06/2020
Otwarte Ramiona Mojego Camino
« Starsze wpisy | Nowsze wpisy » |
Tamara Frączkowska :: 08.06.2020 16:10
Norte Dzień 9: Geretiz-Eskerike - Bilbao
17.IX. śniadanie w albergue Eskerike, przed wyjściem do Bilbao, było trochę smutne, bo to prawdopodobnie ostatnie wspólne śniadanie naszej Camino Norte Family
Współtowarzysze mojej dotychczasowej wędrówki zaplanowali nocleg w hotelu w Bilbao i pozostanie tam jeden dzień dłużej na odpoczynek i zwiedzanie. Ja planowałam nocleg w albergue municypal (rządowe schronisko dla pielgrzymów) w Bilbao i dalszą wędrówkę w następnym dniu. Wiedzieliśmy, że dzisiejsza droga do Bilbao jest trudna, stroma, a do tego zapowiadał się upalny dzień. Przez moment rozważaliśmy nawet opcję, że może zatrzymać się gdzieś przed Bilbao, ale ostatecznie ta propozycja upadła. Pocieszające było to, że ponoć za Bilbao Camino del Norte jet już mniej strome.
To był rzeczywiście trudny odcinek. Najpierw strome zejście i kawałeczek po płaskim do Lezama i Zamudine. Potem bardzo stromo w górę i w dół. Był ciężki, bezwietrzny upał. Na szczęście, nauczona wcześniejszym doświadczeniem nie tylko tego Camino, miałam spory zapas wody, który jeszcze po drodze uzupełniłam. Na Camino Primitivo w 2016 roku miałam poważne zaburzenia żołądkowe spowodowane… właściwie nie jestem pewna czym, bo były i przydrożne jeżyny, i woda ze źródełek (ale zawsze aqua potable czyli woda zdatna do picia). Od tego czasu na Camino piję wodę butelkowaną. Przysparza to trochę ciężaru, ale przynajmniej jestem spokojna
Po kilku kilometrach wędrówki, w przydrożnym barze, spotkała mnie miła niespodzianka. Ktoś zawołał mnie po imieniu! To Emma, Emil, Helen, Else i Izabela! Wypoczęci, po nocy spędzonej w hotelu w Bilbao, postanowili nie zatrzymywać się na dzień odpoczynku w Bilbao, tylko ruszyć dalej.
Ostatni, ostry kawałek przed Bilbao szłam z Helen. Upał był bardzo uciążliwy, a droga stroma. W pewnym momencie Helen zasłabła. Zabrakło jej wody. Na szczęście miałam jeszcze wodę i podzieliłam się z Helen. Po kilkunastominutowym odpoczynku, gdy Helen poczuła się troszkę lepiej, wolniutko poszłyśmy dalej. Widok Bilbao sprawił nam ogromną radość i ulgę.
Stromymi schodami weszłyśmy w wąską uliczkę, przy której był bar. Weszłyśmy tam na zimną coca-colę. Pomimo tego, Helen, bardzo blada, powiedziała, że nie ma siły już na zrobienie ani jednego kroku. Zamówiłyśmy więc taxi (przy pomocy zaaferowanych klientów baru i barmana). Najpierw pojechałyśmy do hotelu Helen, podziwiając po drodze widok na Katedrę św. Jakuba i Muzeum Guggenheima. Gdy Helen wysiadła, ja pojechałam dalej do swojego albergue municipal.To duże albergue, które z zewnątrz wygląda dość ponuro – mieści się w ośrodku sportowym z kompleksem boisk. Jednak wewnątrz było czysto i całkiem miło. Mogłam nacieszyć się luksusem spania na pojedynczym polowym łóżku, w najlepszym miejscu na kilkunasto osobowej sali
Byłam bardzo zmęczona. Szczególnie tym ostatnim odcinkiem i obawą o Helen. Nie miałam już siły wrócić do centrum i obejrzeć Bilbao. Jednak śmiało mogę powiedzieć, że jestem dumna ze swojej kondycji: nogi w porządku choć plecak z wodą ważył prawie 9 kg - jednak ta woda bardzo się przydała! Poszłam jeszcze po małe zakupy, przeszłam się po stromych schodach, które prowadzą z centrum miasta do albergue i sprawdziłam drogę na jutro. Potem z przyjemnością oddałam się procesowi odpoczywania tym przyjemniejszemu, że w albergue było cichutko, bo nie było zbyt wielu pielgrzymów.
Mogłam też porozmawiać po polsku z Piotrem z Gdańska i z Eliaszem ze Szwajcarii. Jak się okazało Eliasz ma dziewczynę Polkę i całkiem dobrze radził sobie po polsku.
Na dobranoc odbyłam kolejną, miłą rozmowę telefoniczną z Basią, która idzie kilka etapów przede mną. Ostrzegała mnie przed trudnym przejściem nad klifem na etapie do Noja. Rzeczywiście to przejście okazało się trudne, ale przepiękne! Ale o tym przekonam się dopiero za kilka dni!