wieczorem, w przemiłym gronie pielgrzymów poznanych w Castro, kolacja i pulpa (ośmiornica). Pulpę jadłam w 2013 roku w O Cebreiro (Camino Frances) i nie smakowała mi. Tutaj jest zupełnie inaczej przyrządzona i jest naprawdę smaczna. Jutro kolejny trudny odcinek - do O Cadavo.