02/2017
Otwarte Ramiona Mojego Camino
« Starsze wpisy | Nowsze wpisy » |
Tamara Frączkowska :: 22.02.2017 20:52
Droga do San Juan de Villapanada
22 września 2016 obudziłam się bardzo wcześnie i już, jak najszybciej chciałam wyruszyć :) Wyszłam z Escamplero, gdy było jeszcze ciemnawo. Szczęśliwa, wpatrzona w drogę przed sobą i… pierwszy opiekuńczy znak św. Jakuba: COŚ zmusiło mnie, żeby popatrzeć w lewo, a tam, w trawie żółty znak wskazujący, że tutaj trzeba skręcić w zieloną, polną drogę!
Minęłam małą Capilla de Santa ANA de Premono stojącą w miejscu starego szpitala dla pielgrzymów.
Wędrowałam do San Juan de Villapana piękną, zieloną drogą. Przeszłam most nad rzeką Nalon - najdłuższą rzeką w Asturii. Otaczała mnie bujna, wilgotna zieleń.
Pokonuję dość strome podejście do Grado, długie na ok. 3 km. W Grado zatrzymuję się, żeby coś zjeść w miłym towarzystwie Brigitte z Niemiec i Johna z Kaliforni. Potem robię zakupy bo w San Juan nie ma żadnego sklepu ani baru.
Do San Juan trzeba odejść ok. 1,5 km od szlaku, ale warto. Zejście jest bardzo wyraźnie oznakowane.
W San Juan jest skromnie wyglądający kościółek Santuario de la Virgena del Fresno. Niestety był zamknięty.
Alberga (municypalna) jest bardzo klimatyczna, zadbana.
Okazało się, że moje zakupy w Grado nie były konieczne, bo kuchnia w alberdze jest obficie zaopatrzona (jest nawet alkohol!). Za to co bierzemy do jedzenia należy zostawić zapłatę w skarbonce. Pełne zaufanie. Wierzę, że pielgrzymi nie zawodzą tego zaufania.
Przy kolacji wielkim kunsztem kucharskim wykazał się, poznany przez mnie w Escamplero, Włoch Marco. Zebraliśmy to wszystko, co kto miał w plecaku i Marco wyczarował z tego pyszną kolację dla wszystkich.
Na dworze zaczęło mżyć, więc przed snem rozwiesiliśmy jeszcze swoje mokre rzeczy na sznurku pod sufitem. W tym „przedsięwzięciu” pomógł nam bardzo sympatyczny hospitaliero Domingo.
Tamara Frączkowska :: 13.02.2017 11:59
Droga do Escamplero
Pierwszy dzień wędrówki - 21 września 2016. Jak przyjemnie jest znowu poczuć plecak na ramionach i drogę pod podeszwami wychodzonych, wygodnych butów. To moje drugie Camino. Od pierwszego (Leon – Santiago de Compostela www.caminodesantiago.pl/blog/25/2013/09 ) minęły ponad trzy lata. Ale nie czułam tego czasu. Czułam się tak, jakby nie było mnie tutaj klika dni. Tym bardziej, że mój pielgrzymi dobytek był taki sam jak trzy lata temu. Poza jednym wyjątkiem. Tym razem, pod namową Andrzeja (doświadczonego Caminowicza należącego do Elbląskiego Klubu Przyjaciół Pomorskiej Drogi św. Jakuba) zabrałam ze sobą niedrogie, ale solidne kijki trekkingowi. Nigdy jeszcze nie wędrowałam z kijkami. Na razie spokojnie czekały w plecaku i myślałam, że niosę je niepotrzebnie. Jakże się myliłam! Przez ulice Oviedo wiodły mnie piękne, mosiężne muszle.
Jednak na peryferiach miasta muszle zniknęły, a ja troszkę się pogubiłam. Pytani przechodnie nie potrafili mi pomóc. Dopiero, po jakimś czasie młoda kobieta wskazała mi drogę. Pamiętajcie: należy kierować się na Park Camino de Santiago.
Droga nie była trudna, trochę pofałdowana.
Przeszłam, starym XIII-wiecznym mostem Puente de Gallegos, rzekę Nora.
Dopiero ostatnie kilometry przed Escamplero były strome. Opłatę za albergę (5 euro) uiściłam w dużym, dobrze widocznym z drogi barze, dostałam pieczątkę w Credencial del Peregrino, powłoczkę na materac, ale… nie mogłam tu nic zjeść. Bar w środy był zamknięty!
W maleńkim sklepiku (na szczęście otwartym) kupiłam suchary (chleba już nie było), ser, pomidora i winogrona. Dla pielgrzyma to wystarczający posiłek, prawda? Po przejściu ok. 15 km weszłam do czystej i zadbanej albergi municypalnej.
Było tu już kilkunastu pielgrzymów. Niektórzy, tak jak ja, ruszyli z Oviedo, a niektórzy szli Camino del Norte i w Oviedo zeszli na Camino Primitivo. Atmosfera serdeczna – jak to w alberdze. Towarzystwa dotrzymywał nam czarny kotek, którego wszyscy chętnie podkarmialiśmy.
Poznałam tutaj Niemkę Brigitte, Włocha Marco i Włocha Antonello, których potem jeszcze spotkałam w drodze.
Jeszcze o Credencial del Peregrino. Credencial można dostać w Oviedo: nieodpłatnie w punkcie informacji turystycznej (bardzo miła obsługa) lub w Katedrze San Salvador – też nieodpłatnie i do tego jeszcze zniżka za bilet za zwiedzanie Katedry, a naprawdę warto ją uważnie obejrzeć.
Szczęśliwa, że znowu jestem w Drodze, błyskawicznie zasnęłam w małym 4-osobowym pokoju, który zajmowałyśmy tylko we dwie z Brigitte.