03/2020
Otwarte Ramiona Mojego Camino
« Starsze wpisy | Nowsze wpisy » |
Tamara Frączkowska :: 29.03.2020 16:03
Norte Dzień 2: Pasajas de San Juan - San Sebastian
10.IX: Z albergue w Pasajas de San Juan prowadzą mnie bardzo wyraźne znaki do przystani skąd malutką łódką przepływam na drugą stronę zatoki.
Wysiadam w Pasajes de San Pedro. Muszelek i strzałek jakoś nie widać. Ruszam wzdłuż nabrzeża. Widzę niewielki bar więc wchodzę na śniadanie. Menu, jak zazwyczaj w Hiszpanii: cafe con leche i coś słodkiego – smaczne. Przy sąsiednim stoliku siedzi dwoje pielgrzymów, pozdrawiamy się uśmiechem. Po chwili pielgrzymi wychodzą i idą… w kierunku przeciwnym niż ja zamierzałam iść! Korzystam więc z najpewniejszego źródła informacji i pytam barmana o drogę. Jednak pielgrzymi poszli dobrze! Podążyłam więc w tym samym kierunku. Zaraz na początku strome podejście i nagroda: przepiękny widok na skały stromo opadające w świetlistą wodę oceanu, latarnia morska. W dalszym ciągu stromo, a widoki przepiękne.
Cudowna tajemnicza dróżka wśród zielonych paproci, czasem laskiem. Były też eukaliptusy, które tak mnie zachwyciły w 2013 roku na moim pierwszym Camino z Leon do Santiago.
Po kolejnym stromym podejściu, nagle moim oczom ukazała się, nisko w dole, piękna plaża, a przy niej malowniczo położone San Sebastian (po baskijsku Donostia).
Strome zejście, trochę schodów i zaraz przy wejściu do miasta otwarty kościół. Weszłam. Spotkałam tu miłą Hiszpankę – staruszkę, która z uśmiechem zagaiła mnie: Camino? Solo? Potem zjadłam w kawiarni, z pięknym widokiem na most nad rzeką Urumea, tortillę (jajecznica zapieczona z ziemniakami i różnymi dodatkami), sok z pomarańczy i malutkie espresso. Pysznie smakowało po męczącej, chociaż niedługiej, drodze. No i teraz podstawowe dla pielgrzyma pytanie: gdzie jest albergue? Żeby je odnaleźć błąkałam się z godzinę. Albo ja gapa, albo dojście źle oznakowane. Trochę pomogła mi mapka, którą dostałam od miłej pani w informacji turystycznej na Parte Vieja (Stare Miasto). Albergue, a właściwie hostel, prawie przy wyjściu z miasta i bliziutko plaży. Dostałam pokój 6 – osobowy, ale spaliśmy tam tylko we trójkę: ja, Marion i Hans (spotkaliśmy się już w Pasajas). W sąsiednim pokoju są też Emma, Emil, Helen i Silke. Wszyscy już trochę zbliżyliśmy się do siebie, ale jeszcze nie wiedzieliśmy, że aż do Bilbao będziemy trzymać się razem. Prysznic, opatrzenie malutkiego bąbelka na dużym, prawym palcu i ruszyłam na podbój miasta gwiazd! Cudowny spacer plażą i nadmorską promenadą. Wokół wielu bardzo eleganckich wczasowiczów. Cudownie było zanurzyć stopy w pluskającej wodzie na Playa la Concha. Obejrzałam piękny Pałac Miramar. Weszłam do Catedral del Buen Pastor, z pięknymi witrażami i figurą św. Jakuba. Zawsze w kościołach (również w Polsce) szukam wizerunków tego patrona pielgrzymów.
Zjadłam skromny, ale smaczny i syty obiad: duża zapiekanka ze szpinakiem i serem i, jakże by inaczej, cafe con leche. Do hostelu wróciłam zmęczona i z wielką przyjemnością zawinęłam się w czyściutką, białą pościel – taki luksus na Camino zdarza się rzadko! W nocy ok. g. 22 do pokoju wpadło dwóch Hiszpanów i dość arogancko zaczęli domagać się, żebyśmy przeszli na górne łóżka, bo to oni mieli zarezerwowane dolne! Wtórował im recepcjonista. Ja i Hans trochę zgłupieliśmy, ale Marion stanowczo zawalczyła i… Hiszpanie wynieśli się. I można było znowu otulić się białą pościelą.
Komentarze (2): Pokaż/ukryj komentarze »
- Majka :: 01.04.2020 23:43 piękne zdjęcia-szczególnie nawa główna :)
- Tamara :: 02.04.2020 16:42 Majka miło mi, że podobają Ci się moje zdjęcia. Jesteś doświadczoną caminowiczką i na pewno doświadczyłaś na sobie jak wiele wrażeń zaciera się w naszej pamięci. Notatki i zdjęcia pozwalają w cudowny sposób pomóc naszej pamięci. Jedno zdjęcie, a opowiada często długą historię. Buen Camino!
Tamara Frączkowska :: 26.03.2020 09:46
Norte Dzień 1: Irun - Pasajes de San Juan
8.IX: Do Irun dotarłam po 30 godzinach podróży, zmęczona i trochę niespokojna, czy dam radę, bo przecież Camino del Norte ma opinię trudnego. Municypalne Albergue de Peregrinos de Irun było jeszcze zamknięte, poszłam więc na… coca- colę. W ulicznej kawiarence poznałam miłych pielgrzymów: Emmę i Emila (małżeństwo z Holandii) i Japonkę Masako Po miłej pogawędce poszliśmy razem do albergue. Tutaj kupiłam Credencial del Peregrino (Paszport Pielgrzyma) i dostałam pierwsze sello (pieczątka). Po ulokowaniu się na dolnym łóżku i po zimnym prysznicu (awaria ciepłej wody), wyruszyłam obejrzeć miasto, coś zjeść i kupić prowiant na następny dzień. Poszłam na Puente de Santiago (Most św. Jakuba) spinający brzegi Rio Bidasoa. Po jednej stronie rzeki leży hiszpańskie Irun, a po drugiej francuskie Hendaye.
Bardzo miły spacer zakończony smaczną bocadillo (duża kanapka). Po powrocie do albergue czułam się bardzo zmęczona i niespokojna, ale postanowiłam nie panikować tylko po prostu iść spać i odpocząć przed pierwszym dniem wędrówki.
Noc, w towarzystwie kilkunastu osób w sali, nie była łatwa. Podekscytowana, przed czekającą mnie długą drogą, budziłam się kilkakrotnie, chociaż w albergue panował wzorowy spokój.
9.IX: Z Irun do Pasajes de San Juan Po skromnym, pielgrzymim śniadaniu (w cenie noclegu) wyruszyłam przez Kraj Basków, z uroczą, pełną entuzjazmu Masako, ok. godz. 7. Kilka kilometrów szłyśmy razem, potem Masako poszła szybciej i już się nie spotkałyśmy. Mam nadzieję, że bezpiecznie doszła do Santiago.
Droga pięła się stromo pod górę, gliniastymi i kamienistymi ścieżkami.
Minęłam urokliwą kapliczkę św. Jakuba, a potem niewielkie Sanktuarium Matki Boskiej z Guadalupe.
Stąd towarzyszył pielgrzymom Vicente – hospitaliero (osoba pracująca w albergure, opiekun pielgrzymów) z Irun. Dodawał otuchy, udzielał rad, przypominał o wodzie. Było to bardzo miłe i przyjazne. Ja i dwóch innych pielgrzymów poszliśmy z nim bardzo stromym skrótem. Zasapałam się bardzo, aż Vicente zaproponował mi nawet, że poniesie moją mochila (plecak). Miło podziękowałam, ale honorowo niosłam mój plecak sama Droga była dobrze oznakowana i zaprowadziła nas na rozległy szczyt skąd roztaczał się przepiękny widok na Irun i Hendaye i na… kolejne strome podejście! Tutaj Vicent pożegnał nas. Na pamiątkę zrobiłam sobie z nim selfie.
Po pokonaniu kolejnej stromizny znowu zobaczyłam przepiękny widok: ocean i góry czyli Zatoka Biskajska i Góry Kantabryjskie. Zachwycona, zatrzymałam się tu na odpoczynek i z radością patrzyłam jaki świat jest piękny.
Gdy ruszyłam dalej zauważyłam, że mam już niepokojąco mało wody Ten naprawdę duży wysiłek, który wkładałam w drogę sprawił, że piłam znacznie więcej wody niż się spodziewałam. Zaczęłam się niepokoić, bo wiedziałam, że miejsce, gdzie mogłabym uzupełnić zapas wody, będzie dopiero w Pasajes czyli u celu mojej dzisiejszej wędrówki. I wtedy św. Jakub postawił na mojej drodze parę sympatycznych HiszpanówWspięli się tu samochodem i mieli w bagażniku zapas wody, którą serdecznie podzielili się za mną. Co za ulga! Chwilę rozmawialiśmy i okazało się, że ta miła para wraz ze swoim psem, są na wakacjach i zwiedzają Hiszpanię. A w minione wakacje byli w Krakowie!
Po stromych podejściach pod górę zaczęło się strome zejście. Tak będzie przez wiele kolejnych dni: najpierw stromo pod górę, a potem stromo w dół, zejście do poziomu oceanu, gdzie ulokowały się miasteczka i miasta i, gdzie pielgrzymi zatrzymywali się na noc.
Do Pasajes prowadzi strome, betonowe zejście, pokryte śliskimi ziarnami skorodowanego betonu – niebezpieczne, trzeba było iść bardzo ostrożnie. Zejście było długie i już myślałam, że przeoczyłam albergue. Miły starszy Hiszpan potwierdził jednak, że dobrze idę. Ufff! W albergue byłam pierwsza.
Za chwilę przyszli Emma i Emil. Tutaj pierwszy raz przekonałam się jak Baskowie przywiązani są do swojej kultury i do swojej odrębności. Gdy rozmawiałam z hospitaliero Marco o drodze w następnym dniu, wziął do ręki długopis i na mojej mapie przekreślił hiszpańską nazwę Pasajes de San Juan i drukowanymi literami wpisał baskijską nazwę Pasai Donibane. Pasai to śliczne miasteczko położone nad małą skalistą zatoczką. Trwała właśnie fiesta i wszędzie dominował różowy kolor.
Byłam bardzo głodna, a tu, jak to w Hiszpanii, przed godz. 20 jeszcze wszystko zamknięte. Weszłam więc zdeterminowana, do małej knajpki i… dostałam, na zapleczu, pyszną jajecznicę i sałatkę. Nastrój psuł mi trochę widok podwieszonych pod sufitem krowich nóg!
Coca-colę wypiłam więc na zewnątrz, patrząc na wesołych, „rozfiestowanych”, mieszkańców. Potem spacer nadbrzeżnym pasażem i długa, miła rozmowa telefoniczna z Basią, która idzie kilka etapów przede mną. Sprawdziłam jeszcze wyjście na drugi dzień – będzie łódka. Po powrocie do albergue poznałam Helen (Holenderka z Wlk. Brytanii), Silke i Marion z Niemiec. I właśnie z nimi i z Emmą i Emilem, których poznałam w Irun, aż do Bilbao trzymaliśmy się razem tworząc Camino Norte Family Nie szliśmy plecak w plecak razem, ale spotykaliśmy się w drodze, w przydrożnych barach i umawialiśmy się, w którym albergue zatrzymamy się razem. To było bardzo miłe! Pierwszy dzień mojego trzeciego Camino dobiegł końca. Był trudny, bo od razu stromy, a ja jeszcze nie przyzwyczaiłam się do ciężaru plecaka na ramionach. Był to jednak cudowny dzień: z pięknymi widokami, spotkaniami z ludźmi i z poczuciem radości i dumy: dałam radę!
Tamara Frączkowska :: 22.03.2020 15:45
Norte: Miałam plan...
Jest takie powiedzenie: Jeżeli chcesz rozbawić Pana Boga opowiedz Mu o swoich planach. No właśnie. Miałam plan. Miałam! Na wrzesień tego roku zaplanowałam swoje piąte Camino: Lourdes, Saint-Jean-Pied-de-Port i dalej Camino Frances w kierunku Santiago I co? I jest pandemia Czy komuś z nas, współczesnych Europejczyków, przyszłoby do głowy, że jeden maleńki wirus poradzi sobie z nami – rwącymi się w Kosmos, dumnymi z możliwości naszej wiedzy, medycyny, techniki?
Dzisiaj wiem, że nie wyruszę w tym roku na Camino Wiem, że będzie mi tego bardzo brakowało. I przyszła mi do głowy taka myśl, żeby wirtualnie, przejść jeszcze raz moje 1000 kilometrowe Camino del Norte. Realnie przeszłam Camino del Norte z Irun, przez Oviedo i dalej przez Gijon do Santiago. Ale jakoś nie mogłam, od powrotu z Hiszpanii 26 czerwca 2019 roku, znaleźć czasu na uporządkowanie zdjęć, notatek, wspomnień. Teraz jest ku temu okazja. Okazja wymuszona, ale jednak jest, bo przecież znacznie więcej czasu spędzam (podobnie jak pewnie większość Was) w domu. Zapraszam więc na wirtualną wędrówkę przez Kraj Basków, Kantabrię, Asturię i Galicją. Od Irun przez Bilbao, Santander, Ribadesella, Valdedios, Oviedo, Gijon, Luarcę, Tapia de Casariego, Arzua do Santiago de Compostela. Odwiedzimy też zachwycającą Covadongę i królewski Madryt. Kto chętny wyruszyć ze mną?
Komentarze (8): Pokaż/ukryj komentarze »
- Wojtek :: 23.03.2020 00:24 Poczekaj, już zakładam buty... Mój plan był na maj Barcelona -Saragossa.
- Tamara :: 23.03.2020 18:45 Witaj Wojtku! Nie zapomnij o wodzie! :) Buen Camino!
- Arturo Jorge Patre :: 26.03.2020 13:10 Będę Ci tu tradycyjnie marudził i komentował wtrącając swoje. Dawaj!
- Tamara :: 26.03.2020 21:46 Arturo! Wiadomo. Przecież jesteś specjalistą od Norte w lipcu :) Pozdrawiam!
- Grzesiek :: 27.03.2020 20:22 Głowa do góry, Tamaro, ja mam juz bilet do Francji kupiony i chcemy przejść od Nancy do Veseley
- Tamara :: 28.03.2020 20:20 Grzesiek. Tak, optymiści mają teraz lepiej. Zresztą optymizm zawsze jest lepszy od pesymizmu :) Pozdrawiam i pięknej i bezpiecznej Drogi życzę!
- Majka :: 01.04.2020 23:49 A ja jeszcze nic nie zmieniam- mam bilety do Lourdes na 18 czerwca, rozum mówi,ze nic z tego ale to mialo być moje 13 camino, czy 13 przyniesie szczęście?! czekam na cud :)
- Tamara :: 02.04.2020 16:39 Majka, wszyscy mamy nadzieję, że szybko wrócimy na Camino! Wszyscy za nim tęsknimy. Nie traćmy nadziei. Buen Camino!