10/2013
Otwarte Ramiona Mojego Camino
« Starsze wpisy | Nowsze wpisy » |
Tamara Frączkowska :: 26.10.2013 23:11
Dzień szósty: Astorga - Rabanal del Camino
30 maja 2013 poranek w Astordze był rześki i słoneczny. Po bardzo skromnym śniadaniu, wcześnie wyruszyłam w Drogę. Za sobą pozostawiałam płaskowyż Meseta i wkrótce miałam wejść w góry. Tuż za Astorgą stoi malutki kościółek i chyba wszyscy pielgrzymi zatrzymują się w nim na krótką modlitwę albo na moment zadumy.
Noga, którą nasmarowałam przed wyjściem z albergi (i profilaktycznie robiłam to potem codziennie), nie dokuczała mi, więc dziarsko maszerowałam w pięknym poranku, przepełniona radością. Wokół było sporo Pielgrzymów - wielu z nich zaczęło swoje Camino właśnie w Astordze. Ja czułam się już "doświadczona" i nawet poranne pakowanie poszło mi szybciutko i cichutko Po ok. 7 km droga zaczęła piąć się pod górę. W cudownym słońcu niebiesko i biało błyszczały w przejrzystym powietrzu krzewy lawendy i żarnowca. W oddali widać było wysokie szczyty i wiatraki przetwarzające siłę wiatru w energię (będa pojawiały się jeszcze często).
Nie byłam szybkim wędrowcem. Dzięki temu prawie wszyscy Pielgrzymi wyprzedzali mnie (gdzie tak się śpieszyli?) i mogłam w samotności i spokoju zachwycać sie otaczającym mnie światem
Z wielką przyjemnością zatrzymałam się w w Santa Catalina de Somoza na krótki odpoczynek, z naprawdę pysznym świeżym sokiem z pomarańczy.
Zatrzymało się tu sporo Pielgrzymów, ale wiedziałam, że i tak pójdą szybko do przodu, a ja znowu będę szła w cudownej samotności.
Potem chwila odpoczynku w El Ganso, gdzie trudno nie zauważyć baru "Cowboy" (spotkałam tu Angelę) i gdzie rezyduje gromadka kotów, a jeden z nich pilnował mojego plecaka - za co nagrodziłam go smakołykiem
Dalej już naprawdę było stromo. Stromo i pięknie. W czasie wędrówki, gdy towarzyszą nam tylko nasze myśli, inaczej zaczynamy postrzegać nasze życie i to co się w nim wydarzyło. Ja zauważyłam, jak wiele dotychczasowych wydarzeń i doświadczeń prowadziło mnie na Camino i jak wiele z nich jest mi teraz, w tej wędrówce, pomocnych. Gdy oglądam dzisiaj swoje zdjęcia z Camino, nie potrafię się zdecydować, które z nich stanowią najlepszą ilustrację moich przeżyć. Jest ich tak wiele; i zdjęć i przeżyć
I oto, przez piniowy las zbliżam się do celu mojej dzisiejszej, najdłuższej jak dotychczas, 22 kilometrowej wędrówki - Rabanal del Camino. Jestem BARDZO zmęczona i zatrzymuję się w pierwszej napotkanej alberdze - to TAVENDA, w niewysokim, kamiennym budynku. Jest ładnie i czysto. W 6 osobowym pokoju jest ze mną czworo Amerykanów (zaczęli Camino w Astordze) i Stefi z Holandii (zaczęła Camino w Saint-Jean-Pied-de-Port). Gdy, po prysznicu, z ulgą wyciągam się na łóżku, Stefi z uśmiechem mówi, że z każdym dniem wyraźnie będę odczuwała wzrost kondycji i coraz łatwiej będzie mi pokonywać trudności. Wierzę jej. Będziemy się jeszcze kilkakrotnie spotykać w drodze. I wzruszone będziemy siedzieć obok siebie w Katedrzę Św. Jakuba, na Mszy dla Pielgrzymów, z zachwytem obserwując cudowne Botafumeiro szybujące pod stropem Katedry. Rabanal del Camino jest niewielką miejscowością, tętniącą życiem Pielgrzymów, położoną wśród gór, lasów piniowych, wrzośców i żarnowców. Jest tu śliczny, jeden z najstarszych na Camino, XII wieczny kościółek - Iglesia de la Santa Maria.
Spacerując stromymi uliczkami trafiam do skromnego, kamiennego budyeczku, gdzie w kapilcy klasztoru Benedyktynów, razem z innymi Pielgrzymami uczestniczę w modlitwie czterech zakonników - recytowanej i śpiewanej. Wszyscy dostajemy małe, kilkustronicowe książeczki w języku hiszpańskim i angielskim (albo niemieckim), żebyśmy mogli uczestniczyć w modlitwie. Jest to bardzo uroczysty i mistyczny moment, pogłębiony przez skupienie zakonników i prostotę wręcz surowość kaplicy. Jeszcze chwila na podziękowanie Św. Jakubowi za opiekę w Drodze i w zachodzącym słońcu wracam do albergi.
Tamara Frączkowska :: 21.10.2013 20:33
Dzień piąty: Villares de Orbigo - Astorga
29 maja 2013 rano, na staromodnej, łańcuchowej wadze podwieszonej do belki, ważymy swoje plecaki (mój waży 9,5 kg), żegnamy cudowną albergę VILLARES DE ORBIGO i ruszamy. Ale przed wyruszeniem robimy zdjęcie.
Jeszcze nie wiem, że są na nim dziewczyny, z którymi z wielką radością będę spotykała się wielokrotnie na Camino. Ta jedna noc, spędzona razem w alberdze, stworzyła między nami serdeczną więź. Od prawej strony stoją: Hospitalieros, Angela z USA, ja, Helen ze Szwajcarii, Helen z Finlandii i jej Mama.
Dzisiaj mam w planie przejście do Murias de Rechiwaldo (16 km). Ruszam w pięknym słońcu i mocnym, zimnym wietrze, Cudowna droga, pod górkę, z górki, wśród mnóstwa kwiatów, lawendy i żarnowców
Po drodze spotykam Helen i Angelę - w przydrożnym "barze" pod gołym niebem, o bardzo adekwatnej nazwie: RAJ. Cudowna atmosfera, radosny właściciel, przekąski i napoje donativo, pieczątka z sercem do Paszportu i jest nawet hamak!
Słyszę znajome słowa, ktoś rozmawia po rosyjsku. To młody Białorusin, z którym wymieniamy kilka sympatycznych zdań, mój rosyjski okazuje się całkiem sprawny
Góry, z ośnieżonymi szczytami są coraz bliżej! A tu niespodziewanie moja prawa noga zaczęła protestować dość bolesnym skurczem w łydce Przypomniałam sobie spotkanego wcześniej młodego, wysportowanego Hiszpana Iwasi, któremu łydka odmówiła posłuszeństwa i zmusiła do krótkiego przerwania wędrówki (rozpoczął ją w Bilbao, skąd pochodził). Żeby podołać dalszej drodze musiał przez 3 dni oddawać swój plecak na taxi, a sam wolno maszerował i czekał na poprawę. Był dobrej myśli i mam nadzieję, że doszedł do Celu.
Postanowiłam więc skrócić swoją dzisiejszą wędrówkę i zatrzymać się w bliskiej już Astordze - po przejściu 13 km.
Sympatyczna alberga SAN JAVIER, w centrum Starego Miasta. Sale oddzielnie dla pań i dla panów, ale łazienki już wspólne Stary budynek, skrzypiące stropy, przytulny salon - kuchnia z ogniem buzującym w "kozie", nawet maszyny do masażu.
Spacer wąskimi uliczkami Astorgi (wolny, bo moja łydka musiała odpocząć), Katedra, Pałac Biskupi Gaudiego, muzeum Camino de Santiago, gorąca czekolada - na chwilę zmieniłam się w turystkę
Potem kolacja w alberdze, przy wielkim stole, w towarzystwie wielu pielgrzymów. Z nogą nasmarowaną Voltarenem, smacznie zasnęłam wśród delikatnych i tajemniczych trzasków drewnianych stropów i schodów.
Tamara Frączkowska :: 18.10.2013 22:54
Dzień czwarty: Villar de Mazarife - Villares de Orbigo
28 maja 2013 po skromnym, ale smakowitym śniadaniu (tosty, dżem, masło, kawa) w barze albergi TIO PEPE, wyruszam o godz. 7.30 do Hospital de Orbigo. Świeci piękne słońce, ale wieje zimny wiatr, nakładam więc czapeczkę, którą pożyczyłam na Camino od mojego męża Mój długi cień kładący się na drodze podkreśla, że przede mną długi, wspaniały dzień samotnej wędrówki.
Droga nie jest trudna, ale zimny wiatr jest dość dokuczliwy więc z przyjemnością wchodzę ogrzać się w alberdze w Villavante. Kawa i pomarańczowe ciasto są pyszne, a wokół kilka już znajomych twarzy. Tutaj poznaję Helen ze Szwajcarii, z którą nieśmiało (nie jestem jeszcze pewna swojego angielskiego) rozpoczynam rozmowę. Ale Helen to otwarta, urocza dziewczyna i po chwili moje onieśmielenie znika. Spotkamy się jeszcze na Camino kilkakrotnie
Droga prowadzi wśród łąk i pól, jest trochę wzgórz, ale droga jest łatwa i zaplanowane na dzisiaj 14 km przechodzę szybko. Przede mną miejsce, które pojawia się w każdym przewodniku i książce o Camino: długi na 270 m, średniowieczny, kamienny most nad rzeką de Orbigo.
Jestem szczęśliwa. Tyle razy oglądałam ten most w książkach i na filmach i oto jestem tu, przyszłam tu sama. Jestem na moście przez który, od XIII wieku, przechodzą wszyscy Pielgrzymi zmierzający Drogą Francuską do Santiago de Compostela.
Zatrzymuję się na słonecznym, osłoniętym od wiatru ryneczku, ozdobionym kolorowymi proporczykami (tak charakterystycznymi dla Hiszpanii), zjadam suchą bułkę i popijam ją wodą, obserwując wygrzewających się w słońcu, na ławeczce pod kamienną ścianą, Hiszpanów z pomarszczonymi, uśmiechniętymi twarzami. Oni też obserwują mnie z zainteresowaniem i przyjaźnie.
Czuję taką energię, że postanawiam iść dalej W moim przewodniku następna alberga jest dopiero za ok. 14 km - to jednak dla mnie zbyt dużo. Ale w przewodniku Amerykanki, którą poznałam poprzedniego dnia, widziałam zaznaczoną albergę w Villares de Orbigo ok. 3 km dalej. Ruszam więc. Przede mną, w oddali widać ośnieżone szczyty gór - tam zmierzam. Za kilka dni przejdę je i pozostawią we mnie na zawsze pamięć przepięknych widoków i dumę, że podołałam temu wysiłkowi.
Warto było ruszyć dalej. W Villares de Orbigo, malutkiej, zadbanej osadzie, zatrzymałam się w alberdze VILLARES DE ORBIGO, najwspanialszej alberdze na całym moim Camino.
Klimatyczne wnętrza, cudowni hospitalieros kochający Camino i pielgrzymów... Poznałam tutaj ludzi, z którymi z radością jeszcze wielokrotnie spotykaliśmy się w Drodze.
Było nas 12 pielgrzymów, każdy z innej części świata (nawet z Korei Południowej). Wspaniała, prosta kolacja, troszkę wina i Helen ze znajomością pięciu(!) języków sprawiły, że stół rozbrzmiewał gwarem ożywionych rozmów. Nasi hospitalieros zaprosili na kolację również starego przewodnika Camino, który towarzyszył (wiele lat wcześniej) Shirley MacLaine w czasie jej Camino.
Po tym pięknym dniu i przyjaznym wieczorze, po przejściu 17 km, zasnęłam dobrym snem, w którym nie przeszkodziło mi zimno w pokoju (alberga nie była ogrzewana) - z pewnością miał w tym swój "udział" mój naprawdę dobry (jak się okazało) śpiwór Fjorda Nansena.
Tamara Frączkowska :: 11.10.2013 21:40
Dzień trzeci: La Virgen del Camino - Villar de Mazarife
27 maja 2013 obudziłam się rano, w 22 osobowej sali i leżąc obserwowałam z podziwem jak po ciemku, niemal po omacku, doświadczeni pielgrzymi potrafią się spakować i cicho opuścić salę. Ja leżałam chyba najdłużej i obserwując uczyłam się życia pielgrzyma. Pakowanie zajęło mi z pewnością więcej czasu niż pozostałym pielgrzymom i jako ostatnia opuściłam salę.
Ok. godz.7.30, w rześkim poranku wyruszyłam. Świeciło piękne słońce, wiał zimny wiaterek, plecak (pomimo, że ważył jakieś 9 kg) nie stanowił utrudnienia, przeciwnie - ten plecak to był mój mały, przenośny dom, a w nim to co niezbędne w wędrówce. Po ok. godzinie zatrzymałam się w przydrożnym barze na śniadanie, które będzie typowe przez całą wędrówkę: cafe con leche i słodka bułeczka.
Drogę wśród łąk wskazywały mi żółte strzałki albo słupki z muszlą, ale były też inne wzruszające wskazówki - jak ta strzałka ułożona z kwiatków i kamyczków przez pielgrzymów.
Po ok. 14 km doszłam do celu - Villar de Mazarife, uroczej, małej, czyściutkiej miejscowości. W alberdze TIO PEPE 4-osobowy pokój dzieliłam z 20-letnim Florentyńczykiem i 40-letnią Amerykanką z Hawajów. Przed albergą witał pielgrzymów pomnik Pielgrzyma stojący przy tak charakterystycznym dla tego regionu kościółku z potrójną wieżą z dzwonami, gdzie swoje gniazda miały klekoczące bociany.
Chodząc wąskimi, stromymi uliczkami trafiłam do Muzeum Mazarife, po którym z dumą oprowadził mnie jego założyciel - staruszek. Dla mnie to były głównie... rupiecie: stare telefony, lampy, porcelanowe izolatory, jakieś drewniane narzędzia i sznurkowe plecionki. Wszystko pięknie poukładane, czyste i ta duma w oczach mojego przewodnika. Wyraziłam swój zachwyt i wsparłam kolekcję 5 euro za co właściciel serdecznie mi podziękował. Miłe, klimatyczne spotkanie
Wieczorem, zjadłam w barze w alberdze smaczne Menu Peregrino, w sympatycznym towarzystwie Anglika (sobowtór Dustina Hofmana), który jak się okazało miał żonę Polkę, był w Krakowie i Zakopanem (o którym opowiadał z zachwytem). Po lampce wina (chociaż postawiono przede mną CAŁĄ butelkę) i po trudzie wędrówki, pełna wspaniałych wrażeń zasnęłam natychmiast - podobnie jak moi mili współmieszkańcy.
Tamara Frączkowska :: 08.10.2013 20:18
Dzień drugi: Madryt - Leon - La Virgen del Camino
26 maja 2013. Po prawie 12 godzinach na lotnisku Barajas w Madrycie, wsiadłam o godz. 23.59 do czystego i wygodnego autobusu ALSA, a o godz. 4.45 wysiadłam w opustoszałym Leon. Było zupełnie ciemno i szczerze przyznaję, że po prostu bałam się. Ale dzięki wskazówkom dwóch miłych Hiszpanek (które wysiadły razem ze mna z autobusu) poszłam na dworzec kolejowy, gdzie przeczekałam (czując się bezpiecznie) do wschodu słońca. I razem ze słońcem ruszyłam. Po drodze na Stare Miasto, z uliczek wprost wysypywali się pielgrzymi. Po niektórych widać było, że przeszli już sporo kilometrów, ale wielu było jeszcze w czyściutkich ubrankach i butach - zaczynających tak jak ja swoje Camino z Leon. Do Starego Miasta doszłam bez trudności i tam, w alberdze Santa Maria de Carbajal wyrobiłam sobie Credencial del Peregrino i zjadłam skromne śniadanie w przyjaznym towarzystwie innych pielgrzymów.
I już tak bardzo chciałam wyruszyć! Nie odczuwałam żadnego zmęczenia (pomimo, że od 24 godzin prawie nie spałam). Radość z tego, co przede mną dodwała mi ogromnej siły. Postanowiłam jeszcze obejrzeć sławne witraże w Katedrze Santa Maria de Regla, ale Katedra była zamknięta Pospacerowałam więc slicznymi uliczkami Starego Miasta i... wtedy Katedra została otwarta. Wzruszona weszłam do środka i mogłam wziąć udział w Mszy, bardzo uroczystej, na którą z wielkim szacunkiem i wśród pięknych pieśni wniesiono figurę Matki Boskiej.
Nie zapomnę chwili, gdy po zakończonej Mszy nakładałam swój plecak, a wokół mnie rozległy się, kierowane do mnie, serdeczne głosy: BUEN CAMINO. To było tak wzruszające, że naprawdę łzy stanęły mi w oczach. A potem... moja pierwsza żółta strzałka
I ruszyłam Dzisiaj wiem, że to był najnudniejszy i najmniej ciekawy odcinek mojego Camino. Te ok. 10 km, to droga przez przedmieścia Leon, a potem wzdłuż dość ruchliwej drogi. Ale ja byłam zachwycona. Piękne słońce, różnokolorowe kwiatki wzdłuż pobocza, male łączki to wszystko mnie ZACHWYCAŁO. Już w La Virgen del Camino dołączyła do mnie sympatyczna Holenderka i zagaiła rozmowę. Dawno nie rozmawiałam po angielsku, ale jakoś radziłam sobie Niestety nie pamiętam imienia tej sympatycznej Caminowiczki, ale dzięki niej dowiedziałam się podstawowych rzeczy o organizacji dnia wędrówki, zaopatrywaniu się w jedzenie, zasadach korzystania z alberg. Wspominam tę znajomość z wielką wdzięcznością
A potem pierwsza noc na Camino w alberdze DON ANTONINO Y DONA CINIA.
I chociaż to był początek Drogi, a przede mną jeszcze ponad trzysta kilometrów, to poczułam, że jestem tutaj, gdzie naprawdę chciałam być i, że z każdą trudnością poradzę sobie!
Komentarze (10): Pokaż/ukryj komentarze »
- Viola :: 09.10.2013 23:37 Tamaro, ciesze sie, ze piszesz tego bloga! Bede z niecierpliwoscia czekala na nastepne odcinki, mam mnostwo pytan, moze odezwiesz sie do mnie? Viola908@wp.pl
- Tamara :: 10.10.2013 09:05 Miło mi, że polubiłaś moje wspomnienia z Camino. Ciekawa jestem czy już byłaś na Camino czy być może myślisz o wyruszeniu. Odezwę się drogą mailową. Pozdrawiam
- L. :: 13.10.2013 15:44 Kiedy czytam Twoje wspomnienia z Camino od razu chce mi się pakować i tam iść...... "ruszyć razem ze słońcem" :-)
- Tamara :: 13.10.2013 22:20 Naprawdę warto ruszyć na Camino. Czekają tam cudowne krajobrazy i wspaniałe poczucie wspólnoty. Ale czeka na nas też odkrycie samego siebie - i może to jest najcenniejsze? Buen Camino - Szczęśliwej Drogi :)
- Grzegorz :: 11.11.2013 21:11 Tamaro , i ja niecierpliwie czekam na kolejny wpis . Brakuje mi tego czegoś aby opisać swoje Camino , więc idę z Tobą , przywołuje swoje wspomnienia ... pisz jak widzisz czekamy . Pozdrawiam serdecznie.
- Tamara :: 11.11.2013 22:27 Cieszę się, że czytając moje wpisy wspominasz Camino wraz ze mną. Te wpisy są dla mnie czymś wyjątkowym: dzięki nim moge przeżyć cudowny czas wędrówki. Tym bardziej cieszę się, gdy ktoś odnajduje w nich swoje przeżycia. A za Camino wszyscy tęsknimy, prawda? Pozdrawiam
- Krystyna Tarkowska :: 13.03.2015 00:02 Chociaż mijają dwa lata, Twój blog ciągle znajduje nowych obserwatorów. Opowiadasz pięknie, odnajduję tu wrażenia jakby moje własne, ale i i gromadzę informacje na moje drugie Camino. I wcale nie szkodzi, ze trasy są inne. Dzięuję Ci za budowanie poczucia wspólnoty.
- Tamara :: 13.03.2015 11:02 Krystyno, dziękuję za tak dobre i serdeczne słowa. Bardzo trafnie to zauważyłaś: budowanie poczucia wspólnoty. Po przejściu Camino czuję ogromną wspólnotę ze współczesnymi Caminowiczami, ale również z tymi, któzy szli tym Szlakiem wiele lat i wieków przed nami :) Chciałabym spróbować zbudować taką lokalną wspólnotę Szlaku Św. Jakuba, który przebiega również przez moje miasto Elbląg. Juz znalazłam wokół siebie wielu serdecznych ludzi. Pozdrawiam i BUEN CAMINO
- Mariola :: 12.06.2016 20:38 Podziwiam ,że odważyłaś się isc sama ,Ja tez chciałabym tam dojść może nie sama ale mam takie marzenie.Pozdrawiam!
- Tamara :: 13.06.2016 12:28 Mariolu, dziękuję za miłe słowa :) Ja też przed wyruszeniem na Camino miałam wiele obaw i wątpliwości - to jest nieuniknione. Postaraj się myśleć przede wszystkim o tym co dobrego przynosi nam Camino. Chętnie odpowiem na Twoje wątpliwości i pytania. Pozdrawiam i BUEN CAMINO